Rozdział 18

11 3 0
                                    








Słyszałem jak piasek trzeszczy gnieciony przez koła powozu. Zimny wiatr raz po raz owiewał moją twarz.
Nabrałem w płuca rześkiego powietrza, oddychając głęboko.
Po czym zerknąłem w bok, gdzie Natius wylegiwał się na sianie z zamkniętymi oczami.
Zaraz za nim siedziała Kiaya i czytała gazetę.
Przeniosłem wzrok na rozpościerające się widoki wokół mnie.
Mam wrażenie, że nigdy nie wyjdę z podziwu jak reszta świata różni się od tego do czego przywykłem żyjąc w Królestwie elfów.
Biały obłoczek pary przysłonił na moment widok na ogromną polanę znajdującą się zaraz obok polnej drogi, którą jechaliśmy.
Gdzieś tam prawie, że przy linii drzew widziałem stado jakiś roślinożernych zwierząt. W spokoju zajadały się trawą i tylko nieliczne z nich uniosły głowy i spojrzały w stronę powozu.
-Ej...- Moje przemyślenia przerwał głos Kiayii.
-Co?- Odburknął jej Natius, krzywiąc się. Zdaje się, że driada go obudziła w momencie kiedy już przysypiał.
-Tutaj piszą, że w miasteczku niedaleko jest dzisiaj jakiś festiwal.- Oznajmiła, pokazując nam gazetę. Cóż, głównie mi. Dragonir patrzył aktualnie na świat jednym okiem i to przymrużonym.- Może się na niego wybierzemy?
Widziałem w jej oczach iskierki nadziei. Sama nie kryła się ze swoim podekscytowaniem.
Jednak ja nie miałem w planach żadnych zabaw.
-Nie mamy czasu na takie rzeczy.- Uświadomiłem ją, chcąc zakończyć temat.
Udawałem, że nie dostrzegłem zawodu na jej twarzy.
-A niby gdzie nam się tak spieszy?- Zapytał Natius, patrząc na mnie tym swoim jednym, przymrużonym okiem.
-No nie wiem?- Zacząłem ironicznie, po czym dodałem.- Może tak... pokonać Rycerza w obsydianowej zbroi? Na przykład.
Chłopak otworzył drugie oko i popatrzył się na mnie ze wzrokiem mówiącym "Serio? To jest twoja odpowiedź?".
Po chwili przewrócił oczami i się odezwał:
-Jeśli Rycerz w obsydianowej zbroi faktycznie jest na Ziemiach niczyich na południu to nam nie ucieknie.
-Po pierwsze. Skąd taka pewność? Po drugie. Nie uważasz, że walczenie w zimę nie jest najlepszym pomysłem? Wolałbym, żeby żadne z nas nie zginęło w tak trywialny sposób jak poślizgnięcie się na lodzie w trakcie walki.- Oznajmiłem z grymasem na twarzy.
-Nie przesadzaj. Nie jesteśmy łamagami.- Westchnął Natius, po czym się przeciągnął. Dodał jeszcze.- Jesteś zbyt spięty. Tym lepiej, festiwal pozwoli Ci się trochę rozluźnić.
-Nie potrzebuje się... rozluźniać.- Wywróciłem oczami.- Jak ja nie będę skupiony to zginiemy przy pierwszej lepszej okazji, bo jestem jedyną osobą z naszej trójki, która racjonalnie myśli.
-Ej!- Oburzyła się Kiaya. Chciała coś powiedzieć, ale spiorunowałem ją wzrokiem. Natychmiast zamilkła, nie wyrażając już najmniejszych chęci do kłótni.
Szkoda, że innego osobnika nie dało się tak uciszyć.
-Wbrew pozorom jestem ciągle skupiony. Od początku naszej podróży nie było sytuacji, w której moje zmysły by nas zawiodły.- Rzucił, po czym uśmiechnął się z wyższością.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz, a w naszym wypadku będzie to też ostatni.- Po moich słowach mina dragonira wyraźnie zrzedła.
I gdy już myślałem, że rozmowa została zakończona, odezwał się właściciel powozu.
-Może nie powinienem się wtrącać, ale akurat z naszego festiwalu zimy to my jesteśmy dumni. To jedno z naszych największych świąt tutaj.- Mówił ciągle w skupieniu prowadząc pojazd.- Nie wiem co ważnego macie do zrobienia, ale jesteście przecież młodzi. Nikt za was życia nie przeżyje, a jeden dzień opóźnienia w podróży przecież nikogo nie zabije.
-A żeby się Pan nie zdziwił.- Mruknąłem pod nosem i chyba tylko dragonir, dzięki swojemu lepszemu słuchowi, to usłyszał.
Zerknął na mnie proszącym wzrokiem. Co niestety zobaczyła Kiaya i również wbiła we mnie błagający wzrok.
-Ez, no! Powinno się słuchać starszych ludzi, oni wiedzą lepiej.- Namawiała Kiaya, delikatnie łapiąc mnie za ramię i potrząsając.
-Nie jestem, aż tak stary!- Oburzył się woźnica, ale słyszałem rozbawienie w jego głosie.
-Waćpan się przez chwilę nie odzywa, bo my go tu przekonujemy.- Odpowiedział mu Natius równie rozbawiony.
Poza rżeniem koni do moim uszu doszedł dźwięk gromkiego śmiechu mężczyzny.
Westchnąłem w końcu pod naporem spojrzeń dwójki moich towarzyszy.
-Niech wam będzie.- Oznajmiłem w końcu, a Ci za wiwatowali radośnie.- Ale!
Popatrzyli na mnie z niedowierzaniem, jakby nie rozumieli jakim prawem stawiam im warunki.
-Nie myślcie sobie, że zrobicie słodkie oczka i będziemy przystawać na każdy festiwal po drodzę.- Zapewniłem ich będąc śmiertelnie poważnym.- To. Jest. Wyjątek.
-Oj, już nie udawaj takiego groźnego.- Zaśmiał się Natius, zarzucając mi rękę na szyję.- Walniesz sobie parę kufli piwa i będziesz szaleć najbardziej z nas wszystkich.
-Nie jestem tak nierozważny w piciu jak wy.- Zwróciłem mu uwagę, odsuwając go na bezpieczną odległość od siebie.
-Upiłeś się kiedyś do nieprzytomności?- Zapytała zaciekawiona Kiaya.
Skrzywiłem się na to pytanie. Niestety taka sytuacja miała miejsce.
-Po jego minie sądzę, że tak i nie wspomina tego najlepiej.- Natius zarechotał, a driada mu zawtórowała.
-Opowiedz nam!- Poprosiła rozbawiona.
-Nie ma szans.- Prychnąłem. Nawet w myślach jestem tym zbyt zażenowany.
-Ja tam lubię swoje pijackie historie.- Oznajmił nagle dragonir, po czym się zaśmiał jakby na jakieś wspomnienie.- Może nie jest to najciekawsza historia, ale jedna z ostatnich jaka mi się przytrafiła.- Tutaj dragonir zerknął w stronę Kiayii, a ja już się domyślałem co przywoła.- Jakiś czas temu jak piłem z Ezcliffem to tak się naprułem, że jak się podniosłem to od razu się zrzygałem. Prosto, prościusieńko na stopy Ezcliffa.
Skrzywiłem się z obrzydzenia na to wspomnienie.
Jak dla mnie nie było w tym nic zabawnego. Niemniej jednak driada wybuchła na to śmiechem.
-Nie było by wam tak do śmiechu, gdybyście to my musieli prać te buty.- Bąknąłem niezadowolony. Po czym moje usta wygięły się w uśmiechu, gdy sobie przypomniałem jedną rzecz.- Skoro już jesteśmy przy pijanym Natiusie...- Zacząłem, a wspomniany osobnik zbladł.
-O, Bogini. Co ty tam wygrzebałaś z tej pamięci?- Jęknął cierpiętniczo i zasłonił dłońmi swoją twarz.
Już sam ten obraz nędzy i rozpaczy zasługiwał na mój krótki śmiech.
Jednak zignorowałem go i zwróciłem się do driady.
-Pewnego razu po pijaku pomylił mnie z jakąś ogrzycą.- Parsknąłem rozbawiony, gdy wspomnienia przewijały mi się przed oczami.- Podszedł do niej i zarzucił rękę na szyję po czym powiedział: "Hej, księżniczko. Nie zgubiłaś swojego księcia?". Już nawet nie będę się zastanawiać co ten tekst miał znaczyć, nawet jeśli byłby skierowany do mnie.
Więcej już nie mówiłem, bo driada już i tak mnie nie słuchała. Zamiast tego zwijała się ze śmiechu na sianie.
-I co dalej było z jego księżniczką?- Wydusiła z siebie w końcu, ocierając łzy spływające jej po policzkach.
Zerknąłem kątem oka na zaczerwienionego ze wstydu dragonira.
Wzruszyłem ramionami, postanawiając już mu darować tych tortur.
-Zdał sobie sprawę, że się pomylił. Wyjaśnił sprawę i wrócił już do odpowiedniego stolika.- Wyjaśniłem ogólnikowo. Natius posłał mi wdzięczne spojrzenie.
Stanowczo nie miał ochoty przeżywać tego samego drugi raz. Nawet jeśli miałoby być to tylko w jego głowie.
-Ueee, ale szkoda. Liczyłam na jeszcze jakieś ciekawe przygody.- Driada zajęczała wyraźnie zawiedziona, po czym się zaśmiała.- Niesamowity romans Natiusa i ogrzycy.
-Bo Cię zaraz wykopie z tego powozu.- Zagroził jej dragonir, na co ta tylko się bardziej roześmiała.
Parę chwil potem byliśmy już przy miasteczku. Mężczyzna wysadził nas kawałek drogi od zabudowań. Ponoć mieszkał w pobliskiej wiosce, więc nie zajeżdżał do samego miasta.
Na pożegnanie życzył nam dobrej zabawy.
Nie wiele musieliśmy przejść, żeby do naszych uszu doleciała wygrywana, żywiołowa muzyka.
Słyszałem jak rasy wyklaskują rytm. Dźwięk dzwonków stanowczo wybijał się na tle pozostałych odgłosów.
Natomiast zapach piwa karmelowego miło drażnił mój nos.
Może przyjechanie tutaj faktycznie nie było takim złym pomysłem.
Natius i Kiaya wydawali się być zachwyceni jak małe dzieci.
Musiałem ich prosić o to, aby nie rzucili się biegiem do miasteczka.
Jestem pewien, że ktoś z mieszkańców mógłby przez nich zejść na zawał.
Dragonir pędzący w ich stronę z dwoma szablami wiszącymi u jego boku. Zaraz obok driada w pełnej zbroi z wielkim futerałem na plecach.
Wcale nie podejrzane.
Jak tylko znaleźliśmy się na głównej drodze to, aż przystanąłem.
Widać było już na pierwszy rzut oka, że mieszkańcom bardzo zależało na tym świecie.
Widok miasta o zachodzie słońca zapierał dech w piersiach.
Od pochodni do pochodni ciągnęły się ozdobne szarfy. Na praktycznie każdym oknie na głównej ulicy stały kwiaty. Piękne, białe kwiaty, które na myśl przywodziły mi płatki śniegu.
Wizerunki owych roślin zostały namalowane na kamiennej drodze, po której szliśmy.
Białe ozdoby kontrastowały z kolorowymi budynkami tak typowymi dla tej części kontynentu.
I to wszystko teraz było skąpane w pomarańczowo-różowych promieniach zachodzącego słońca.
-Dla samego widoku było warto.- Odezwała się Kiaya, która przystanęła razem ze mną by podziwiać rozpościerający się przed nami widok.
-Wyjątkowo się zgodzę.- Odpowiedziałem jej, ciągle pełen zachwytu wpatrując się przed siebie.
-Długo tak będziecie się gapić? Zaraz nie będzie nic do jedzenia.- Jakoś wcale nie dziwiło mnie to, że dragonir nie był zainteresowany ładnymi widokami.
-Oj, no weź. Takich rzeczy nie widzi się na co dzień!- Bąknęła driada.- Sama jestem głodna, a zapach unoszący się w powietrzu to tylko nasila. Jednak jedzenie nie ucieknie, a chwila przeminie.
Natius popatrzył się na nią jak na idiotkę.
-Jedzenie ktoś może zjeść. To po pierwsze.- Zaznaczył z przekąsem.- A po drugie, jak jesteś taka wrażliwa na piękno świata to było zostać malarką, albo poetką.
-Na górze Rotie, na dole Fiorki, a ty Natusie wal się i swoje humorki.- Rzuciła Kiaya, po czym wystawiła język w stronę chłopaka.
Natomiast Natius słysząc słowa driady roześmiał się serdecznie, jakby usłyszał najlepszy żart w swoim życiu.
-No mówię, minęłaś się w powołaniem.- Parsknął po chwili, gdy w końcu się w miarę uspokoił.
Jak bardzo Kiaya starała się to ukryć, to jej samej uśmiech cisnął się na usta.
-Nie chcieliście przypadkiem tu przyjść na festiwal, a nie żeby się śmiać z siebie na środku drogi?- Zapytałem sam będąc rozbawiony.
-Właśnie! Idziemy.- Zawyrokowała radośnie Kiaya, po czym złapała mnie pod rękę i pociągnęła w stronę bawiącego się tłumu.
-Ej, a ja to co?- Zawołał za nami Natius, mocniej naciągając kaptur na głowę.
Widząc to, sam poprawiłem swój.
Choć każdy tutaj był pijany w mniejszym lub większym stopniu, to wolałem nie ryzykować.
Materiał na głowie lekko mi przeszkadzał, ale nie aż tak bardzo, żeby to było jakieś nie do przeżycia.
Po chwili znaleźliśmy się w samym środku bawiącego się w najlepsze tłumu.
-Zatańczymy?- Zapytała się mnie driada z szerokim uśmiechem.
-To chyba ja powinienem o to zapytać Ciebie.- Zwróciłem jej uwagę, a moje kąciki ust same powędrowały do góry.
Moje słowa były dla dziewczyny widocznie pozwoleniem, ponieważ złapała moje dłonie i poprowadziła mnie do tańca.
Szybko jednak przyjąłem rolę prowadzącego. Choć nie miało to większego znaczenia, bo i tak pląsaliśmy po całym placu jak głupi.
Gdzieś kątem oka wyhaczyłem Natiusa.
Ten widząc, że tańczę z Kiayą udawał, że wbiłem mu sztylet w serce.
Rozbawiony pokręciłem na to tylko głową, po czym spojrzeniem wróciłem do szmaragdowłosej driady.
Takie oderwanie od rzeczywistości było orzeźwiające.
Skacząc pomiędzy tłumem ludzi zapomniałem o zemście. Nie było też moich grzechów, ani zmartwień.
Właściwie to nawet nie wiem przez ile, ale przez dłuższy czas liczyły się tylko różowe tęczówki dziewczyny przede mną.
Radosny śmiech, którym zanosiła się, gdy nią obracałem. Jej kwiatowy zapach, który czułem wyraźniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Oddech, który raz za razem muskał mój policzek.
Jednak wszystko się kiedyś kończy. Takie wesołe tańce wysysały siły jak nic innego.
Toteż w końcu zdyszani, spoceni, ale uśmiechnięci- postanowiliśmy oddalić się od tańczącego tłumu.
Wzrokiem odszukałem Natiusa.
Znalezienie go wcale nie było trudne, wystarczyło szukać po miejscach z jedzeniem.
Siedział przy stoliku na zewnątrz jakiejś karczmy i zajadał się jakąś mięsną potrawą.
Gdy nas zobaczył, uniósł brew do góry, a po chwili na jego usta wstąpił prowokujący uśmiech.
I już wiedziałem, że zaraz powie coś głupiego.
-Wy tam tańczyliście, czy przeżyliście przygody w tłumie?- Parsknął rozbawiony, za co dostał ode mnie po głowie.
-A co? Zazdrosny?- Rzuciła wesoło Kiaya, zajmując miejsce na krześle obok chłopaka.
Również się do nich dosiadłem.
-Niby o co?- Prychnął urażony, po czym podniósł widelec z kawałkiem mięsa.- Ja tu przeżywam namiętny romans z moim jedzeniem.
Już chciał wsadzić widelec do ust, ale Kiaya szybkim ruchem zmieniła kierunek jego ręki.
I tak obaj z dragonirem patrzyliśmy w szoku, jak dziewczyna zajada się kawałkiem mięsa.
-Dobre.- Skomentowała z uśmiechem, gdy w końcu przeżuła.
-To zdrada! To wojna!- Ryknął Natius, po czym zerwał się na równe nogi.
Kiaya jednak chyba się tego spodziewała, bo odskoczyła zgrabnie w bok. Po czym pomknęła jak strzała przez tłum.
Natius nie pozostawał jej dłużny i również rzucił się pędem w jej ślady.
-Mam nadzieje, że się tam nie pozabijają.- Mruknąłem, wygodniej usadawiając się na krześle.
Wziąłem do ręki kufel z piwem, który należał do Natiusa.
Praktycznie nic nie upił, więc mogłem się rozkoszować napojem przez dłuższą chwilę.
Z braku bardziej pożytecznego zajęcia, podsłuchiwałem rozmowy innych.
-Słyszął, że ostatnio ten Foukor, ten rudy od Moriori, to wziął i w pojedynkę ubił zwierza?- Mówił mężczyzna, siedzący dwa stolika dalej.
-Tego co to napastował nasze bidne pola?- Przewróciłem oczami uznając, że ta rozmowa nie jest ani trochę ciekawa.
Zaraz obok nich siedziały dwie kobiety i ich rozmowa zdawała się odrobinę ciekawsza.
-A tak zmieniając temat. Doszły mnie słuchy, że nasza Królowa urodziła bliźnięta!- Powiedziała oburzona, starając się mówić szeptem.
Coś jej nie wychodziło.
-Żartojesz!- Pisnęła druga ogrzyca.- Bliźniaki w królewskiej rodzinie to przekleństwo, biada nam!- Wyjęczała rozżalona.
W duszy to ja zajęczałem. Naprawdę zwykli mieszczanie mają tylko takie problemy? To już na pałacowym dworze w Królestwie elfów były ciekawsze i bardziej pikantne plotki.
Co prawda sam znałem ten przesąd o przekleństwie bliźniaków w rodzinach królewskich. Jednak szansa na takie narodziny jest tak niska, że nawet wśród cywilów jest to niespotykane.
Westchnąłem głęboko, biorąc kolejny łyk karmelowego piwa.
Po czym z utęsknieniem wypatrywałem z tłumu dwójki moich towarzyszy, którzy to przepadli jak kamień w wodę.
Bez nich było cicho i nudno, choć wokół mnie panował straszny gwar.















Opublikowane: 15.07.2023

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz