Rozdział 6

14 2 0
                                    



Natius był cholernie szybki. Pomimo trzymanych przeze mnie sztyletów, czułem się kompletnie bezbronny. Ledwo nadążałem z blokowaniem, więc nie było nawet mowy o wyprowadzeniu jakiegokolwiek ataku. Siła chłopaka była wystarczająca by przy każdym zetknięciu się naszych ostrzy odsuwać mnie coraz bardziej i bardziej do tyłu. 

Szczęk metalu spotykanego z innym metalem, włosy wpadające mi do oczu, pojedyncze krople potu spływające po mojej twarzy, świst ostrzy z precyzją przecinających powietrze oraz oczy. Przede wszystkim oczy. Spojrzenie głęboko granatowych oczu tak zimnych i skupionych tylko na mnie. Za każdym razem, gdy w nie spojrzałem dostawałem gęsiej skórki, a włosy jeżyły się na moim ciele.

Ręce mnie już niemiłosiernie bolały od parowania ciosów. Czułem jak drżą, coraz trudniej było mi trzymać broń. 

Jednak za każdym razem gdy chciałem się poddać, przed twarzami stawały mi wizje. A raczej wspomnienia jak mało brakowało bym zginął z łap niedźwiedzio-dzika. Strach jaki wtedy czułem i bezsilność.

To motywowało mnie wystarczająco by mocniej łapać za rękojeść i blokować kolejne ataki, by wytrzymywać to mrożące krew w żyłach spojrzenie dragonira.

Mimo moich nieudolnych prób te treningi miały tylko jedno zakończenie.

Jedno cięcie, blok z mojej strony, ale nie wytrzymywałem. Moje nadgarstki, jak i nogi nie wytrzymywały. Ostrza z impetem wyleciały mi z rąk, a nogi wytrącone z równowagi opuszczało całe napięcie. Pogodzony z losem po prostu upadłem do tyłu na plecy. Czułem jak lekko wilgotna trawa moczy mój płaszcz. Nie przeszkadzało mi to jednak tak bardzo. Przyjemny chłód rozchodził się po moich nagrzanych i spoconych plecach. Dysząc tworzyłem sobie nad twarzą białe obłoczki.

Stanowczo na terenach wysuniętych na dalekie południe było zimniej, niż w Królestwie elfów mieszczących się na północ. Tutaj zima przychodziła szybciej i była sroższa. 

-Długo będziesz się tak wylegiwać?- Zapytał Natius ze swoim triumfalnym uśmieszkiem, kucając zaraz obok mojej głowy.

-Tyle aż nie uznam, że mam wystarczająco siły by wstać.- Mruknąłem, przy okazji zdmuchując sobie z twarzy białe pasmo włosów, które zleciało mi z nosa prosto do oczu.

Niezbyt mi się to udało i było chyba jeszcze gorzej.

-Może po prostu je zetniesz?- Dragonir się zaśmiał, po czym ku mojemu zdziwieniu odsunął niesforny kosmyk z mojej twarzy.

-Dzięki.

-Nie ma za co, księżniczko. Wyglądasz jak siedem nieszczęść, więc postanowiłem się nad tobą zlitować.- Zarechotał, wstając.

-Ciekawe przez kogo. Na pewno mogę stwierdzić, że nie kłamałeś mówiąc, że jesteś wymagającym nauczycielem.- Widząc, że przymierza się do kąśliwej uwagi, kontynuowałem nie dając mu szans wejść mi w słowo.- Ale nie bardzo wiem po co te lekcje, skoro nie dajesz mi dojść do ataku. Za to jestem pewien, że jeszcze kilka takich lekcji, a będę mistrzem blokowania.

Przez chwile widziałem na jego twarzy zimne zastanowienie, po czym wybuchł śmiechem. 

Uniosłem pytająco brew. 

-Nie, nic.- Rzucił ocierając łzy zgromadzone w kącikach jego oczu.- A jeśli chodzi o moje nauczanie. Po pierwsze, wychodzę z założenia, że jeśli nie potrafisz się dobrze bronić to umiejętność ataku nie jest Ci potrzebna. Pośmiertnie nie zaatakujesz nikogo. Po drugie, zawsze możesz bronić się tak długo, aż nie przyjdę z pomocą i sam nie zajmę się twoim oprawcą.

-Ty lepiej nikim się nie zajmuj.- Westchnąłem, przywołując przed oczami wizje rozciętej na pół zwierzyny, z której wypływały wnętrzności.- Niedobrze mi się robi zawsze, gdy widzę jak zabijasz. 

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz