Rozdział 12

10 2 0
                                    






Otworzyłem oczy i pustym wzrokiem omiotłem zachmurzone niebo przed sobą.
Czułem się … wyprany z emocji. Jakbym wcale nie był sobą.
-Wszystko w porządku?- Usłyszałem znajomy głos.
Podniosłem się do siadu.
-Tak, jasne.- Odpowiedziałem zdawkowo, rozglądając się do okoła.
Odkąd zasnąłem jedyne co się zmieniło to pora dnia.
-Te twoje koszmary coraz bardziej Cię wyniszczają.- Zauważył, jakby smutny.
-Nie przesadzaj.- Żachnąłem się, odwracając głowę w jego stronę.
-Nie przesadzam. Widziałeś swoje odbicie?- Wskazał na moją twarz.
-Trochę minęło od ostatniego razu kiedy miałem okazję.- Przyznałem, przy okazji się przeciągając.
Nie przejmowałem się swoim wyglądem. To nie jest Królestwo elfów, a ja już nie jestem tamtym księciem. Nie potrzebuję pięknych strojów, fryzur, czy zadbanej cery.
-To powinieneś. Z dnia na dzień wyglądasz coraz gorzej.- Nie zaprzestał drążenia tematu.
-Jeśli chcesz mi coś powiedzieć to po prostu to powiedz. A jak nie jesteś jeszcze gotowy, to na świeżo to sobie przemyśl i wtedy mi powiedz.- Westchnęłem, kręcąc głową.
Wiedziałem, że od kilku dni Natius zachowywał się inaczej. Miałem wrażenie, jakby go coś dręczyło i chciał o tym porozmawiać, ale zawsze w ostatniej chwili się powstrzymywał.
Tak też było tym razem.
Na moje słowa tylko kiwnął głową.
Skoro po raz kolejny wybrał milczenie, nic było mi do tego.
-Pamiętam, że mijaliśmy niedaleko stąd jakiś leśny staw. Idę wziąć kąpiel.- Powiadomiłem towarzysza i nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłem przez rozrzedzony las.
Szybko uznałem, że nie ma się co spieszyć i na spokojnie szedłem przed siebie.
Trzeba było przyznać, że nawet zwykłe lasy potrafiły mieć w sobie coś niezwykłego. Zwłaszcza nocą.
W powietrzu unosił się piękny, lecz lekko drażniący zapach żywicy. Wyciekała ona z, na pierwszy rzut oka, wysuszonych, szarych kor drzew.
Gdzieniegdzie przez dziury w koronach drzew przebijało się światło księżyca.
Choć niebo tej nocy było zachmurzone to ta niesamowita, biała perła od czasu ukazywała się zza chmur.
Ściółka przyjemnie trzeszczała pod moimi butami. Co jakiś czas można było usłyszeć głos nocnych zwierząt, głównie ptaków.
Po kilku minutach leśnej wędrówki, dotarłem na miejsce.
Brzeg w niektórych miejscach porośnięty był trawą lub jakimiś bagiennymi roślinami.
Sam zbiornik nie był ani duży, ani głęboki.
Nad taflą wody latały jakieś owady, wydające z siebie niekiedy naprawdę irytujące dźwięki.
Zaś na samej powierzchni szło zobaczyć wodną odmianę Liliszki.
Lubiła ona wodę, najlepiej jej się rosło w tej stałej i zacienionej. Myślę, że tutaj było jej idealnie. Moją rację potwierdzały spore ilości rozkwitniętych bulw.
Przez chwilę stałem nad brzegiem przyglądając się okolicy, w końcu kucnąłem i nabrałem trochę wody na rękę.
Dobrze się jej przypatrzyłem, ale nie dostrzegłem w niej nic niepokojącego. 
-Myślę, że po wizycie w Przeklętym lesie powiniem mieć traumę do leśnych wód do końca życia.- Zaśmiałem się sam do siebie, po czym wstałem i rozebrałem się.
Gdy zanurzyłem stopę, wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł przyjemny dreszcz.
Woda była lodowata, co mi jak najbardziej odpowiadało.
Kolejne przypomnienie, że nie jestem księciem elfów urzędującym po swoim bezpiecznym zamku.
Przez chwilę po prostu stałem w stawie, delikatnie ochlapując części swojego ciała.
W końcu jednak usiadłem, tym samym sprawiając, że woda pokryła moje ciało, aż do ramion.
Czułem jak białe pasma moich włosów łaskoczą mnie po plecach.
Odchyliłem głowę do tyłu, by oprzeć ją o kamień.
Patrząc w górę miałem idealny widok na chmury i odsłaniający się księżyc. Wokół niego było jeszcze pełno małych świecących się punkcików, które były gwiazdami.
Cały ten widok był naprawdę piękny, pomimo że połowę scenerii pokrywały szaro-bure chmurzyska.
Chociaż im dłużej się przyglądałem tym bardziej przekonywałem się do tego, że dodają one uroku temu wszystkiemu. A zwłaszcza podświetlone od tyłu ich brzegi, mieniące się na kolor księżyca.
Z czasem woda straciła swoją zimną temperaturę i teraz coraz bardziej zasypiałem, dzięki przyjemnym okolicznością.
Nie martwiłem się o to, że może mi się coś stać. Te lasy i ogólnie tereny, były znane ze swojego spokoju i braku niebezpieczeństw.
Szansa, że spotka mnie coś złego była bardzo niska.
Tak więc pozwoliłem sobie przymknąć powieki i oddać się w ramiona otaczającego mnie żywiołu.
Trwałem gdzieś pomiędzy snem, a jawą.
Słyszałem jak woda raz po raz rozbija się o brzeg stawu. Czułem też jak poziom tafli nie może się zdecydować, gdzie zastygnąć na moim obojczyku. Tak więc osuwał się i podnosił na mojej skórze, łaskocząc przy tym odprężająco.
Nagle do moich nozdrzy doleciał zapach Ciemnoskrzewi, a ja poczułem jak jedno z moich pasm włosów się unosi.
-Przeziębisz się.- Powiedział cicho, jakby nie chcąc mnie budzić.
A jednocześnie byłem całkowicie pewny, że on doskonale wie, że nie śpię.
-Trochę więcej wiary w moją odporność. Poza tym, nie jest wcale zimno.- Odpowiedziałem mu równie cicho.
Wydaje mi się, że dragonir również chciał się rozkoszować tutejszym widokiem i ciszą.
Przez chwilę jeszcze bawił się moimi włosami, po czym wydaje mi się, że usiadł na brzegu zaraz za mną.
-Co tu robisz? Co z ogniskiem i naszymi rzeczami?- Zapytałem w końcu, przerywając błogą ciszę.
-Ognisko zgasiłem, a torbę z jedzeniem wziąłem ze sobą.- Tłumaczył ze spokojem.- Długo nie wracałeś. Wolałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Niby powinno być tu bezpiecznie, ale jesteś jak magnes przyciągający problemy.- Oznajmił i zaśmiał się delikatnie. Nie wiem czemu, ale byłem przekonany że patrzy w gwiazdy.
-Cóż, biorąc pod uwagę niektóre rzeczy. Kłamstwem by było, gdybym stwierdził, że to co powiedziałeś nie jest prawdziwe.- Odpowiedziałem jakimś dziwnym zdaniem. Trochę trudno się myśli, gdy jest tak przyjemnie. Miałem wrażenie, jakbym się roztapiał w tym stawie.
-Jakie rzeczy?- Zapytał, na powrót bawiąc się moimi włosami.
-Może kiedyś Ci powiem.- Mruknąłem, po chwili dodając.- Natius?
-Hm?- Rzucił coś niedbale, ale przynajmniej wiedziałem, że słucha.
-Masz jakąś niezdrową relację z moimi włosami.- Powiedziałem, na co tamten parsknął śmiechem.
-Lubię twoje włosy.- Oznajmił, gdy przestał się śmiać.
-To brzmi jakbyś się we mnie zakochał.- Prychnąłem rozbawiony. Oczywistym było dla mnie, że dragonir nie żywił do mnie tego typu uczucia.
-Nigdy nikogo nie kochałem i przykro mi to mówić, ale ty moja księżniczko, nie jesteś w stanie tego zmienić.- Byłem prawie pewny, że mówiąc to po jego ustach błądził prześmiewczy uśmiech.
-Powiniem zareagować bardziej jak: Auć, moje biedne serduszko.- Złapałem się teatralnie za klatkę piersiową, jak to on miał w zwyczaju.- Czy może powinienem się cieszyć?
-Chyba za długo siedzisz w tej zimnej wodzie, skoro udziela Ci się mój humor.- Ostrożnie odłożył moje kosmyki włosów, conajmniej jakby bał się, że się rozpadną przy mocniejszym ruchu.
Nastała cisza przerywana naszymi oddechami i od czasu do czasu odgłosami nocnych ptaków.
Wiatr poruszał lekko liśćmi tworząc nad naszymi głowami przyjemną symfonie z szumów.
Nie wiem do końca jak to działało, ale wiedziałem, że mięśnie Natiusa się spięły, a jego myśli nieuchwytnie za czymś goniły.
Po raz kolejny chciał mi coś powiedzieć, ale nie potrafił.
Nie chciałem go do niczego zmuszać. Skoro tyle nad tym myślał, to musiało być dla niego ważne.
Jednak to raz po raz zatruwało atmosferę między nami i coraz bardziej mi to przeszkadzało.
Już chciałem go zaczepić, aby po chwili zachęcić do rozmowy na dręczący go temat- ale nie zdążyłem.
-Ezcliff.- Zwrócił się do mnie imieniem, co już samo w sobie było dziwne.
Aż otworzyłem oczy. Odchyliłem się lekko do tyłu, aby na niego spojrzeć.
Patrzył wyczekująco w moje oczy.
Nie wiem czemu, nerwowo przełknąłem ślinę.
-Mów, zanim się rozmyślę, że chcę to usłyszeć.- Ponagliłem go, po raz ostatni widząc wahanie w jego oczach.
-Dobrze, ale zanim to powiem. Chcę, żebyś wiedział, że jestem Ci dozgonnie wdzięczny. Możesz nie wiedzieć dlaczego, ale twoje pewne słowa i czyny znaczyły dla mnie naprawdę wiele.- Zaczął, a ja nie wiem czemu, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
Całe szczęście powstrzymałem to, w zamian moje usta opuściły słowa.
Już chyba byłoby lepiej, gdybym się roześmiał.
-To brzmi jakbyś miał mi wyznać miłość.- Na powrót zamykając oczy. Tak jakbym miało to powstrzymać prawdę, którą chciał się ze mną podzielić dragonir.
Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo się stresowałem jego wypowiedzią. Mięśnie mi wręcz drżały od bycia napiętymi.
Samo czekanie było o wiele straszniejsze, od tego co miało zostać powiedziane.
Przynajmniej w to chciałem teraz wierzyć.
-Ezcliff.- Westchnął, jednak miałem wrażenie, że dzięki temu on trochę się rozluźnił.- To nie czas na zmianę naszych osobowości. Bądź tym poważnym sobą, po prawdopodobnie zaraz będziesz chciał mnie udusić, a ja wcale się nie będę bronić. Myślę, że mi się należy i doskonale Cię zrozumiem…- Nie dokończył, ponieważ mu przerwałem.
-Natius do chuja, do sedna.- Syknąłem, otwierając powieki i mrożąc go wzrokiem.
-Jestem płatnym zabójcą.- Po powiedzeniu tego wyglądał, jakby miał zaraz stracić przytomność.
Jednak nic takiego się nie stało. Siedział ciągle w tym samym miejscu, wpatrując się w moje oczy i oczekując mojej reakcji.
-No i?- Zapytałem w końcu.- Nie zamierzam Cię osądzać za to jaką profesję wykonujesz. Właściwie, to trudno się nie zorientować, że masz doświadczenie w zabijaniu.
-Chyba nie do końca zrozumiałeś.- Opuścił wzrok i wbił go w dzielący nas brzeg.- Jestem zabójcą nasłany na Ciebie i twoją rodzinę.
Wpatrywałem się w niego, jakby był jakimś tajemniczym przybyszem z innej krainy.
Tak jakbym nigdy wcześniej nie widział, a jednocześnie jakby było w nim coś znajomego.
Właściwie te słowa idealnie oddawały moje obecne uczucia.
Kosmyki jego czarnych włosów jak zwykle odstawały w każdą możliwą stronę. Wszystkie poza kitką zrobioną z długiego pasma ponad karkiem. Spod burzy kłaków wyrastały głęboko ciemne rogi, których każde uwypuklenie zdawało się odbijać światło księżyca.
A blask gwiazd odbijały te kilka łusek znajdujących się na jego skórze.
Cała postawa chłopaka była obecnie tak żałosna, że na sam widok chciało się płakać.
Siedział na kolanach, zgarbiony z rękoma niezręcznie położonymi na udach.
Tak jakby samym sobą chciał zadośćuczynić światu za całe zło jakie kogokolwiek, kiedykolwiek dotknęło.
Jednak w tym momencie nie był w stanie nic zmienić i doskonale to wiedział.
Dlatego klęczał unikając mojego wzrok, w zamian ten swój uparcie wbijając w trawę.
-Popatrz mi w oczy.- Nakazałem, a ten podniósł na mnie spojrzenie pełne bólu.- Czemu wyglądasz jakby ktoś obecnie biczował Cię po plecach?
-Bo tak jak osoba biczowana, żałuje swoich czynów.- Odpowiedział słabym głosem, który załamał mu się przy ostatnim słowie.
-Przecież nic nie zrobiłeś.- Zauważyłem, mrużąc oczy.
-Akurat w życiu to ja już zrobiłem nadto. Nie wiem co się ze mną stanie po śmierci, ale jeśli istnieje jakaś pośmiertna karma to nie wróżę sobie wylegiwania na polanie.- Po powiedzeniu tego parsknął żałośnie.
-Nie zastanawiaj się co będzie po śmierci, bo jak na razie żyjesz i masz się dobrze.- Z racji tego ciągłego wyginania głowy do tyłu rozbolał mnie kark, więc zwyczajnie się odwróciłem do dragonira przodem.- Jeśli mam być szczery. Nie rozumiem, czemu myślisz, że będę na Ciebie zły.- Powiedziałem, jednak szybko się poprawiłem.- Nie czekaj, wiem. To przez wyrzuty sumienia. Wiesz, że to co miałeś zrobić jest złe. Dlatego myślisz, że będę zły ponieważ ty chciałeś zrobić mi coś złego. Jakkolwiek głupio lub zawile by to nie brzmiało.
-Ezcliff!- Syknął na mnie niespodziewanie i spojrzał z wyrzutem.- Powiedziałem Ci właśnie, że chciałem dosłownie zarżnąć Ciebie i twoich rodziców. Po to przyłączyłem się do Ciebie. Przez cały ten czas Cię oszukiwałem i kłamałem prosto w oczy. To nie czas, żebyś odkrywał swoje tajemne umiejętności z czytaniem ludziom w myślach.- Prychnął, przewracając oczami.
-Jakby takie umiejętności istniały, to tobie w tym momencie by się przydały. Zrozumiałbyś, że nie jestem na Ciebie zły, ani nic w tym stylu.- Oznajmiłem mu z pełną powagą.
Chociaż musiałem przyznać, że jego wcześniejsza wypowiedź wywołała we mnie nieprzyjemne ciarki.
-Czemu?- Zapytał patrząc na mnie z niezrozumieniem.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie widzę powodu.- Odpowiedziałem z uśmiechem.- Od początku wiedziałem, że masz w tym jakiś własny cel. Za każdym razem, gdy walczyłeś przypatrywałem Ci się. Jak przecinasz, dziurawisz swoje ofiary. Za każdym razem stwierdzałem, że robisz to z przerażającą, ale fascynującą gracją. To i jeszcze parę rzeczy, które miałem okazję zaobserwować podróżując z tobą. Myślę, że podświadomie po prostu wiedziałem. Dlatego, choć w pierwszym momencie czułem się zaskoczony, teraz nie czuje już nic.
Gdy skończyłem mówić, nastała cisza. Wpatrywaliśmy się w siebie, jakby doszukując kolejnych kłamstw, oszustw, przyszłych ataków.
Jednak nic takiego miało nie nadejść, ponieważ właśnie zostało powiedziane wszystko co miało. Atak jaki miał nadejść już nie nadejdzie, ponieważ został powstrzymany przez coś, czego na razie miałem nie wiedzieć.
-To tak po prostu pójdzie w niepamięć?- Zapytał w końcu.
-Nie. To nie tak, że kiedykolwiek o tym zapomnę. Po prostu nie uważam, żeby to miało aktualnie zmienić cokolwiek w naszej przyjaźni.- Po ostatnim słowie Natius spojrzał się na mnie tak jak bezpański pies patrzy na osobę, która uratowała mu życie.
-Dziękuje Ezcliff.- Zwiesił głowę i myślałem, że to koniec. Że wyjdę z tej wody już i wrócimy do naszej nocnej rutyny. Ale zesztywniałem w bezruchu, widząc perliste krople spadające na źdźbła trawy.
Nie wiedziałem wtedy czemu płacze oraz jak wiele znaczyły moje słowa dla niego.
Ale kiedyś miałem się przekonać i zrozumieć.











Opublikowane: 10.07.2023

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz