Rozdział dwudziesty drugi

812 25 3
                                    

Nigdy nie rozważałam co właściwie oznacza bycie zauroczonym. Sądziłam, że to po prostu stan, w którym człowiek lubi drugiego człowieka trochę bardziej. Patrzy na niego z zachwytem i zbyt szerokim uśmiechem, nieproporcjonalnym do całej reszty twarzy. Że czuje wtedy szczęście nieadekwatne do otaczającego go wstrętu tego świata. 

Zauroczenie wydawało mi się magicznym zaklęciem oślepiającym. Nagle przestajesz dostrzegać wady nie tylko tej jednej osoby, ale i rzeczywistość wokół sprawia wrażenie bardziej przystępnej, skąpanej w bardziej ciepłych barwach. 

To wszystko było bzdurą. 

Zauroczenie wcale nie było przymierzaniem różowych okularów. Nie w moim przypadku. Zaczynałam rozumieć, że cała ta chora fascynacja jest uzależnieniem. Bo nagle każda chwila z tą drugą osobą okazuje się dla ciebie niewystarczająca. Stajesz się niewdzięcznikiem, który pragnie więcej niż może dostać. Jesteś rozgoryczona, kiedy spotkanie dobiega końca, on znika, a ty nie możesz go zatrzymać, bo co miałabyś powiedzieć? Nie potrafiłam przyznać tego nawet sama przed sobą, że to dziwne ukłucie w klatce piersiowej, kiedy żegnamy się zwykłym, beznamiętnym "narazie", jest ukłuciem smutku. Nie pozwalałam wybrzmieć tej myśli w mojej głowie, więc upychałam ją do zakurzonej szuflady, byle tylko nie przyznać, że polubiłam spędzać czas z Maurice'm Hendersonem.

Moje myśli również się od niego uzależniły. Do niedawna nie chciałam nawet o nim pamiętać. Dziś był obiektem niemal każdej jednej z tych myśli, a wkradał się w nie tak naturalnie, że z trudem przychodziło mi wyłapywanie jego obecności. Upływały długie sekundy nim orientowałam się, otrząsałam i wyrzucałam go za próg, zatrzaskując drzwi przed nosem. 

Ale on ciągle wracał. Pojawiał się o poranku: Czy Maurice właśnie kończy pracę? Zerkał mi przez ramię w trakcie rysowania: Czy znów powiedziałby, że mam talent? Razem ze mną przyglądał się mojemu odbiciu w lustrze: Spodobałabym mu się w tej spódnicy? Pił wspólnie ze mną i Cynthią poranną kawę: Nic dziwnego, że lubił właśnie ją. 

Zauroczenie było do bani.

Chciałam wydrapać jego twarz ze swojej pamięci, nie reagować drżeniem na każde wspomnienie jego dotyku, nie kojarzyć jego osoby z zapachem jabłek i imbiru.

Zaczęłam sądzić, że to wszystko było karą. Pokutą zadaną przez los za to, że tak szybko go osądziłam i równie prędko znielubiłam. A może za to, że zastawiłam na niego pułapkę, że przeze mnie wciąż w pewien sposób nie może uwolnić się od Cynthii. Za to, że on także nie może zapomnieć, a kiedy pojawiło się światełko w tunelu, okazało się, że to mknący pociąg w mojej postaci, który staranował go i przygwoździł na dobre do jej osoby. Zagrodził ścieżkę do kogoś innego, kto uwolniłby go od natrętnych myśli. Tych samych, których sama chciałam się w tej chwili pozbyć.

Bo Maurice był ze mną obecny nawet w trakcie egzaminów. Czytałam pytania po kilkanaście razy nim zrozumiałam ich sens. Na okrągło odtwarzałam w głowie wczorajsze wydarzenia, kiedy pośród tłumu obcych mi ludzi, my tańczyliśmy jakby nie było nikogo. Zapisywałam odpowiedzi, by po chwili przypomnieć sobie jak szeptał "ty i ja" i rumienić się na same tego wspomnienie. Później karciłam się w duchu. Wytężałam umysł, by przebrnąć przez kolejne zadania, dopóki znów nie zbłądziłam gdzieś pomiędzy stoiskami, czując jak ręka piecze mnie w miejscu, w którym Maurice oplatał ją swoimi palcami. To była udręka. Kompletny chaos. 

Wróciłam do domu rozgniewana. Na samą siebie, że tak łatwo dawałam się rozproszyć, że tracę głowę w najmniej odpowiednim momencie mojego nastoletniego życia. Nie odpowiedziałam więc na pytania mamy, która koniecznie chciała wiedzieć jak mi poszło. Wyminęłam ją, zrzucając w pośpiechu buty ze stóp i pokonując co drugi stopień, wdrapałam się na piętro. Zamknęłam się w pokoju z węglem i plikiem kartek na biurku. Rysowałam. Dużo i pośpiesznie. Uwalniałam z głowy wszystkie obrazy, które tłamsiły mnie i pozbawiały zmysłów. Prace powstawały jedna po drugiej. Nie były dopracowane. Były prostymi szkicami, które wystarczały, by wchłonąć każdą emocję, którą oddawałam z zapałem. 

Tylko jeden taniec, FelicioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz