Rozdział 28

15 2 0
                                    




Droga powrotna do Królestwa orków była o wiele dłuższa, ze względu na mój stan.
Nikt mnie jednak nie pośpieszał, choć Natius marudził jak to ma już dość jedzenia ryb.
Szczerze, to mu się nie dziwiłem.
Dorastałem w zamku, gdzie gotowali mi kucharze. Przywykłem do jedzenia wykwintnych dań. Nawet jeśli w trakcie swojej podróży obniżyłem te standardy, to nie aż tak bardzo, żeby przez miesiąc zajadać się tylko rybami.
Całą trójką obiecaliśmy sobie zjeść coś porządnego, gdy tylko wrócimy do cywilizacji.
Sama droga może i była dłuższa, ale stanowczo mijała w przyjemniejszej atmosferze.
Natius i Kiaya praktycznie bez przerwy ze sobą rozmawiali, żartowali z siebie nawzajem i kłócili się o głupoty.
Żadne z nas już się niczym nie stresowało, pozwoliliśmy sobie na wygłupy.
Po raz pierwszy w życiu poczułem się jak prawdziwy nastolatek.
Czułem wyjątkową lekkość.
W końcu mogłem się porządnie wyspać, nie dręczyły mnie od jakiegoś czasu już koszmary.
Mogłem bawić się, śmiać i nie odmawiać sobie tego.
Moja zemsta została dokonana, a z moich barków spadł niewidzialny ciężar.
Choć nie mogłem czerpać z życia tak jakbym chciał. Miałem połamane prawdopodobnie wszystkie żebra. Całe szczęście wszystko wyglądało na to, że z moimi wnętrznościami nie jest wcale tak źle.
Mogło być to działanie ziółek od Kiayii.
Kości zrastały się przynajmniej dwa razy szybciej, a rany cięte wygoiły po chyba trzech dniach.
Okazało się, że jednym rannym zostałem ja.
Natius i Kiaya przez całą drogę powrotną dla żartu wypominali mi to, że tak po prostu ich zostawiłem i pobiegłem walczyć z Rycerzem w obsydianowej zbroi.
Nie obyło się bez opowieści z przebiegu bitwy.
Po wieloktość opisywałem im przebieg całej walki, a Ci z jakiegoś powodu nigdy nie mogli się tego nasłuchać. Całkowicie jakbym opowiadał jakąś legendę dla dzieci.
Gdy doszliśmy do granicy z Królestwem orków, nic nie stało się po naszej myśli.
Gdy dopadliśmy do jakiejś pierwszej lepszej gospody, to zamiast jeść, poszliśmy spać.
Nie wiedziałem, że tak brakowało mi łóżka dopóki się na nie, nie położyłem.
Mięciutki materac i jedna poduszka była wręcz marzeniem po kilku tygodniach spania na ziemi.
Gdy tylko moja głowa zetknęła się z pościelą, to pomimo środka dnia, od razu zasnąłem.
Zresztą, z Kiayą i Natiusem było podobnie.
Kolejna rzecz, o której wcześniej nie myślałem, a za nią tęskniłem, to wanna.
Co prawda, była tu tylko wielka drewniana bala i to w dodatku na dworze. Jednak mi i Natiusowi to nie przeszkadzało. Moczyliśmy się w niej chyba z trzy godziny. Poszliśmy stamtąd tylko dlatego, że przyszła Kiaya i zaczęła nam narzekać nad głową.
W końcu wyspani i czyści, postanowiliśmy urządzić sobie obiecaną ucztę.
Dobrze się składało. Gospoda, w której się zatrzymaliśmy, wieczorami sprzyjała hucznym imprezom.
Byli grajkowie, którzy wygrywali skoczną muzykę.
Za barem stało dwóch mężczyzn, którzy obsługiwali klientów. Można u nich było też zamówić jedzenie.
Tak więc wieczorem zeszliśmy na dół.
Bawiła się tu już spora liczba orków. Z piętra można było usłyszeć śmiechy, tańce i gwar.
-Pójdę zamówić nam jedzenie.- Oznajmił Natius. Nie czekał nawet na naszą odpowiedź, tylko czym szybciej udał się do baru.
-W takim razie nam zostało znalezienie jakiegoś stolika.- Zaśmiała się Kiaya, po czym złapała mnie za rękę i poprowadziła przez salę.
Okazało się, że mieliśmy ogromne szczęście.
Właśnie teraz gdy szukaliśmy miejsca, zwolnił się stolik w głębi lokalu. Na samym końcu, gdzie praktycznie nikt nie zaglądał.
To najbardziej prywatne miejsce w tym pomieszczeniu.
Szybko zajęliśmy miejsca, aby nikt nas nie podsiadł.
-Czy przypadkiem Natius nie zamówi tak dużo, że sam tego nie przyniesie?- Zapytałem po chwili.
-Wierzę w jego umiejętności.- Mruknęła Kiaya i z cichym jękiem, przeciągnęła się.
-W takim razie ja mu pójdę pomóc.- Oznajmiłem i już zamierzałem wstać, gdy driada stanowczo posadziła mnie na moim miejscu.
-Siedź.- Nakazała, po czym przewróciła oczami.- Pomogę mu.
Po czym zniknęła gdzieś między tłumem.
Z braku laku, przymknąłem oczy i wsłuchałem się w odgłosy gospody.
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc jakieś plotki, pijackie kłótnie i rytmiczne klaskanie.
Przed oczami miałem festiwale organizowane w Królestwie elfów.
Jestem ciekawy jak jest tam teraz. Jak mają się moi rodzice? Czy naprawy zostały zakończone?
Chciałbym wrócić do ojczyzny i się o tym przekonać.
I znowu nawiedziło mnie to pytanie, które ciążyło mi przez całą drogę tutaj. Odwlekałem odpowiadanie sobie na nie. Moją wymówką było to, że nasza podróż skończy się dopiero jak bezpiecznie wrócimy tutaj.
Teraz już nie miałem wymówek. Moje serce zabiło szybciej. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że za dzień, czy dwa miałbym się rozstać z Natiusem, czy Kiayą.
Słysząc śmiechy wspomnianej dwójki, przywołałem na twarz uśmiech.
To, że ja się martwiłem nie znaczyło, że oni też muszą. Na pewno nie teraz, kiedy mieliśmy się bawić.
-Co tam dobrego macie?- Zapytałem, gdy byli wystarczająco blisko.
-Na pewno nie ryby!- Zapewnił Natius, po czym wybuchnął śmiechem.
Ja i Kiaya za nim.
Tak. My stanowczo mieliśmy dość ryb.
Stół w jedną chwile zapełnił się jakimiś pieczeniami, sałatkami i kilkoma innymi potrawami. Prawdopodobnie były to tutejsze specjały.
-Smacznego!- Życzyliśmy sobie nawzajem, po czym każdy wgryzł się w to na co akurat miał ochotę.
W międzyczasie jeszcze skoczyliśmy do baru po piwa.
Tego wieczoru nie żałowaliśmy sobie niczego. Alkoholu, jedzenia, ani głupich żartów.
-Zatań...czymy?- Czknęła Kiaya, wyciągając dłoń w moją stronę.
-To już drugi raz kiedy to ty zapraszasz mnie do tańca.- Pokręciłem głową, ale przyjąłem jej dłoń.
-Ej, no!- Słyszałem za sobą oburzony jęk dragonira.
Nie wiem o co się złościł, ale byłem pewien, że pieczeń mu szybko poprawi humor.
Poszedłem z driadą na środek pomieszczenia, bliżej grajków. Co w sumie nie miało większego sensu, no bo muzykę i tak było słychać w całym budynku i nie tylko.
Skakaliśmy do rytmu, kilka razy o mało się nie zabijając.
Driada była nieźle wstawiona i nogi plątały jej się jak szalone.
Ja natomiast lekko podpity nie miałem zbyt dobrego refleksu.
Więc dziewczyna skończyła dwa razy całując podłogę, raz usiadła na czyimś stoliku. Mało tego! Idealnie w czyiś talerz z jedzeniem.
Rzuciła tylko krótkie przeprosiny, po czym wróciła do mnie umorusana jakimś serkiem wiejskim z grzybami.
Właściwie to wyglądało to tak jakby jej się ktoś zerzygał na plecy i pośladki.
Jej to jednak najwyraźniej nie przeszkadzało.
Na pewno nie przeszkadzało we wpadnięciu na ścianę i wysmarowania ściany, wcześniej wspomnianym daniem.
Widząc to wszystko nie mogłem powstrzymać śmiechu.
-Nie śmiej się ze mnie!- Zarządzała, naburmuszona niczym mała dziewczynka.
-Wybacz. To dlatego, że jestem pijany.- Wykręciłem się.
-Jesteś trzeźwy, jak cholera. Nie kłam.- Zagroziła mi palcem.
-Może wrócimy już do Natiusa?- Zaproponowałem.
-Marna zmiana tematu.- Prychnęła, ale chwiejnym krokiem ruszyła w stronę stolika.
Na miejscu zastaliśmy dragonira zażerającego się wszystkim co mu tylko wpadło w ręce.
-No nareszcie! Już myślałem, że tam zginęliście.- Mruknął chłopak, ubrudzony na twarzy masą różnorakich sosów.
-Kilka razy było blisko.- Przyznała Kiaya, siadając na krześle.
Współczuje temu, kto będzie tam siedzieć po niej.
-W takim razie, może teraz Ezcliff zatańczy ze mną?- Zapytał nagle Natius, a mi aż z wrażenia ziemniak z widelca spadł.
-Co?- Palnąłem, patrząc na niego zdezorientowany.
-Przestań tak reagować zawsze, gdy proszę Cię do tańca.- Przewrócił oczami.- To tylko taniec.
-No dobra.- Wzruszyłem ramionami i podałem mu swoją dłoń.
Ten uniósł brwi do góry w wyraźnym zdziwieniu.
Ale po chwili posłał mi szelmowski uśmiech, po czym sięgnął po moją dłoń.
Jednak zamiast zaprowadzić mnie na parkiet, przyciągnął jej grzbiet do swoich ust.
-Nie miałeś jej całować, debilu!- Krzyknąłem, chcąc wyrwać dłoń.
Ten jednak mi na to nie pozwolił. Śmiejąc się głośno, podniósł się z miejsca i tym razem poprowadził na parkiet.
-O, kurwa.- Usłyszałem ciche przekleństwo z ust Kiayii, gdy odchodziliśmy.
Szybko zapomniałem o zapytaniu się jej o to.
Natius był wprawnym tancerzem i prowadził przez cały taniec.
Ciągle mnie obkręcał, owijał dookoła siebie i w ogóle robił jakieś dziwne wygibasy.
Mu tego piwa też już chyba starczyło. Jednak śmiechu było co niemiara.
Z tańców z chłopakiem wróciłem jednak szybciej, niż z dziewczyną wcześniej.
-Fajnie, że już jesteście. Ja muszę na stronę.- Powiadomiła nas tylko driada i dosłownie pobiegła w tłum.
-Ta to ma szybkie trawienie.- Zaśmiał się Natius, siadając na swoje miejsce.- Miejsce w brzuchu się zwolniło, to teraz lecimy kolejną rundkę.- Powiedział jakby do siebie i wrócił do swojego jedzeniowego raju.
Ja sam postanowiłem dokończyć to co sobie nałożyłem wcześniej na talerz.
Po chwili wróciła Kiaya, czymś wyraźnie zniesmaczona.
Nie musieliśmy nawet pytać. Po tym jak usiadła na miejsce, sam się tym z nami podzieliła.
-Jak można się pieprzyć w krzakach?- Zapytała zbulwersowana, wsadzając sobie kawałek pieczeni do ust.
-A co, jesteś zazdrosna?- Natius sugestywnie zamachał brwiami.
-W życiu!- Oburzyła się dziewczyna.- Jeszcze czego, żeby mnie coś podczas seksu w dupę ugryzło. Jak nie gdzie indziej.
Słysząc jej słowa zadławiłem się kawałkiem ziemniaka, a Natius wybuch takim śmiechem, że chyba gospodą zatrzęsło.
-Oj, nie grymaś się już tak.- Zaczął dragonir, gdy się w końcu opanował.- Może tym razem my skoczymy na parkiet?- Zaproponował jej, na co ta po chwili przystała.
Gdy dziewczyna wstała i ruszyła w stronę parkietu, Natius zobaczył jej ubranie.
-Coś Ci się zbełciło na plecy!- Parsknął rozbawiony.
-Wcale nie!- Krzyknęła, piorunując go wzrokiem.
-Wpadła w jakieś grzymki w jogurcie.- Wyjaśniłem mimochodem z szerokim uśmiechem na ustach.
-To nieźle.- Skwitował to śmiechem, po czym zabrał driadę na obiecany taniec.
Gdy zniknęli, zjadłem ostatnie resztki, które miałem na swoim talerzu. Dopiłem jeszcze piwo.
Gdy ponownie zostałem sam, znowu dopadły mnie dołujące myśli.
Nagle przypomniałem sobie o jednej rzeczy.
Przeszukałem kieszenie w poszukiwaniu tego obecnie, kluczowego przedmiotu.
Znalazłem go dopiero za drugim razem. Za pierwszym nie wyczułem pergaminu.
Wyciągnąłem biała kopertę, przyglądając się jej.
Moje serce biło o wiele szybciej, a stres nagle zjadał żołądek.
Od kiedy zabrałem ją, całkowicie o niej zapomniałem.
To cud, że jeszcze tego nie zgubiłem.
Przełknąłem ślinę i otworzyłem napoczętą kopertę.
Na początku trudno mi było się rozczytać, ponieważ literki lekko mi się rozjeżdżały.
W końcu jednak złapałem odpowiednią ostrość i byłem w stanie rozczytać słowa.
I wcale mi się to nie podobało.
Z każdym kolejnym słowem, zdaniem, akapitem, miałem wrażenie, że świat wokół mnie rozpada się coraz bardziej.
Najbardziej jednak przeraziły mnie słowa na końcu.
Czytałem list raz po raz, jednak jego treść pozostawał niezmienna.
Nie zauważyłem nawet kiedy Natius z Kiayą wrócili.
-Co tam masz?- Zapytał Natius, zerkając zaciekawiony na papier.
Potem chyba zobaczył moją minę. Zapytał niepewnie, poważniejąc.- Ezcliff?
Słysząc ton towarzysza, Kiaya wróciła do nas z jakiegoś pijanego świata marzeń i też na mnie spojrzała pytająco.
-Po walce z Rycerzem w obsydianowej zbroi, zabrałem mu list.- Wyznałem, ku zszokowaniu moich towarzyszy. Widziałem pytania wymalowane na ich twarzach, więc dodałem.- Zapomniałem jednak o nim.- Na chwilę zamilkłem, po czym dopowiedziałem.- Albo raczej nie chciałem o nim pamiętać, bo podświadomie wiedziałem co mogę tu znaleźć.
-Co znalazłeś?- Zapytała Kiaya, przełykając nerwowo ślinę.
Wyglądało to tak, jakby cała nasza trójka nagle wytrzeźwiała.
Spojrzałem na nich ze smutkiem.
-To list do generała Olutara Uroundricka od przywódcy Cienistej armii.- Oznajmiłem, pokazując im list.
Nie musieli wcale na niego patrzeć, żeby wiedzieć na pewno jedną rzecz.
Tak naprawdę nasza walka dopiero się zaczęła.










Opublikowane: 22.07.2023

Tajemnice Cieni - Tom pierwszy: Księga WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz