Rozdział 3

31 4 1
                                    

Poczułem szturchnięcie w ramię. Otworzyłem oczy oraz przetarłem je. Spojrzałem na Natiusa. Przyglądał mi się chwilę w ciszy.
-Koszmary Ci nie odpuszczają co?- Zagaił, uśmiechając się.
-To co mi się śni, nie powinno Cię niepokoić.- Odpowiedziałem, otrzepując się z siana.
Podróżowanie na powozie nie należało do najwygodniejszych, ale nie zamierzałem narzekać. To lepsze niż chodzenie na nogach.
-Nie jestem raczej osobą niepokojącą się innymi, ale jak widzę teraz twoją twarz to mi się żal Ciebie robi.- Rzucił, na powrót kładąc się i bawiąc w palcach pojedynczym źdźbłem.
-Wielkie dzięki.- Westchnąłem, po czym spróbowałem rozmasować opuchnięcia pod oczami.
-To raczej tak nie działa.- Skomentował, rzucając mi rozbawione spojrzenie.
-Masz lepszy pomysł?- Spytałem, przewracając oczami.
-Poczekaj.- Sięgnął do swojej skórzanej torby na ramię. Chwile w niej coś przekładał, po czym wyjął jakiś przezroczysty, mały słoiczek. W nim znajdowało się coś kremowego.- To maź z Ziela pstrego. Może jakoś dużo Ci nie da, ale przynajmniej innych nie będziesz straszył.
Uniosłem brew do góry, nie kwapiąc się do wyciągnięcia dłoni po rzecz. Widząc to, dragonir postawił mi słoiczek z mazią na kolanie.
-Co chcesz w zamian?- Zapytałem, marszcząc brwi.
-Auć- Udał jakby go ktoś ugodził w serce.- Ranisz. Daje Ci to z dobroci serca..
-Średnio w to wierzę.- Jednak wziąłem do ręki rzekomy podarek i nałożyłem sobie pod oczy.
Na ten widok chłopak parsknął śmiechem.
-Wyglądasz jakbyś się błotem wysmarował.
Spojrzałem na swoje palce. Tam gdzie przed chwilą była jasna substancja, teraz było ciemne, zaschnięte coś.
-Co to do cholery jest?!- Oburzony zwróciłem się do czarnowłosego.
-Spokojnie, nie umrzesz od tego. - Zaniósł się śmiechem, ale szybko się opanował.- Tak jak mówiłem to maść z Ziela pstrego. Ma właściwości między innymi regeneracyjne i inne zdrowotno urodowe. Z tym, że zmienia kolor i konsystencje po kontakcie ze skórą.
Te słowa mnie uspokoiły. Przez chwile byłem pewien, że chłopak postanowił mnie otruć. Na przyszłość, muszę nie nakładać na twarz czegoś o czym nic nie wiem.
-Masz podejrzane rzeczy w tej swojej torbie.- Odezwałem się w końcu, oddając mu słoiczek.
-To akurat jedna z najmniej podejrzanych rzeczy jakie tam mam.
-Twoje słowa nie działają na twoją korzyść.
Powozem zatrzęsło.
Rozejrzałem się dookoła. Las się rozrzedzał, więc prawdopodobnie dojeżdżaliśmy do Fiertsu.
Moje przypuszczenia potwierdził rolnik, który w zamian za pomoc zaproponował nam podwózkę.
-Zaraz będziemy!- Krzyknął do nas, trącając lejcami konie.
Rytmiczny stukot kopyt, delikatny zapach żywicy oraz iglastych drzew były usypiające. I jedyne co sprowadzało mnie na ziemię, to siano wbijające się w każdą część mojego ciała.
Mimo wszystko byłem temu wdzięczny, nie miałem zamiaru spać więcej niż potrzeba.
Dragonir przeciągnął się obok mnie, po czym założył skórzaną torbę przez głowę. Poprawił szable, po czym podniósł się na kucki.
Poszedłem w jego ślady i zabrałem swoje rzeczy. Nie było ich dużo i całe szczęście nie były ciężkie.
Gdy tylko minęliśmy linie lasu, za wielkimi połaciami pól uprawnych mogłem zobaczyć wioskę.
Nie było co podziwiać. Fiertsu wyglądało jak na wioskę na Ziemiach niczyich przystało. Parę domków z jasnej gliny, umocnione ciemnym drewnem i do tego czerwone dachówki wykonane z pospolitej rudy czerwonium.
Do tego ten specyficzny zapach, nawozu z odchodów zmieszanych z kompostem.
Skrzywiłem się, co zostało zauważone przez mojego towarzysza.
-Nie przyzwyczajony do wiejskich zapaszków, co?- Zakpił czarnowłosy.
-Dziwne by było jakbym był.- Rzuciłem tylko.
Powóz się zatrzymał, a my zeszliśmy na uklepaną ziemię, robiącą za ścieżkę.
-No. No to dowiozłem was w jednym kawałku. Jeszcze raz dziękuje za pomoc, sam w życiu bym tego koła nie włożył na miejsce. Jednak są na tym świecie jeszcze porządni w rasach. Jak będziecie czegoś tutaj potrzebować to mój dom jest trzeci od brzegu.- Wskazał na niczym nie wyróżniają się, prymitywną budowle.- Przychodźcie, pomoge. A i może moja żonka jak obiad zrobiła, to ciepłego zjecie.
-Bardzo dziękujemy, ale długo tu nie będziemy.- Odpowiedziałem chłopowi, po czym się pożegnaliśmy.
-A tak w ogóle…- Zaczął Natius, opierając się o ledwo stojący murek przy wjeździe do wioski.- Uzyskam w końcu odpowiedź na pytanie, po co tu przyjechaliśmy?
Uświadomiłem sobie, że właściwie dragonir naprawdę nie wie. Za każdym razem, gdy pytał to go zbywałem nie chcąc zdradzać swoich celów. Z perspektywy czasu to trochę głupie. Skoro chłopak jest moim towarzyszem to i tak prędzej, czy później dowie się większości.
-Szukam informacji o Rycerzu w obsydianowej zbroi, który pojawia się i znika we własnym cieniu. Słyszałem pogłoskę, że był tu kilka tygodni temu.
-Podążasz za legendą?- Parsknął rozbawiony.
-Nie musisz pomagać mi szukać, rób co chcesz. Spotkamy się o zmroku, przed wjazdem do lasu.- Rzuciłem, po czym skierowałem swoje kroki ku domom.
Najłatwiej informacje jest dostać w tawernach, czy innych pijalniach. Nie dość, że są to dobre miejsca na plotki to i pijani ludzie nie mają tendencji do kłamania i ukrywania prawdy.
Swój cel zobaczyłem dopiero na końcu ścieżki. I jedyne co wyróżniało budynek był drewniany szyld wiszący na zardzewiałym łańcuchu zaraz nad wejściem. Głosił on "Tawerna pod ruczajem".
Pchnąłem ciężkie drzwi z ciemnego drewna, po czym wszedłem do środka. Od razu uderzyła we mnie fala ciepła oraz poczułem typowy zapach piwa i spoconych ciał.
Zignorowałem obrzydliwy odór. Wiedziałem, że wystarczyła chwila, aby mój nos się przyzwyczaił i przestało mi to tak przeszkadzać.
Gdy znalazłem się w środku, parę osób znajdujących się najbliżej wejścia, zwróciło na mnie uwagę. Szybko jednak wrócili do poprzednich zajęć.
Pomieszczenie nie było duże. Mieściło się w nim parę okrągłych stolików, do których było do nastawiane tyle krzeseł ile się dało. Oświetlenie ograniczało się do świeczek umieszczonych w prowizorycznych, metalowych kinkietach. I tylko na głównej ladzie stał świecznik.
Podszedłem do baru, zajmując jeden z wolnych stołków. Zamówiłem piwo, po czym zacząłem wypatrywać osoby, której najlepiej zapytać.
Po dłużej chwili stwierdziłem, że najodpowiedniejszą osobą będzie barman. Nikt nie zna tylu plotek co mężczyźni nalewając piwo do drewnianych kufli.
Przywołałem czterorękiego machnięciem dłoni. Ten skończył obsługiwać innego klienta, po czym podszedł do mnie.
-Tak? Podać coś jeszcze?- Zapytał patrząc na mnie i jednocześnie przecierając ladę zżółkniętą ścierką.
-Właściwie jest coś o co chciałbym zapytać. Szukam osoby, która wygląda jak rycerz, a jego zbroja jest zrobiona z obsydianu. Słyszałem pogłoski, jakoby miał tu być przed paroma tygodniami. Wiesz coś może na ten temat?
Wieloręki podrapał się po brodzie i zmarszczył brwi w zastanowieniu. Raz po raz mrużył oczy, otwierał i zamykał usta. W końcu jednak westchnął.
-Jakoś nie kojarze. Nie tak często jesteśmy odwiedzani przez podróżnych, więc raczej zapamiętuje tych którzy się bardziej wyróżniają. Rycerza w obsydianowej zbroi na pewno bym pamiętał.- Odpowiedział mi w końcu.
-Skoro na pewno byś go pamiętał, to czemu tak długo się zastanawiałeś?- Spytałem samemu marszcząc brwi. Czyżby go ukrywał? Albo został zaszantażowany?
Barman spojrzał się na mnie zdziwiony.
-Zamyśliłem się? Nie pamiętam.- Rzucił, jakby faktycznie próbując sobie przypomnieć, czy zrobił zarzucany mu czyn.
-Nie ważne. Tak czy inaczej, dziękuje.- Położyłem na ladę odpowiednią ilość monet, po czym jednym haustem dopiłem piwo.
Mężczyzna pożegnał się ze mną i życzył miłej nocy.
Będzie miła jeśli dowiem się czegokolwiek związanego z moim tutejszym celem podróży. Skoro od barmana nic się nie dowiedziałem, postanowiłem popytać trochę zwykłych mieszczan. Plotka musiała skądś się wziąć, ktoś coś musiał wiedzieć. Wystarczyło tylko tą osobę znaleźć. A to nie takie trudne, prawda?
Rozglądając się po pomieszczeniu, odpuściłem sobie na wstępie wszystkie te stoliki przy których było zgromadzone dużo osób. Po pierwsze nie byłem tam mile widziany, po drugie w grupie łatwiej milczeć, niż odezwać się jako jedyny. Dlatego mój wybór padł na krasnoluda samotnie siedzącego w rogu pomieszczenia.
Już gdy do niego podchodziłem czułem wyraźny zapach oleju i innych maszynowych wydzielin.
-Mógłbym na chwile się przysiąść?- Zapytałem przystając obok.
-A kto Cię tu, kurwa, zapraszał?- Czknął i pogładził się po swojej wielkiej brodzie.
-Słyszałem o waszej słynnej krasnoludzkiej gościnności.- Bez pozwolenia przysiadłem się naprzeciwko niego. Inaczej trwałoby to wieki.
-Na chuj się pytasz, jak i tak robisz po swojemu?- Prychnął biorąc duży łyk z podniszczonego, drewnianego kufla.
-Proste pytanie. Słyszałeś o Rycerzu w obsydianowej zbroi?
-Nie, poszedł stąd.- Warknął na mnie znad kufla.
-Zastanów się nad tym chociaż przez pół sekundy.- Westchnąłem, zmęczony. Stanowczo nie potrafię dogadać się z kimś jego pokroju.
Krasnolud faktycznie nie odpowiedział od razu, w milczeniu patrzył się gdzieś za mnie.
-Już.- Powiedział nagle, po czym ryknął pijacko.- A teraz spierdalaj, przez Ciebie to piwo smakuje jak szczyny!
Pomasowałem się po nasadzie nosa, ale posłysznie wstałem.
Zatrzymałem się jednak, spoglądając na niego przez ramię.
-Chcesz czegoś jeszcze, gówniarzu?!
-Sądząc po kolorze ścierki, której barman używa… śmiem twierdzić, że to piwo nie przeze mnie tak smakuje.- Na moje słowa niziołek przez chwile wpatrywał się w środek swojego kufla, a gdy sens moich słów dotarł do niego, zwrócił wprost do kufla.
Odsunąłem się na bezpieczną odległość.
-Nie chciałbym być następną osobą, która będzie musiała z tego pić.- Mruknąłem do siebie pod nosem, odwracając wzrok od tego, pożal się Bogini, widoku.
Podszedłem jeszcze do paru osób. Tych wewnątrz tawerny, jak i tych znalezionych na zewnątrz. Jednak każdy z nich uparcie twierdził, że nikogo takiego nie kojarzył.
Niepokojące jednak było to, jak pytani się zachowywali. Wszyscy zachowywali się jak barman. Długo się zastanawiali, a potem twierdzili, że nie myśleli nad odpowiedzią praktycznie w ogóle.
Jakoś średnio wierzyłem, że wieśniacy są, aż tak złymi kłamcami. Coś tu śmierdziało i nie chodziło o nawóz, którego używali do użyźniania ziemi rolnej.
Z racji nadejścia wieczoru, udałem się w końcu na skraj lasu.
Już z daleka widziałem postać dragonira, opierającego się o drzewo. Rozmawiał z jakimś mężczyzną, nieznanej dla mnie rasy.
Czarnowłosy widząc mnie, pożegnał się z wieśniakiem. Chwile póżniej minąłem się z nieznajomym, witając skinięciem głowy.
-Nie sądziłem, że pomożesz mi szukać legendy.
-Ojoj. Chyba spędzasz ze mną za dużo czasu, skoro zaczynasz być uszczypliwy.- Zaśmiał się wrednie, po czym przeczesał dłonią włosy.- Na początku zrobiłem to z nudów, ale reakcje tych ludzi są co najmniej podejrzane.
-Czyli też to zauważyłeś.- Bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
-Trudno było nie, ale przede wszystkim to niczego się nie dowiedziałem.
-To tak samo jak ja.- Westchnąłem, siadając na trawie.- To komplikuje sprawę. Zamiast odpowiedzi jest tylko więcej pytań.
Zanim padły jeszcze jakieś słowa, dostrzegłem sylwetkę poruszającą się po polu w naszym kierunku.
Usłyszałem zgrzyt metalu obok siebie, sam sięgnąłem po łuk na moich plecach.
-Nie wyjmujcie broni!- Usłyszeliśmy piskliwy, dziewczęcy głosik.
-Czemu się zakradasz po polu?- Zapytał Natius, ciągle w gotowości do ataku.
-Ah, ja… Tak wyszło. Nie wiem.- Plątała się w swoich słowach, stając od nas w odstępie kilku metrów.
Widziałem jak dragonir chciał coś powiedzieć, ale wszedłem mu w słowo. Miałem przeczucie, że to dziewczę może być pożyteczne.
-Podeszłaś do nas w jakimś celu. Może powiesz nam po prostu w jakim?- Zapytałem, na co przybyszka pokiwała energicznie głową.
-Tak, tak. Oczywiście.- Odpowiedziała i ostrożnie podeszła bliżej. Na tyle bym zauważył, że była młodą driadą.- Słyszałam o co panowie wypytywali w wiosce. Myślałam do tej pory, że zwariuje. Mówią o mnie tu ostatnio, że oszalałam, ale nie oszalałam!
-Do rzeczy.- Ponaglił ją czarnowłosy.
Skarciłem go za to wzrokiem. Jeszcze mi ją zaraz przepłoszy.
-Tak. Najmocniej przepraszam!- Pisnęła, mnąc intensywniej w rękach swoją lnianą sukienkę.- Chodzi o to, że przed kilkoma tygodniami miała miejsce pewna sytuacja. Dzień jak codzień. Razem z babką pomagałyśmy przy polu, od strony miasta. Nagle stanęła jak zamrożona, po czym dopadła do mnie i kazała uciekać do lasu. Pytałam się co i dlaczego, ale ciągle powtarzała bym uciekała. Pierwszy raz widziałam, żeby się tak zachowywała. Pobiegłam więc posłusznie do lasu i czekałam, czekałam. Nie wiedziałam ile mam tam spędzić. W końcu zasnęłam i obudziłam się o wschodzie słońca. Uznałam, że mogę już wrócić, więc wróciłam. Ale…- Dziewczyna nagle umilkła, by podciągnąć nosem.- Nie było tam mojej babci!- Wybuchła płaczem, ale starała się kontynuować. Marnie jej to wychodziło, bo kompletnie nic nie zrozumiałem.
Zdaje się, że nie tylko ja, bo Natius jej w końcu przerwał.
-Najpierw się uspokój, a potem mów. Nic nie rozumiemy zza tego podciągania nosem i chlipania.
-Przepraszam!- Ryknęła na jednym wdechu. Po czym ponownie zaniosła się płaczem.
Wstałem z trawy, podchodząc do niej. Najpierw się wzdrygnęła, ale potem powróciła do tarcia oczu.
-Spokojnie. Rozumiem, że ciężko Ci o tym mówić. Ale zdaje się, że podeszłaś do nas, bo chciałaś się tym z nami podzielić. Weź głęboki wdech, a potem wydech.- Driada nieporadnie zaczęła wykonywać moje polecenia. Jednak z czasem przyniosło to rezultaty.- Już w porządku?
-Tak, dziękuje panie.- Uśmiechnęła się do mnie niemrawo, ocierając ostatnie łzy ze swojego policzka.
- W każdym razie, stanęłaś na tym, że twojej babci nie było w wiosce.- Odezwał się dragonir, teatralnie ziewając.
Nie mam pojęcia co to smoczysko dzisiaj ugryzło, ale stanowczo jest bardziej zgryźliwy, niż zwykle. A to już niezwykłe osiągnięcie.
-Dziękuje za przypomnienie.- Pokłoniła się. Na co dam sobie rękę uciąć, że pomimo ciemności, widziałem jak czarnowłosy przewrócił oczami.- Mojej babci nie tylko nie było w wiosce, ale przede wszystkim nikt jej nie pamiętał. Pytałam wszystkich i wszyscy odpowiadali mi, że od śmierci mojego starszego brata, żyłam sama.- Widziałem jak driada szybko mruga odgania łzy, napływające jej do oczu.- Ale stało się tak nie tylko z moją babcią, lecz też z kilkoma innymi mieszkańcami wioski. Nikt ich nie pamięta. Rodzina, przyjaciele, nikt.- Zakończyła, wpatrując się pustym wzrokiem w ziemię.
Pozwoliłem jej przez chwilę błądzić myślami gdzieś indziej. Z tego co nam opowiedziała wynika, że jest sama i w dodatku nikt jej nie wierzy. Nie zazdrościłem jej tej sytuacji i nie bardzo miałem jej jak pomóc.
-Dziękuje, że pomimo, że było to dla Ciebie bolesne to i tak nam o tym opowiedziałaś.- Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco. Widziałem wdzięczność w jej oczach.
-Wszystko pięknie i ładnie, ale co to ma do Rycerza w obsydianowej zbroi. Nie mamy potwierdzenia, że ma to z nim związek.- Odezwał się głos rozsądku zza moich pleców.
-Ah! Zapomniałam o najważniejszym!- Pisnęła driada.- Gdy uciekałam i byłam już na skraju lasu, popatrzyłam zza siebie. Dokładnie pamiętam jasne światło odbijające się od czarnej zbroi. Nigdy wcześniej nie widziałam tak pięknej i głębokiej czerni. Aż wtedy na chwilę przystanęłam.

Byłem wdzięczny dziewczynie, niestety nie bardzo miałem się jak jej odwdzięczyć za informacje.
-Wiem, że to niewiele, ale gdy spotkam Rycerza w obsydianowej zbroi, zapytam się go o twoją babcię i resztę mieszkańców.- Zapewniłem ją. Choć dla mnie nie było to wystarczającą zapłatą, jej to wystarczyło.
-Dziękuje, dziękuje, dziękuje.- Pozwoliła sobie załkać cicho, ale jakby przypominając sobie o pewnym marudzie za nami, postarała się opanować.- Nie będę już dłużej zabierać waszego czasu. Cieszę się, że mogłam pomóc i dziękuje. Miłej nocy.
Gdy sylwetka dziewczyny zniknęła mi z oczu, odwróciłem się do dragonira.
Jednak to on odezwał się pierwszy.
-Wiesz, że oni najprawdopodobniej nie żyją?- Zaczął wpatrując się gdzieś w pole za mną.
-Nie mamy co do tego pewności. A poza tym, nie obiecałem jej sprowadzić ich całych i zdrowych. Nawet informacja o tym, że nie żyją będzie lepsza, niż trwanie w niewiedzy.- Oznajmiłem, na co nic już nie odpowiedział, w myślach pewnie po prostu przyznając mi rację.- A co do Ciebie. Pożądliło Cię coś dzisiaj, że jesteś taki… niemiły?- Zapytałem, zakładając ręce na piersi.
Na moje słowa uśmiechnął się rozbawiony. Jak niewiele trzeba, by zmienił mu się humor.
-Może po prostu jestem zazdrosny?
-Bycie chamem nie jest najlepszym sposobem na wyrywanie dziewczyn.- Rzuciłem, zaglądając do jednej ze swoich sakiewek przy pasie. Wyjąłem z niej kawałek chleba.
-Eh, czasami jesteś taki niemądry.- Powiedział cicho, ale zdołałem zrozumieć.
-Co?- Zapytałem mało inteligentnie zza wypieku.
-Nic, smacznego.- Zaśmiał się, siadając naprzeciwko mnie.- Co w takim razie teraz robimy. Trop się jakby urwał.
-Gdzie Ci się niby urwał? Zyskaliśmy bardzo ważną informacje o tym, że Rycerz w obsydianowej zbroi potrafi wymazywać pamięć. Nie wiem jak ty, ale ja nigdy nie spotkałem nikogo kto by tak potrafił. Może jest to jakaś zapomniana technika. Wiele informacji na temat zaawansowanych technik natur przepadło po wojnie kapłańskiej.
-Skoro przepadły to chyba niczego się nie dowiemy.
-Miałem na myśli, że wypadły z obiegu publicznego. Nikt nie powiedział, że informacje nie ostały się w księgach. Kapłani natur umarli, ale ksiąg nikt nie zniszczył.
-Skoro niby są spisane w księgach, to czemu nie są powszechne?- Spytał, marszcząc brwi w zamyśleniu.
-Osoby z wyższych sfer mają je głównie na pokaz, a Ci z niższych się tym nie interesują. Każdy jest bardziej zaciekawiony pięknymi okładkami, niż samą treścią. Nie mówię, że mam racje i księgi o wymazywaniu pamięci znajdziemy w co drugiej bibliotece. Jeśli już, będzie to prawdopodobnie biblioteka państwa, które posiadało jednego z mistrzów natur.
-Z tego co pamiętam to Królestwo elfów miało mistrza natury wiatru. Jestem pewien, że chętnie odwiedzisz swój kraj.- Wszedł mi w słowo.
-Nie!- Wyrwało mi się. Odchrząknąłem.- Nie ma takiej opcji. Wiesz, że elfy nie lubią przyjmować innych ras w swoje szeregi. Nie obraź się, ale dragonira nawet ja bym nie mógł tam wprowadzić.- Skłamałem. Nie mogę mu powiedzieć prawdy.
Wyraźnie spochmurniał na tą wiadomość, ale nic na to nie odpowiedział.
-W takim razie gdzie?- Zapytał, pochylając się i opierając głowę o dłoń.
Zastanowiłem się przez chwilę.
-O ile mi wiadomo, Fauny słyną z posiadania dużej wiedzy na praktycznie każdy temat. Choć same nie potrafią używać natur, jestem pewien, że ich zamiłowanie do książek sprawiło, że położyli ręce na jakimś ciekawym egzemplarzu.
-Ma to sens.- Dragonir pokiwał głową.- Skoro już ustaliliśmy gdzie się wybieramy, zjedz w końcu ten chleb. Jeszcze trochę i się jakieś ptaszyska zlecą.
-Cieszę się, że to jest twoje aktualnie, największe zmartwienie. Mnie bardziej martwi to, że mamy jakieś pół kontynentu do przejścia.- Westchnąłem patrząc na ten nieszczęsny wypiek.
-Meh, nie raz już robiłem takie trasy.- Oznajmił, podrzucając jabłkiem wyjętym tyle co z kieszeni szaty.
-W takim razie skoro jesteś takim specjalistą od podróżowania po całym kontynencie, jestem pewien, że nawet bez mapy doprowadzisz nas do Królestwa faunów.- Powiedziałem, wgryzając się w końcu w trzymane jedzenie.
-Jak chcesz, ale nie zdziw się jak wydłużę tę trasę tak o jakieś dwa, trzy razy.
-Zostańmy lepiej przy mapie.-Mruknąłem, na co dragonir się zaśmiał.











Opublikowane: 4.07.2023

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz