Wszystko wskazywało na to, że opuściliśmy Królestwo orków. To znaczyło tyle co znalezienie się na Południowych Ziemiach Niczyich.
Z racji panującego tu klimatu, jak i ukształtowania terenu, miejsce to było praktycznie niezamieszkałe.
Nie płynęły tu praktycznie w ogóle rzeki. Nie było jezior.
A dostęp do wody jest podstawą każdej cywilizacji.
Tutaj natomiast była jedna, wielka polana.
Już nawet nie było pojedynczych drzew, które wyrosły przypadkowo. Aż po samą linie horyzontu, nie było kompletnie nic.
I to było w tym najgorsze.
Nie było gdzie się ukryć. W razie potrzeby, nawet nie można było uciec.
W końcu po co, skoro przeciwnik doskonale wie, gdzie uciekasz?
Choć chyba największym problemem było to, że praktycznie nic tu nie żyło.
Nie tylko rasy potrzebują wody, ale też i zwierzęta.
A skoro nie ma źródła pitnego, to i nic żyjącego się nie uświadczy.
Musieliśmy rozsądnie dysponować racjami żywnościowymi.
A gdy tylko nadarzyła się okazja, polowaliśmy na wszystko co pojawiło się w zasięgu wzroku.
Najczęściej Kiaya związywała to pnączami, a ja przestrzelałem głowę.
Na naszym obecnym trybie życia najbardziej ucierpiał Natius, który nie mógł już się zajadać do syta.
Patrząc tak na swoich towarzyszy, naprawdę miałem nadzieję, że nie przyszliśmy tu na marne.
Przemierzając polną pustynie, miałem wystarczająco dużo czasu na przemyślenia.
Nikt właściwie nie powiedział, że Rycerz w obsydianowej zbroi tutaj jest.
Owszem, wyczytaliśmy w jakiś księgach, że tutaj były widziane cienie.
Ale jak to się miało do rzeczywistości?
Miałem ochotę uderzyć się w twarz.
Chyba popadałem w jakiś obłęd i przestawałem racjonalnie myśleć.
Jeśli cienie miały się gdzieś znajdować to tutaj.
W końcu czerpią swoją siłę ze światła. Im jest jaśniej tym cienie są mocniejsze.
A tutaj słońce znajduje się praktycznie, że nad nami.
-Oh, czy tylko ja mam dość tej tutejszej atmosfery?- Zajęczał nagle Natius.- Od kiedy tylko przekroczyliśmy granice, cała nasza trójka jest spięta.
-No wiesz. To trochę jak wkroczenie na teren wroga, nie? Powinniśmy być czujni, w końcu nie wiadomo kiedy możemy zostać zaatakowani.- Odpowiedziała mu Kiaya.
Chłopak na to prychnął.
-Błagam Cię. "Nie wiadomo kiedy zostaniemy zaatakowani".- Przedrzeźnił ją, po czym się obkręcił z rozprostowanymi rękoma.- Widzimy cholerne kilka kilometrów dookoła siebie. Jedynego ataku jakiego możesz się spodziewać to spod własnych nóg.- Po tych słowach wskazał na cień, który tworzył się pod driadą.
Ta spojrzała w tamtym miejscu z przerażeniem.
-A żeś mnie, kurwa, pocieszył.- Syknęła po czym przełknęła nerwowo ślinę.- Teraz będę się wpatrywała w czubki własnych butów, jak jakaś nienormalna.
-Wątpie żebyś musiała.- Natius wzruszył ramionami.- Pojawienie się pod naszymi nogami to raczej kiepska taktyka. No bo co jeden cień może Ci zrobić? Połaskotać w stopę?
-No wiesz.- Zaczęła ironicznie dziewczyna.- Te które widziałam na własne oczy w stolicy, potrafiły stanowczo więcej, niż pomiziać w podeszwę. Do ich umiejętności należało między innymi odcinanie głów i przebijanie kogoś na wylot.
-Te które widziałaś w stolicy już skądś wypełzły i miały swobodę w poruszaniu się. A tutaj nie mają tak dobrze. Może to teren bardziej sprzyjający im, ale mają mały problem. Nie ma tu cienia, bo to jebane pole!- Zaznaczył dragonir, dobitnie pokazując na jakim środku niczego, jesteśmy.
-Nie drżyj się na mnie! Sam zacząłeś z tymi stopami!- Wydarła się Kiaya i głośno tupiąc podeszła do chłopaka.
-Nie drę się.- Warknął groźnie Natius, po czym dodał- A poza tym, to ty jesteś jakaś przewrażliwiona.
-Wypraszam sobie! Po prostu w przeciwieństwie do Ciebie, ja dbam o nasze bezpieczeństwo.- Oznajmiła driada, hardo patrząc w oczy wyższego od niej, Natiusa.- Bo w ja mam uczucia i jeśli Ezcliffowi, bądź tobie by się coś stało, to byłoby mi smutno!
W tym momencie byłem równie zszokowany słowami driady, co Natius.
Ten jednak szybko przybrał maskę obojętności.
-Ah, tak. Miło mi, że postanowiłaś mi wprost powiedzieć co o mnie myślisz.- Powiedział spokojnym głosem dragonir.
Dziewczyna chyba zrozumiała swój błąd.
-Nie, Natius, ja nie chciałam...- Zaczęła, ale nie dane było jej skończyć.
-Nie, w porządku. Mówiłem serio. Dobrze znać twoją opinie o mnie.- Słowa chłopaka były jak sztylety.
Jego głos był tak zimny, że aż musiałem się upewnić, czy śnieg nie zaczął padać.
Czarnowłosy wznowił marsz.
Driada przez chwilę stała w miejscu, nie wiedząc co zrobić. Szybko jednak wróciła do siebie.
Podbiegła do naszego towarzysza.
-Natius do cholery! Wiesz, że wcale nie to miałam na myśli!- Powiedziała hardo, zrównując z nim kroku.
Zorientowałem się, że oddalają się ode mnie, toteż ruszyłem za nimi.
-Nie wyszły Ci przeprosiny na ładne oczka, to teraz próbujesz z agresją?- Prychnął z pogardą.
-Próbuje przemówić Ci do rozsądku.- Westchnęła w niemocy.
Jednak chłopak jej nie odpowiedział.
-Czyli teraz się obrazisz i będziesz szedł przez to pole mając nas w dupie. I niech się dzieje wola nieba?!- Zapytała zdenerwowana ciszą. Gdy ponownie nie dostała odpowiedzi przez dłuższy czas, rzuciła.- Świetnie. Wspaniale. Miej wyjebane, a będzie Ci dane. Wielki mi książę, pan idealny i w ogóle to chuj wszystkim w dupę.
-Tylko tobie.- Warknął przez zęby, Natius.
-Za twojego? Podziękuje.- Rzuciła z wyraźnym obrzydzeniem, Kiaya.
-Nie martw się. Przez szmatę kijem bym Cię nie dotknął.
-Całe szczęście, bo cholera wie czym byś mnie mógł zarazić.
-Gorszego gówna, niż masz, już złapać nie możesz.
-Czyli przyznajesz, że jakiś syf masz?- Driada prychnęła zwycięsko.
-Jeśli tak, to tylko od Ciebie.
-Nie przypominam sobie, abym wymieniała z tobą płyny.
-Cóż. W przeciwieństwie do mnie jesteś zbyt dobra, żeby napluć komuś do manierki.
Gdy słowa dotarły do dziewczyny, ta natychmiastowo się zatrzymała.
-Jaja sobie robisz. Nie zrobiłeś tego.- Zaczęła niebezpiecznie niskim tonem.
Dragonir spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się z wyższością.
-Może zrobiłem, może nie.
-Ogh! Jesteś najgorszy! Obrzydliwy!- Wydarła się Kiaya, na co chłopak zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.
Przewróciłem oczami, jednocześnie kręcąc głową w niedowierzaniu.
Już nawet nie pamiętałem kto zaczął tą kłótnie, ale byłem naprawdę wdzięczny tej dwójce.
Wcześniejszy stres i napięcie może i nie znikło, ale wyraźnie się zmniejszyło.
-Ezcliffowi też plujesz do manierki?- Zapytała, a ja wytężyłem słuch, czekając na odpowiedź.
-Oczywiście, że nie. Za kogo ty mnie masz?- Parsknął sztucznie obrażony.
-Za kogoś kto MI napluł do manierki.- Warknęła, widocznie urażona.
-Jest różnica pomiędzy tobą, a Ezcliffem.- Powiedział tajemniczo Natius.
-Ja jestem dziewczyną, a on chłopakiem?- Rzuciła driada.
Chłopak się zaśmiał, po czym powiedział śmiertelnie poważnie.
-Jego lubię. Ciebie nie.- Po tych słowach nastała bolesna cisza, aż w końcu dragonir wybuchnął śmiechem.- Żartowałem... Toleruje Cię.- Dodał ostentacyjnie.
-Cóż za zaszczyt mnie kopnął.- Mruknęła dziewczyna pod nosem.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który wkradał się na moje usta.
Ta dwójka była niemożliwa.
Chyba nigdy nie zrozumiem tego jakim cudem oni w jednej chwili są poważnie skłóceni, a w drugiej koleżeńsko żartują z siebie nawzajem i się śmieją.
-A ty Ez, co taki cichy jesteś? Wszystko w porządku?- Zapytała nagle Kiaya, odwracając się w moim kierunku.
-Nie chciałem wam przeszkadzać w waszej wysoko inteligentnej wymianie słów.- Słysząc moje słowa, oboje unieśli brwi do góry.
-Co masz na myśli?- Zapytali jednocześnie.
-Przedstawię wam, jak to wyglądało z mojej perspektywy.- Powiedziałem, po czym teatralnie zakaszlałem i odchrząknąłem. Po czym zapiszczałem- Głupia jesteś! Sam jesteś głupi. Ty jesteś głupsza!- Posłałem zażenowanej dwójce, uśmiech.- To urocze. W jednej chwili jesteście poważnymi wojownikami, by w drugiej zachowywać się jak dzieci.
-Odezwał się!- Oburzył się Natius.- Ostatnio groziłeś mi burakiem!
-Bo miałem Cię już serdecznie dość. Ileż się można śmiać?
-Z Ciebie?- Zapytał rozbawiony.- Długo.
Przewróciłem oczami. Nie było mowy, żebym dał się wciągnąć w tą dziecięcą kłótnie.
-My tu gadu, gadu, a przydało by zacząć szukać miejsca na nocleg.- Odezwała się nagle Kiaya.
Natius słysząc to, prychnął.
Ręką wskazał na ziemię.
-Proszę. Znalazłem.- Oznajmił, przez co dostał po głowie od dziewczyny.- Ale, że co panience nie pasuje? Trawa ma nie taki kolor?
-Ależ nie, ma odpowiedni. Idealny, żeby Cię pod nią pochować.- Warknęła dziewczyna, po czym dodała spokojniej.- Miałam na myśli, że skoro idziemy, to możemy się rozglądać za czymkolwiek co nie byłoby polem.
-Ciągle się rozglądamy.- Zauważył Natius.
-Właściwie to przez ostatnią chwile to bardziej jesteśmy skupieni na sobie.
-Jak romantycznie.- Dragonir skwitował jej słowa.
Widząc jak dziewczynie drga niebezpiecznie brew, postanowiłem interweniować.
-No już. Spokój.- Nakazałem, podchodząc do nich bliżej. W międzyczasie wyjąłem z jednej z sakiewek trochę suszonego mięsa.- Zjedzcie coś, bo na głodnego robicie się nieznośni.
Na widok jedzenia, obu im się zaświeciły oczy.
-Wiesz jak ja Cię kocham?- Odezwał się Natius, wręcz wyrywając mi przekąskę z dłoni.
-Tak naprawdę nie naplułeś mi do manierki tylko dlatego, że Cię dokarmiam.- Stwierdziłem udawanie zawiedziony.
-Wcale nie!- Obruszył się z pełnymi ustami.
-Żresz jak Khulong.- Parsknęła Kiaya, z gracją gryząc kawałek suszonego mięsa.
-A ty jakbyś miała ten kawałek pokroić sztućcami i delektować się nim przez następne pół godziny.- Odgryzł jej się chłopak.
-Nie dałem wam jedzenia, żebyście mieli więcej sił na kłótnie.- Westchnąłem, po czym popatrzyłem przed siebie i zmarszczyłem brwi.- Czy to tam, to nie jest jakaś skała?
Oboje natychmiast popatrzyli we wskazanym przeze mnie kierunku.
-Skała jak nic.- Natius postawił werdykt.
-Skała.- Skinęła głową Kiaya, popierając słowa towarzysza.
-O Bogini, ale żeśmy się stoczyli. Zachwycamy się skałą na środku pola.- Powiedziałem załamany, ale ruszyłem w stronę naszego znaleziska.
-No wiesz, jak się nie ma co się lubi- Zaczął dragonir, ale nie dokończył.
-To się lubi co się ma.- Zaśmiała się Kiaya, a Natius jej zawtórował.
Co prawda skała okazała się znajdować dalej, niż którekolwiek z nas mogłoby przypuszczać, ale w końcu do niej dotarliśmy.
Rzuciliśmy pod nią swoje rzeczy, po czym usiedliśmy na słońcu i korzystaliśmy z popołudniowych promieni.
-Myślicie, że się opalę?- Zapytał Natius rozwalając się na trawie.
-Jak bym się na twoim miejscu zastanawiała, czy łuski możesz opalić.- Stwierdziła Kiaya, dźgając chłopaka po twarzy.
Ten machnął ręką jakby odganiał natrętne robactwo.
-To raczej oczywiste, że nie mogę. Łuski są trochę jak paznokcie, a ich nie da się opalić.- Odpowiedział jej, przymykając oczy.
-Próbowałeś je kiedyś oderwać?- Spytała nagle, podważając palcem jedną z łusek na policzku chłopaka.
-Ała! Przestań debilko. Nie słyszałaś co przed chwilą powiedziałem o paznokciach?- Oburzył się, odsuwając od niej.
-No, ale przecież gubisz łuski.- Nie poddawała się driada.
-A ty obcinasz paznokcie.- Dragonir ostatecznie zagiął dziewczynę.
Oboje zamilkli, rozkładając się na trawie i przymknęli oczy.
Tylko ja siedziałem i obserwowałem okolice.
-Pięć lat temu cienie napadły na stolicę Królestwa elfów.- Wyznałem nagle.- Był środek nocy. Latarnie w stolicy jednak rzucają bardzo jasne światło. Jest tam nawet jaśniej, niż za dnia. Światło słoneczne nie dociera tam w tak dużej ilości, ponieważ korony wysokich drzew większość zatrzymują. Nikt wtedy nie wiedział o cieniach. Pojawili się znikąd. Cała armia. Wylali się na ulicę. To była rzeź. Patrzyłem na to wszystko z bezpiecznych murów naszej królewskiej rezydencji. Na początku nie wiedziałem co się dzieje. Obudził mnie gwar za oknami. Pierwsza myśl była taka, że mamy jakiś festiwal. Gdy uświadomiłem sobie, że niczego takiego nie było w planach, wpadłem w panikę. Z okien nic nie potrafiłem dostrzec, więc wybiegłem na podwórze. Nigdy nie zapomnę tamtego widoku. Moje ukochane miasto tonęło w ogniu. Wtedy miałem wrażenie, że słyszę krzyk lasu. Ale to nie drzewa tak krzyczały, a mieszkańcy. Niewinni, bezbronni cywile. Patrzyłem jak budynki walą się. Jednak nie to było najgorsze. Widziałem jak elfy palą się żywcem, jak są zgniatani przez gruzy, jak brutalnie są mordowani przez cienie. W tamtym momencie zawładnął mną irracjonalny gniew. Byłem wściekły na moich rodziców, że na to pozwalają. W końcu jako władcy powinni chronić cywili, a teraz pozwalają im umierać w męczarniach. Wtedy chyba nie do końca do mnie docierało co się dzieje. Byłem jak w amoku. Strażnicy i reszta służących próbowali mnie zatrzymać, kazali wrócić do rezydencji, do pokoju. Jednak uciekłem im i pobiegłem po schodach do pałacu. Praktycznie nikogo tam nie było, a jak już to był zbyt zabiegany by zwrócić na mnie uwagę. Nie przejmowałem się wtedy żadną etykietą, ani manierami. Tak po prostu wszedłem do sali tronowej i stanąłem jak wryty. Mój ojciec miał wiele ran ciętych. Ledwo stał na nogach, ale ciągle kurczowo zaciskał dłoń na mieczu. Moja matka bezwładnie leżała na podłodze za ojcem. Jednak wtedy to nie oni zajmowali mój umysł, a mężczyzna który stał na środku pomieszczenia. Rosły rycerz w zbroi czarniejszej, niż cokolwiek na świecie. I tylko niebieskie tęczówki spod hełmu wskazywały na to, że należy do ras, a nie jest jakąś wymyślną kreaturą. Pamiętam, że mój ojciec krzyczał do mnie, żeby uciekał. Ale ja nie potrafiłem. Nawet jeśli bym chciał. Stałem jak sparaliżowany, wpatrując się w oczy tego mężczyzny. On też stał i się na mnie patrzył. Aż w pewnym momencie po prostu zapadł się pod ziemię. Zniknął w własnym cieniu. Po tym jak zdałem sobie sprawę z tego, że już go nie ma, po prostu wybuchnąłem płaczem. Ryczałem jak małe dziecko dopóki nie zemdlałem. A rano gdy się obudziłem, widziałem stolice pogrążoną w ruinie. Wielu wtedy zginęło i jeszcze więcej było rannych. Jak się później dowiedziałem, pobliskie wioski i miasta również zostały zaatakowane. Królestwo elfów osłabło. Nawet, gdy je opuszczałem nie wszystko było naprawione.- Zamilkłem w końcu, nawet nie patrząc na moich towarzyszy.
Czułem, że jestem im winien tłumaczenie, czemu w ogóle ich tutaj ze sobą przyprowadziłem.
Przez jakiś czas panowała kompletna cisza. Tylko wiatr od czasu do czasu poruszał moimi włosami, nawiewając mi je na twarz.
-Jakbym przeżył takie piekło, to też by mi się śniły koszmary.- Jako pierwszy odezwał się Natius.
-A myślałam, że ostatnie wydarzenia ze stolicy w moim królestwie to była tragedia.- Dopowiedziała Kiaya.
-Nie powiedziałem wam tego, żebyście się nade mną litowali. Nie musicie nic mówić, ani mnie pocieszać. Po prostu chciałem, żebyście wiedzieli.- Wytłumaczyłem, uparcie wpatrując się w chmury sunące po niebie.- Ponieważ wam ufam.Opublikowane: 18.07.2023
CZYTASZ
Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga Wiatru
FantasyKsiążę Elfów - Ezcliff wyruszył w samotną podróż w celu odnalezienia pewnej osoby. Osoby po której nie ma śladu i nikt nawet nie wie o jej istnieniu. Ezcliff idzie za jedynym tropem jaki ma, pogłoską. Zanim dociera on do wskazanego miejsca, spotyka...