Rozdział 9

11 3 0
                                    




Oddałem strzał mierzony w głowę jeden z bestii. Strzała ze świstem przecieła powietrze i z łatwością przebiła się przez czaszkę mojego celu. 

Zestrzelałem raz po raz kolejne Kwikotoki, które próbowały zajść od tyłu Natiusa.

Ten natomiast świetnie sobie radził z pokonywaniem przeciwników w zasięgu jego szabli. 

Wirował z ostrzami w obu dłoniach. Z dzikością w oczach namierzał kolejne ofiary i jednym cięciem odbierał im życie.

W takich chwilach wyglądał jak żywe ucieleśnienie śmierci. Pukiel czarnych długich włosów związanych w kitę ledwo nadążał za właścicielem. Od nagłych ruchów jego szata unosiła się układając w powietrzu w okrąg. Stopy z gracją dotykały ziemi, by już zaraz zmienić swoje położenie.

Krew natomiast bryzgała dookoła dodając dozy dramaturgii tej scenie.

Jednak to nie był dobry moment na podziwianie dragonirowego kunsztu zabijania. Nawet jeśli obraz ten był wyjątkowo intrygujący.

Zestrzelałem kolejne zwierzęta, by odciążyć trochę towarzysza.

Z nas dwóch on musi być bardziej zmęczony. Jesteśmy w tym lesie od kilku godzin, a tych gadzin ciągle przybywa. Mnie bolą tylko ręce od trzymania łuku i naciągania cięciwy. Nie chciałem wiedzieć jak dużo mięśni czuł w tym momencie chłopak. Choć nie da się ukryć, że w ogóle nie było po nim tego widzieć. Jego ruchy nie straciły swojej początkowej gracji, szybkości, ani siły. 

Tym bardziej byłem pełen podziwu, gdyż na dobrą sprawę wcale nie musiał tu być i mi pomagać. 

Rada faunów zgodziła się udostępnić nam zbiór swojej biblioteki pod warunkiem, że zajmiemy się Kwikotokami. Te, jakiś czas temu zadomowiły się w lasach blisko faunowej stolicy i dręczą mieszkańców, którzy postanowią wejść na te tereny. Z racji tego, że rasa faunów jest blisko związana z naturą ich obecność w lesie jest nieunikniona. 

Same w sobie jednak są zbyt małe i słabe, żeby samym móc się zająć dzikimi gadami.

Naprawdę dobrze się złożyło. 

Dzięki tej sytuacji obie strony mają korzyści i nie czuje się jakbym wykorzystywał dobroć tych niskich koziołków.

Zestrzeliłem kolejną bestyjkę tym samym zauważając, że Natius przeciął ostatnią żywą w okolicy.

Było to o tyle zaskoczeniem, że po raz pierwszy od kilku godzin powietrze nie było wypełnione piskliwym kwiczeniem. 

Już zdążyłem przyzwyczaić się do tego dźwięku, dlatego teraz gdy go zabrakło czułem się wyjątkowo… nie na miejscu.

Mój towarzysz chyba miał podobne odczucie. Rozglądał się nerwowo, jakby wyczekując, że jednak jeszcze jakiś się na niego rzuci.

Nic takiego jednak nie nastąpiło, pomimo odczekania dłuższej chwili.

Zeskoczyłem więc z wysokiego drzewa, upadek amortyzując przewrotem do przodu.

-Zdaje się, że to koniec.- Powiedziałem podchodząc do czarnowłosego. 

-Zdaje się, że tak.- Odpowiedział mi, po czym rozciągnął sobie na szybko barki.

Popatrzyłem w dół, gdzie u stóp chłopaka piętrzyły się zwłoki dzikich gadów.

-Mam nadzieje, że nie będą nam kazać tego sprzątać.- Skrzywiłem się na samą myśl możliwości zaistnienia takiej sytuacji.

Natius musiał podążyć za mną wzrokiem.

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz