Prolog

2K 41 0
                                    

- I raz, dwa, trzy! Raz, dwa trzy! Obrót! Wyżej głowa! I stop! 

Muzyka ucichła. Została gwałtownie przerwana jednym kliknięciem palca w guzik magnetofonu, który zatrzeszczał nieprzyjemnie, pozostawiając po sobie echo. Podniosłam głowę , odrywając wzrok od kartki papieru, którą trzymałam na kolanach i która dotychczas pochłaniała całą moją uwagę. Zmrużyłam oczy, by przez uchylone drzwi sali lepiej dostrzec, trzy stojące na środku parkietu postacie. Słyszałam dźwięk obcasów, kiedy starsza kobieta, elegancka o wyprostowanej posturze, choć wspierająca się na lasce, skracała dzielącą ją odległość od swoich podopiecznych. 

- Dobrze. Naprawdę bardzo dobrze. - zachrypiała, a ton jej głosu nieco zelżał. Teraz ledwie go słyszałam. - Dopracujemy detale. Rozumiecie. Ostatnie szlify. Później skupimy się na układzie, który zaprezentujecie na mistrzostwach krajowych. 

- Przed mistrzostwami są jeszcze kwalifikacje, przez które również należy przebrnąć. Chyba wybiegasz myślami zbyt daleko w przyszłość, Beth. 

Wychyliłam się na krześle, świdrując wzrokiem sylwetkę Maurice'a. Opierał dłonie na biodrach. Był nieco zdyszany, ale uśmiechał się zadziornie. Włosy mokre od potu opadały na jego czoło, ale wcale nie zamierzał odgarniać ich do tyłu.

Cynthia stała zaledwie krok od niego. Całą wagę swojego ciała skupiała na lewej nodze. Łapczywie piła wodę z plastikowej butelki, zaciskając przez ułamek sekundy powieki, zbyt mocno by nie zwróciło to mojej uwagi. Przyjrzałam się jej podejrzliwie i musiała poczuć na sobie ciężar mojego spojrzenia, bo wyprostowała się nagle, zerkając na mnie kątem oka. Było to tylko jedno krótkie spojrzenie, które ledwie zdążyłam wychwycić. 

- Kwalifikacje, którymi nie musimy się zupełnie przejmować. - kobieta uniosła swoją laskę, a jej końcem trąciła Maurice'a w brzuch. - Jestem pewna waszego awansu. Jeśli za dwa miesiące zaprezentujecie się równie dobrze co dziś, rozłożycie konkurencję na łopatki. Nie ma sensu marnować zarówno waszego jak i mojego czasu na wałkowanie w kółko tego samego, skoro możemy rozpocząć przygotowania do mistrzostw. 

- Obyś nie zapeszyła, Beth. 

- Od kiedy jesteś taki przesądny, huh? - Cynthia odrzuciła butelkę, która przetoczyła się po podłodze i uderzyła o ścianę. Uszczypnęła Maurice'a w ramię, zadzierając kącik ust ku górze, kiedy wzdrygnął się i odsunął. - Beth ma zupełną rację. Jesteśmy gotowi do kwalifikacji. Pojechanie tam, zaprezentowanie się i zdobycie awansu to czysta formalność. Nas interesują znacznie wyższe cele. 

- Czasami odnoszę wrażenie, że jesteś zbyt pewna siebie Cynthio Foster. - uśmiechnął się. - Lubię to. 

Maurice mrugnął, dopiero teraz przeczesując swoje włosy dłonią, co nadało temu gestu znacznie więcej nonszalancji niż zapewne zakładał. Cynthia zachichotała, a ja pokręciłam w nikłym rozbawieniu głową, głośno wypuszczając powietrze. Powróciłam do skrawka papieru, który dalej trzymałam w rękach, kreśląc na nim kawałkiem węgla uchylone drzwi, jakie miałam przed sobą i niewyraźne postacie tancerzy tuż za nimi. Rozcierałam nieregularnie linie, brudząc w ten sposób koniuszki palców. Nie słuchałam już dalej rozmów, dobiegających z salki treningowej. Po chwili i tak zastąpiła ją siąpiąca się ze starego odbiornika muzyka. Ta sama, któa zaledwie kilka minut wcześniej została burzliwie urwana. 

Nigdy wcześniej nie przychodziłam na zajęcia Cynthi. Maurice i panią Holt znałam jedynie z opowieści oraz obserwacji prowadzonych gdzieś z daleko położonego krzesełka na trybunach w trakcie jednych z zawodów tanecznych, w których brali udział. Jeździliśmy niemal na wszystkie. Ja i rodzice. 

Oni byli zafascynowani jej pasją. Chwalili jej decyzję, choć początkowo nie do końca wydawali się przekonani. Myślę, że obawiali się, że na rzecz tańca, Cynthia zrezygnuje z porządnych, w ich mniemaniu, studiów. Że zaniedba naukę i poświęci swoją karierę urzędową na rzecz czegoś tak małostkowego. Ale Cynthia zapewniała ich, że pogodzi ze sobą wszystkie obowiązki. Wydawała się tak pewna tego co mówi. Od razu uwierzyliśmy, że rzeczywiście sobie z tym poradzi. Potrafiła oddać się bez opamiętania tym dwóm światom, między którymi balansowała, nie popadając w żadne skrajności. Tutaj, w sali szkoły tanecznej, była kobietą pełną pasji i tej dziwnej namiętności, której wymagał taniec towarzyski. W murach uniwersytetu przeobrażała się w pilną studentkę. Inteligentną, poukładaną i skrupulatną. Tylko ta charakterność i bezwzględna pewność siebie i swoich możliwości, której skrycie tak jej zazdrościłam, przejawiały się w obu jej wcieleniach. 

Tylko jeden taniec, FelicioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz