Rozdział 18 - Niby lepiej ale jednak nie

34 6 0
                                    


Rozdział 18 - Niby lepiej ale jednak nie

Spoglądała przez okno. Zastanawiała jak sie to stało. Dawno nie miała tak złych przeczyć. Na szybie widniał wielki czerwony napis "Nie uciekniesz". Bucky chodził z tego powodu wściekły.

***

Dwa dni wcześniej

Dostała nowy pokój. Nie zdążyła jeszcze pogadać z Peterem o zajściu w kuchni. Ale nie przejmowała się tym. Dobrze wiedziała, że on nie będzie na nią zły. Nie martwiła się na zapas. Nie miała takiej potrzeby. Czuła się świetnie choć czasem bolała ją lekko głowa. Nie sądziła jednak, że Steve zacznie chować lody gdzieś indziej. Stwierdziła, więc że i tak je znajdzie żeby tylko zrobić mu na złość. Ruszyła spokojnym krokiem w kierunku bliżej nie określonym i pogrążyła się w zadumie.

Peter siedział w salonie. Nie spodziewała się, że tam go znajdzie. Była przekonana że nie ma go w bazie. Siedział przed telewizorem i kubkiem kawy i oglądał wiadomości. Zastanawiało ją dlaczego akurat wiadomości skoro jest tak wiele różnych programów do oglądania. Chociażby już ten Disney Channel albo walki WWE. Przecież to jest dużo ciekawsze! Spoglądała na niego przez dłuższą chwilę zanim sie odezwała.

-Hej Pete!-Uśmiechnęła sie do niego zalotnie.

-Hej Willow. Przepraszam cię za aferę przy gofrach.-Potarł dłonią kark.-Nie powinno to mieć miejsca.

-Daj spokój. Nikomu nie zaszkodziła jeszcze normalna babska kutnia. Lubię irytować ludzi w moim otoczeniu. Traktuję to jak dyscyplinę sportową.

-Skoro tak uważasz... Wiesz nieźle ją wykurzyłaś

-No wiem. Szczerze to ona mnie również. Czemu ty w ogóle z nią jesteś? Jesteś spoko, mimo tego że jesteś typem kujona to nie jesteś nudny, słuchasz spoko muzyki, jest o czym z tobą pogadać, jesteś miły i uprzejmy... Peter no po prostu czemu?-Willow zmieniła ton, który mógł kojarzyć się z prezenterką telewizyjną albo psychologiem...

-Kiedyś były... no wyglądało to po prostu trochę inaczej...-Zarumienił się.

Willow uznała że zawstydzi chłopaka jeszcze bardziej. Podeszła do niego spojrzała mu w oczy i władowała mu sie na kolana. Przytuliła sie do niego i pocałowała w policzek zostawiając na nim ślad z błyszczyka. Chłopak był już koloru buraka. Brunetka uśmiechnęła się słodko i wstała.

-Jesteś słodki. Do później słodziaku!-Pomachała mu na co chłopak poczerwieniał aż po czubki uszu. Nie odpowiedział jej. Otworzył lekko usta tak jak by miał coś powiedzieć ale odebrało mu mowę.

Uznała, że wpadł już w jej sieci. Podobał sie jej nie tylko jako facet. Lubiła go z charakteru. Mówiła szczerze, że jest spoko. Jej pierwotny plan był głupi... Willow ruszyła w stronę swojego lokum. Uznała, że zje jednak te lody pistacjowe...

***

Teraźniejszość

Siedziała lekko otępiała. Znowu to się stało. Znów mu uciekła, uniknęła najgorszego. Znów... Zastanawiała co się stanie kiedy... kiedyś się jej nie uda uciec. Kiedy... Kiedy i ona stanie się tą przerażającą, karykaturą lalki. Nie zastał jej w pokoju... Czuła sie jednak obserwowana. Miała wrażenie że on ją obserwuje, cały czas. Czuła sie z tym źle... Milczenie przerwał Peter.

-Willow... Może wyskoczymy na miasto? Tak dla odstresowania i oczyszczenia myśli...-Zaproponował.-Dziewczyna spojrzała na niego półprzytomnie i skinęła twierdząco głową.

-Peter pamiętaj że jak już gdzieś wychodzicie masz być cały czas dostępny w razie W.-Odezwał się Stark.

-Przejdziemy sie i wrócimy... Żadnych ciemnych uliczek czy opuszczonych miejsc.-Zasalutował chłopak.

-Peter... Chce z tobą porozmawiać...-Odezwała sie Willow...

Ruszyli w stronę pokoju Petera. Dziewczyna szła sztywno, a jej kroki były bezszelestne. Peter nie sądził ze potrafi ona zachowywać tak nienaturalną a zarazem urzekająca postawę. Kroki były pomimo sztywności dość wdzięczne. Powstrzymywał się żeby sie spoglądać na nią. Willow był ładna. Nawet bardzo ładna. Jej kasztanowe, ciemne włosy opadały swobodnie na jej ramiona i plecy. Oczy ewidentnie chował pod soczewkami... Nie pytał jednak o to. Wiedział, że w końcu zobaczy je w pełnej krasie. Zamknął za nią drzwi gdy tylko oboje przekroczyli próg pokoju.

-O czym chciałaś pogadać?-Zapytał...

-Wiesz po naszym ostatnim wypadzie się pochorowałam... A przynajmniej tak myślę. Nie wiem dlaczego ale od tamtej pory jestem poirytowana, a twoja laska mnie wkurwia podwójnie. Jak ciebie serio lubię to jej nie zdzierze. nie chciałabym wpaść na nią na mieście...-Zaczęła swój słowotok.

-Willow, proszę cię. Ostatnim razem byliśmy w miejscy w którym nie powinno nas być. Tym razem idziemy na miasto. A MJ sie nie martw... Po prostu ją olej.-Powiedział uśmiechając się do niej.

-Wiesz niby teraz jest lepiej, ale ja nie czyje różnicy kiedy sobie tylko pomyślę o tym, że wpadnę na obcą osobę na ulicy a potem okaże się, że ta osoba została zamordowana w moim pokoju... Choć szczerze to zajrzałabym do mojej starej szkoły... Na Brooklyn.

-Pannica z Brooklynu jak by mogła nie odwiedzić swojej miejscuwy

-Cicho bądź już kujonie.-Zaśmiała sie radośnie.

***

Dzień wcześniej

Uśmiechała się słodko obserwując swego rodzaju igrzyska śmierci odgrywające sie w salonie. Patrzyła z chorą satysfakcją jak jej ojciec opierdala Steva. Powoli zaczynała się przyzwyczajać do tej myśli, że ma ojca. Biologicznego w dodatku. Przyzwyczaiła sie do bycia na celowniku... W takim stopniu, że za każdym razem kiedy sobie o tym pomyślała nie czuła strachu a samo wkurwienie. Była wściekła na brak normalności. Nie była jednak gotowa na stanięcie oko w oko z tym pojebem... Morderca pewnie by sie z tego fakty cieszył... Faktu, że była by pozornie łatwą ofiarą.

Nastał wieczór. Nie poszła do siebie tak jak zamierzała początkowo. Czuła lekkie szczypanie na karku... Co prawda nie zawsze się tak działo kiedy coś wisiało w powietrzy, ale tym razem postanowiła posłuchać przeczucia.

***

Szedł korytarzami rozmyślając o tym jak najlepiej pozbawić ją życia. Pojawił sie u niej w pokoju. Był pusty. Pierdolona żmija. Tyle razy zwodziła go, dawał mu szansę na popis ale tym razem przyjęła jawne wyzwanie. Musiał sie jej pozbyć. Była problemem. Choć takim z kategorii "Zabij i wyruchaj". Zajebie tą sukę ale najpierw będzie się nią bawił... Istnieje przecież tyle pięknych sposobów na zabicie kogoś. Stała by się jego trofeum. Idealną lalką. Arcydziełem.

W powietrzy unosił sie drażniący zapach fenoloftaleiny i kwasu siarkowego. Czuł, że arcydzieło Jego prezent, laurka skierowana prosto jej serce, przypadnie jej do gustu... Zmienił taktykę... Zaprezentował już jej co mógłby z nią zrobić... Teraz chciał jej pokazać, że martwe również może być atrakcyjne.

Młody chłopak był trupio blady. Był przystojny, dobrze zbudowany i taki cudownie zimny. Słodka, dusząca woń krwi zaczynała powoli przebijać się gęstniejące chemiczne, duszące zapachy. Czuł podniecenie i fascynacje...

***

Teraźniejszość

W jej pokoju przy biurku zostawił kwity. W łazience, już klasyczne, nieboszczyka. Denat, nie denatka, denat... Młody chłopak... Bucky zastanawiał sie co ten psychol ma w głowie. Chłopak nie mógł mieć więcej niż 20 lat. Przypominał z ubioru elfa, może inne dziadostwo z jakiejś mitologii. Guziki naszyte na puste oczodoły przerażały i budziły niepokój, Chłopak miał bujne brązowe włosy i łagodne rysy twarzy... Poczuł, że serce ściska mu się w dołku z żalu... Mógł mieć przed sobą całe życie.

Willow miała tego dosyć. Traktował to jak coś osobistego. Ona miała gdzieś jego chorą grę, chore zaloty czy co on sobie wymyślił. Było źle... Czuła się coraz bardziej winna...

Peter widział że emocje szleją w jej oczach. Dziki płomień wściekłości lśnił w jej tęczówkach. Jednak ton jej głosu nie zdradzał żadnego niepokoju ani wściekłości. Płomień w jej oczach, gdy na niego spoglądała, zmieniał się, tętnił inną, nową energią.

Uśmiechnęła się do niego odsłaniając białe ząbki. Miała śliczny uśmiech. Jednak będzie lepiej.

Jeszcze Mi Podziękujesz  (Marvel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz