Rozdział 19 - Urodziny to (nie)zwykła data

32 7 0
                                    

Rozdział 19 - Urodziny to (nie)zwykła data

Minęło trochę czasu od ostatniej zbrodni. Październik zaczynał dobiegać końca, a Willow zaczynała coraz bardziej bać się do czego szykuje sie ten psychopata. Nie obchodziło jej nawet, to że 31 października miał być przełomowy. Jej urodziny. Miała skończyć szesnaście lat. Czuła, że to coś zmieć w jej życiu... Chciała żeby coś sie zmieniło. Dwa dni wcześniej dostała informacje, że jej adopcyjni starzy chcą się z nią widzieć. Avengersi uznali, że jak nie będę pilnowana przez trzy może cztery godziny to nic sie nie stanie. O ironio! Wizyta wypadała właśnie w jej urodziny. Miała nadzieje, że prezentem dla niej nie będzie ponowne oddana... Oddanie do bidula brzmiało dla niej jak dobry żart... Uśmiechnęła się... Nawet jeśli by ją oddali Bucky Barnes jest z nią związany więzami krwi, obiecywał jej przecież, że jeśli nawet znowu dojdzie do takiej sytuacji, że zostanie oddana to on ją przegarnie. Miała się spakować i wyruszyć z powrotem w stronę domu ludzi, którzy ją przygarnęli. Choć nie wiedziała na jak długo taki stan rzezy miała się utrzymywać żywiła do nich raczej pozytywne uczucia.

Te kilka dni minęły zaskakująco szybko. Jechała w stronę Jersey wbijając tępe spojrzenie w widok za szybą. Clint i Bucky, którzy postanowili odwieść ją i pilnować siedzieli z nią w samochodzie. Bucky nucił jakąś żołnierską przyśpiewkę. Willow nawet nie pamiętała kiedy zasnęła.

Szła spokojną ścieżką pomiędzy drzewami jakiejś nie znanej dla niej okolicy. Gdzieś w oddali zamajaczyło jej coś na kształt bunkra wojskowego. Poczuła dreszcz gdy przeszył ja chłodny północny wiatr. Jakiś czerwony symbol majaczył na drzwiach... Ktoś trzymał ja za rękę...

Ze snu wyrwało ja przekleństwo Barnes'a i dźwięk klaksonu. Prychnęła pod nosem na głupotę kierowców i przeciągnęła sie kocio. Spojrzała na Avenger'a siedzącego za kierownicą i uśmiechnęła sie półgębkiem. Zachichotała widząc, że Clint poszedł w jej ślady to znaczy uciął sobie komara. Zachichotała widząc wkurwienie na twarzy Barnes'a.

- Jak daleko już jesteśmy?-Zapytała go chowając głupkowaty uśmiech.

-Jeszcze spory kawał drogi przed nami. Jesteś głodna?-Odpowiedziała jej zerkając na nią w lusterku.

-Nie czuję głodu. Więc raczej nie jest ze mną aż tak źle... Choć wiesz ja w zasadzie to nigdy głodu nie czułam...-Zaśmiała się.-Ale szczerze to jeszcze nie pora na mój kolejny posiłek. Mam ustawione przypomnienie w telefonie... Wiesz jak zacznie grać czołówka z My little pony, to sięgnę po szejka. wiesz z tymi proszkami na siłownie i czymś jeszcze...

-Dobrze. Willow jeszcze jedno... Jakby coś było nie tak my będziemy w knajpie za rogiem na kebsie... Nie będziemy daleko...

-Wiem, wiem. Luzik jakby mnie zarzynano to cały stan będzie o tym wiedzieć... Uwierz mi nie odejdę z tego świata po cichutku i pokornie... Nie byłabym sobą.

-Cieszę sie że będziesz wiedzieć że trzeba się drzeć...-Burknął na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem.

-Mam dać wam znac ze cos jest nie tak. Rozumiem całą sytuację. Po za tym nie mam najlepszych przeczuć, ale to dlatego, że mam urodziny... Wiesz spodziewam sie fajerwerków... Ale nie wiem jakich.

-Willow...-Zaczął Bucky wydychając ciężko.-Liczę na to że jednak będzie na tyle spokojnie, że obejdzie się bez mojej interwencji...

-Ja też.-Willow uśmiechnęła się szczerze.

***

Dojechali na miejsce... Całą okolicę otaczała niepokojąca cisza. Willow westchnęła Miała wrażenie że tylko się jej wydaje.

-Możecie tu jeszcze chwilę zaczekać? Tak dla pewności?-Zapytała przełykając ślinę.

-Pewnie Willow.-Powiedziała ojciec dziewczyny. Clint skina twierdząco słysząc jego słowa.

Skierowała się w stronę drzwi frontowych. Czuła, że w tej nie przeniknionej ciszy nawet jej kroki ciężkie i pełne strachu wydają sie bezszelestne. Wstrzymała oddech i zastukała kłykciami w drewnianą powierzchnię drzwi... po kontakcie z dłonią dziewczyny, drzwi uchyliły się ze złowieszczym skrzypnięciem... Wewnątrz budynku panował poł mrok.... Zaczynała sie ściemniać. Dziewczyna ubolewała z tego powodu. Wypuściła powietrzę ze świstem. Wzięła głęboki oddech i zrobiła krok za prog. Salon wyglądał na pozór normalnie... Na wpół zaciągnięte rolety, wyłączony wręcz martwy ekran telewizora i chłód w pomieszczeniu... W powierzy unosiła sie słodkawa won... Zapach przypominał paczulę i coś jeszcze... Poczuła jak po ciele przechodzi ją fala mdłości. Znała tą słodką woń śmierci. Rozejrzała się w panice... Krzyk uwiązł jej w gardle, a krew odpłynęła z twarzy.

Na kanapie w długiej czarnej, prostej sukience siedziała kobieta, do której jeszcze nie dawno mówiła "mamo"... Twarz kobiety była wykrzywiona w przerażeniu, a z kącika ust spływał stróżka krwi. Białka oczu były już matowe. W piersi kobiety tkwił nóż. Nóż... Zaczęła szybciej oddychać. Serce waliło jak oszalałe. Zamarła... Po chwili jednak uświadomiła sobie, że na podjeździe wciąż stoją Clint i Bucky...

Stali i obserwowali jak nastolatka przekracza próg domu pogrążonego w ciszy. Bucky spodziewała się najgorszego... Minęło pięć minut...

Willow usłyszała kroki na piętrze. On tu wciąż był. Wpadła do kuchni. Przeszyła ją fala mdłości gdy pod sufitem zobaczyła małżonka denatki z kanapy. Powstrzymała się od puszczenia pawia. Szuflada gzie powinny być noże była pusta. Zaczęła kierować nią panika i adrenalina... Przecież sama było bronią... Zaczęła kalkulować, odrzucając strach i panikę. Porzuciła racjonalne myślenie i zaczęła kierować się intuicją. Czuła, że w pojedynkę da sobie rade. Ruszyła po schodach na piętro wyjąc niczym ranne zwierzę. Była wściekła.

Mieli już ruszać gdy usłyszeli wściekłe warknięcie ewidentnie rozjuszonej dziewczyny. Bucky nie czekając na reakcję swojego towarzysza wypadł z samochodu. Złapał za pierwszy lepszy rewolwer ze schowka i ruszył w stronę domu.

Stała, na końcu korytarza. Na przeciw niej znajdował się drzwi... Drzwi do jej pokoju. Willow doskonale wiedziała, że jej urodziny to dość niezwykła data. Halloween... Święto duchów... Zatarcie granicy pomiędzy dwoma światami. Dzień w którym zło czuje się pewne siebie, bo ludzie tracą czujność. Zrobiła dwa kroki w tył. Zacisnęła pieści. I z impetem ruszyła na drzwi, wywarzając je z kopa.

Stała na przeciwko tego, który spędzał jej sen z powiek. Mimo strachu ogarniającego mimowolnie jej wolną wolę uśmiechnęła się psychopatycznie. Kochała adrenalinę. Nie chciała być księżniczka wypatrującą księcia...







************

Witajcie na wakacjach!

Co porabiacie?

Jak się podoba?


Jeszcze Mi Podziękujesz  (Marvel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz