Rozdział 13

14 2 0
                                    










Rany piekły niemiłosiernie. Czułem jak materiał ociera się o wrażliwe miejsca z każdym moim najmniejszym ruchem.
Kątem oka widziałem jak Natius krzywi się co chwilę, więc przynajmniej nie byłem w tym sam.
-Długo jeszcze?- Padło po jakimś czasie z ust dragonira.
Siedział z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, a noga mu nerwowo podrygiwała w miejscu.
-Kilkanaście minut.- Odpowiedział woźnica i znowu zamilkł.
Czarnowłosy przewrócił oczami, opadając do tyłu na oparcie. Przy czym chyba zapomniał o swoich ranach, po gdy tylko jego plecy spotkały się ze skórą fotela to wydał z siebie bolesny syk.
Doskonale rozumiałem zniecierpliwienie chłopaka.
Jechaliśmy tym powozem od samych granic Królestwa driad, aż do stolicy. Byliśmy w tej podróży już którąś godzinę. Na dodatek mieliśmy świeże rany zdobyte dosłownie dzień przed dotarciem do granicy.
Droga była pełna jakiś kamieni, dziur, pnączy i innych nierówności. Koła natomiast bardzo podatne na tego typu zniekształcenia w terenie. Dlatego raz po raz podskakiwaliśmy na siedzeniach, tym samym powodując ból w naszych ranach.
Dosłownie widziałem po dragonirze, że ten ma ochotę wstać, zabić woźnicę, po czym wyjść z tego przeklętego pojazdu i resztę drogi do stolicy pokonać na nogach.
Nie było to niestety możliwe. Niedługo był zmierzch, a tutejsze prawo zabrania podróżnych chodzenia po zmroku.

Driady są bardzo przywiązane do swojego świętego miejsca jakim są tutejsze lasy. Nie pozwalają, aby ktokolwiek poza nimi widział ich dobrodziejstwa po zmierzchu.
Choć twierdzą, że żadna rasa tak jak one nie potrafi dbać o naturę i mając pozwolenie, zniszczyliby faunę i florę tego miejsca.
Czego by nie mówić, to nie dało się odmówić driadą pięknego kraju i miłości do roślinności.
Zielono-czerwone pnącza otulały tutaj wszystko, a bluszcz piął się po każdej możliwej rzeczy.
Wszędzie było pełno najróżniejszych kwiatów, pąków i liści o różnych kształtach i rozmiarach.
Jednak wystarczyło się trochę wychylić, aby za całą tą roślinnością ujrzeć stolicę, teraz skąpaną w świetle zachodzącego słońca.
Powiniem się zachwycać, bo widok był naprawdę wspaniały.
Budynki jarzące się w kolorach pomarańczu i różu, bliki świetlne przecinające cały widok i wręcz dotykające horyzontu.
Ale to wszystko zbyt bardzo przypominało ogień. Dla mnie zamiast pięknego widoku zapierającego dech w piersiach, był obraz jak z horroru. Już przed oczami widziałem martwe driady spalone na węgiel. Tą całą roślinność trawioną przez barbarzyński żywioł.
I płacz i krzyk i to wszystko w mojej głowie było tak realistyczne, jakby prawdziwe.
-Ezcliff, wszystko w porządku?- Dopiero pytanie towarzysza uświadomiło mi, że to było tylko wyobrażenie. Nikt nie cierpiał i nie umierał.
Odetchnąłem z ulgą, ale tylko wewnątrz siebie, nie mogąc pozwolić sobie na chwilę słabości.
-Wszystko jest dobrze.- Zapewniłem dragonira i postanowiłem zmienić temat, aby nie zaczął ciągnąć mnie za język.- Już stąd widzę stolicę, więc niedługo się doczekasz końca tej przejażdżki.
-I Bogini, dzięki!- Wzniósł ręce do góry w akompaniamencie swoich syknięć, ale tym razem chyba specjalnie się poświęcił.
Po chwili faktycznie wyjeżdżaliśmy do stolicy.
Natius po zejściu na ziemię wyglądał jakby miał zaraz się schylić i ucałować glebę. Całe szczęście miał na tyle rozumu, by nie robić tego przy tych wszystkich driadach.
A już sam nasz widok przyciągał masę zaciekawionych spojrzeń.
Naciągnąłem kaptur mocniej na głowę, nakazując dragonirowi iść za sobą.
Musieliśmy stąd jakoś zniknąć. Nie było szans na to, żeby tutejsza rasa była równie dyskretna co fauny. Jakby się dowiedziały, że jestem księciem elfów to zaraz by to rozpowiedziały na lewo i prawo. Tylko tego mi teraz brakuje.
Całe szczęście czarnowłosy uradowany pięknami ziemi, nawet za bardzo nie kontaktował i posłusznie wykonywał moje polecenia.
Weszliśmy w jakieś uliczki wyglądające na rzadko uczęszczany i tak przechodząc z jednej do drugiej, w końcu dostrzegłem jakąś w miare wyglądającą gospodę.
Z jednej strony jakaś obskurna i w dziwnej części miasta. Miała nawet odpadający szyld, a jak dla mnie wróżyło to dobrze.
Mimo wszystko jednak wokół wejścia nie było jakiś upitych ludzi w poobdzieranych łachmanach.
Podszedłem więc pod odpadający szyld i uprzednio pukając do drzwi, wszedłem do środka.
-Witamy w gospodzie Pod słonecznym pitkiem.- Przywitała nas uśmiechem jakaś młoda driada.
Kiwnąłem jej głową na powitanie, po czym podszedłem bliżej.
Zameldowanie się nie zajęło nam długo, po czym zapłaciliśmy z góry.
Plan zakładał, że spędzimy tu z dwa tygodnie. Mniej więcej tyle nam zajmie wyleczenie tych ran.
Na dodatek Catrice, bo tak miała na imię młoda driada, była na tyle miła, że opowiedziała nam o gorących źródłach znajdujących się niedaleko stąd. Ponoć miały właściwości lecznicze, więc lepiej dla nas.
Zaraz pozostawieniu swoich rzeczy postanowiłem, że pójdziemy tam i sprawdzimy czy dziewczyna mówiła prawdę.
Pokierowaliśmy się zgodnie ze wskazówkami i już po chwili dotarliśmy do drewnianej konstrukcji, a tablica przed budynkiem informowała o tym, że znajdujemy się przed wejściem do gorących źródeł.
-Nigdy w żadnych nie byłem, ale coś czuje, że mi się spodoba.- Skomentował radośnie Natius przystając przy wcześniej wspomnianej tablicy.
-Też tak uważam, dlatego nie ma sensu tu stać. Wejdźmy do środka.- Dragonirowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Wnętrze było bardzo przytulne. Emanowało atmosferą spokoju i relaksu.
Wszystko było zrobione z drewna o kolorze karmelu. Praktycznie na każdym kroku były postawione jakieś rośliny oraz znajdowały się jakieś dekoracje.
Na ladzie leżały ręczniczki w białym kolorze, zwinięte w ruloniki i ułożone w piramidkę na ciemnej tacce.
Miałem wrażenie jakby wszystko do siebie tutaj pasowało.
Aż miło się patrzyło.
Podszedłem do lady za którym siedziała lekko zgarbiona staruszka.
Rozmowa z nią była utrudniona przez jej wątpliwy słuch. Musiałem do niej mówić głośno i wyraźnie. Przy czym czułem się trochę jakbym zakłócał spokój tego miejsca.
Ale w końcu dotarłem do porozumienia z ową kobieciną.
Przy okazji Natius miał całkiem niezły ubaw ze mnie, bo słyszałem jego spazmy śmiechu hamowane najprawdopodobniej przez dłoń, którą zakrył sobie usta.
Właścicielka wyjaśniła nam co i jak, a po tym mogliśmy się wreszcie skierować w stronę kąpieliska.
Zanim to, musieliśmy się rozebrać, bowiem do wody można było wchodzić tylko nago.
Był też nakaz wzięcia prysznica, aby nie zabrudzić źródła.
W końcu jednak nadzy i czyści wyszliśmy na dwór.
Od razu omiótł mnie zimny wiatr, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
Jednak w tym momencie mało mnie to obchodziło, bo przed sobą miałem naprawdę ładny i relaksujący widok.
Źródło zabudowane było ciemnymi kamieniami, układającymi się w naturalną wannę. Dookoła poprowadzony był płot o kolorze karmelu, a w przestrzeni pomiędzy nim, a skałami była masa zieleni.
W sumie powinienem się już przyzwyczaić do dużej ilości flory w tym królestwie.
Najbardziej jednak wzrok przyciągała biała para, która mocno ograniczała widok.
Nie mniej jednak wcale nie dziwiłem się, że jest ona tak gęsta i tak widoczna.
Było zimno i ciemno, a temperatura wody pewnie była wysoka, ale tego miałem przekonać się za chwilę.

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz