Rozdział 10

19 3 0
                                    






-Nie podoba mi się to.- Powiedziałem, dłonią przejeżdżając po ciemno niebieskiej korze.
Las wokół nas niepostrzeżenie się zmienił. Zwykłą florę i faunę zastąpiła ta wyglądając o wiele bardziej mrocznie.
-Nic dziwnego. To Zaklęty las.- Oznajmił Natius, sztyletem ucinając liście jakiejś rośliny.
-Nie wyglądasz na zmartwionego.- Zauważyłem, zakładając ręce na piersi.
-Nie jestem. Może dla pierwszych lepszych podróżnych ten rodzaj lasu jest niebezpieczny, ale nie dla mnie.- Rzucił, chowając pozyskany surowiec do jednej z sakiewek.- A poza tym można się tu wzbogacić o naprawdę pożyteczne rośliny.
-Jak to zielsko, które właśnie ściąłeś?- Zapytałem nie ukrywając, że zaciekawił mnie tutejszą roślinnością.
-Dokładnie. Sądząc po twojej minie, chcesz wiedzieć do czego służy.- Zaśmiał się, zamilkł na chwilę, po czym powiedział.- Cóż, można z niej wykonać truciznę, która zabija nawet duże zwierzęta w kilka sekund.
Uniosłem brew do góry, ale nijak tego nie skomentowałem. Im mniej się wie, tym lepiej się śpi.
-Lepiej już chodźmy, nie uśmiecha mi się spędzić nocy w tym ponurym lesie. Na dodatek z zatrutym tobą, więc uważaj przy zbieraniu tego.- Machnąłem ręką, po czym postawiłem kolejne kroki w nieznanym lesie.
-A może, po prostu boisz się duchów?- Usłyszałem kpiące pytanie za sobą.
Natychmiast się odwróciłem w jego stronę.
-Głupi jesteś? Duchy nie istnieją.- Fuknąłem z niedorzeczności jego słów.
-Oho, powiedział każdy kto boi się duchów.- Zaśmiał się, po czym podszedł bliżej mnie.- Radzę Ci w takim razie trzymać się blisko mnie. Tutaj są istoty o wiele bardziej groźne, niż jakieś tam duszki.
Czułem ciarki na plecach i krople potu na mojej skroni. Przełknąłem nerwowo ślinę.
-Żeby być groźniejszym, wystarczy naprawdę istnieć.- Wydukałem, uparcie patrząc w tęczówki przede mną.
Przez chwilę tak staliśmy mierząc się wzrokiem, po czym Natius odsunął się kawałek do tyłu.
-Jak sobie chcesz, ale nie przychodź do mnie z płaczem jak zaatakuje Cię jakieś powykręcane monstrum.- Wzruszył ramionami i żwawym krokiem ruszył dalej w las.
-Duchy. Phi, jeszcze czego.- Mruknąłem sam do siebie, niezadowolony.- Brakuje mi koszmarów na jawie.
Jednak zastosowałem się do wcześniejszego polecenia dragonira i podtruchtałem do niego.
To nie był znany mi teren, nie wiem co mnie tu czeka. Posiadanie własnego przewodnika-ochroniarza jest mile widziane.
-Wyglądasz jak taka mała dziewczynka chowająca się za plecami starszego brata.- Parsknął rozbawiony.
-Nie chciałbym mieć takiego brata jak ty.- Odpowiedziałem mu, krzywiąc się na tą myśl.
Nagle się zatrzymał, przez co omal na niego nie wpadłem. Odwrócił się w moim kierunku z cwaniackim uśmiechem.
-W takim razie kim chciałbyś, bym dla Ciebie był?
-Przewodnikiem, więc zajmij się wyprowadzeniem nas stąd w jednym kawałku.- Odpowiedziałem, przewracając oczami. To nie najlepszy czas i miejsce na jego przygłupie żarty.
Pokręcił głową w niedowierzaniu, po czym wznowił wędrówkę.
Rozglądałem się nerwowo po otoczeniu, jednocześnie trzymając dłonie na sztyletach. Tak w razie czego.
Jednak mogliśmy tak iść i iść i nic się nie działo. Było całkowicie spokojnie.
Noc zdążyła nas już zastać, a nadal nic nie próbowało nas zabić.
Z każdą chwilą relaksowałem się tutaj coraz bardziej. W sumie, bardzo możliwe, że Natius mnie po prostu nastraszył dla zabawy. Nie jest to jakieś dziwne, to w jego stylu.
Musiałem przyznać, że sam las miał bardzo… ciekawy nastrój. Oczywiście, był mroczny, ale oprócz tego też intrygujący. Drzewa miały niecodzienną ciemno niebieską korę, która pokryta była jakimiś czarnymi pnączami i świetlisto-zielonym mchem. Liście były ciemniejsze niż te zwykłe. Zewsząd otaczała nad biała mgła, jednak na tyle rozdmuchana by dało się przez nią widzieć. Co jakiś czas widziałem jakiegoś motyla lub świetlika.
Nie mam pojęcia, ale atmosfera tego miejsca przypominała mi o domu.
Budownictwo w Królestwie elfów jest w oparte na drzewach. Nawet jeśli większość budynków nie jest osadzona na nich, dbamy o to, aby było dużo roślinności w miastach.
Zostałem wychowany w miłości do flory, nic więc dziwnego, że mi tu tak dobrze.
Mój wzrok zatrzymał się na jeziorku z piękną, czystą, niebieską wodą. Nad taflą unosiła się gdzieniegdzie para. Z brzegów ziemi wyrastały korzenie, które rosły prosto do rajskiego bajorka.
Motyle i świetliki radośnie latały pomiędzy białą mgiełką.
Nie mogłem się oprzeć, musiałem zobaczyć to z bliska.
Wiedziony pięknym widokiem, skierowałem się w jego stronę.
W powietrzu unosił się śliczny, delikatny zapach nieznanych mi kwiatów.
Spytam się potem Natiusa, czy wie które tak pięknie pachną. Wspaniale by było zabrać je ze sobą i zasadzić w Królestwie elfów.
Może ten śliczny zapach choć trochę pomógłby moim rodzicom?
Ciekawe co u nich i jak się trzymają? Mam nadzieje, że nie mają mi za złe tego, że wyruszyłem w podróż.
-Ezcliff!- Usłyszałem krzyk dragonira, ale go zignorowałem.
Poczułem uścisk na nadgarstku, ale szybko się go pozbyłem.
Nie pozwolę nikomu mnie powstrzymać od dostania się do tego pięknego bajorka.
-Ezcliff, do cholery!- Znowu ten krzyk i ręka, która mnie trzymała.
-Zostaw mnie, muszę pójść zobaczyć z bliska to śliczne jezioro.- Powiedziałem, próbując się wyrwać, ale nic z tego.
-Ezcliff, do cholery! Otwórz oczy!- Krzyczał ciągle do mnie.
-Mam otwarte i widzę przed sobą najwspanialszy widok w moim życiu.- Oznajmiłem, podejmując kolejną próbę wyrwania się.
O dziwo udało mi się, ale nie mogłem się nacieszyć wolnością na długo.
Drogę zagrodził mi czarnowłosy.
-Czego ty chcesz?- Fuknąłem, zły.
-Ciebie żywego.- Powiedział z dziwnym zdeterminowaniem w oczach.
Usłyszałem plask, a potem poczułem okropne pieczenie w policzku.
Chłopak właśnie zdzielił mnie z impetem otwartą ręką w twarz.

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz