Rozdział 29: Match day 2

955 21 9
                                    

— Wstawaj śpiochu — usłyszałam, tuż po tym, gdy wylądowałam na mnie poduszka, która mnie obudziła. Zdezorientowana spojrzałam na sprawcę tej pobudki, z wymalowanym na twarzy lekkim zdenerwowaniem. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie budził, jednakże w jego przypadku mogłam przymknąć na to oko. — Jest już 12. Chcesz przespać cały dzień i spóźnić się na mecz? — spytał, a ja niemalże jak poparzona wstałam, słysząc, którą mamy godzinę.

— Już 12?! Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej? — spytałam, zrywając się z łóżka w tempie natychmiastowym. Wstałam tak szybko, że przez chwilę aż miałam mroczki przed oczami.

— Po pierwsze nie chciałem cię budzić, bo wiem, jak bardzo lubisz spać, a po drugie... — przerwał, decydując się na podejście bliżej mnie, aby następnie umiejscowić swoje dłonie na mojej talii, zupełnie nie przejmując się tym, jak wyglądam oraz, że sekundy temu wybudzona jeszcze dobrze nie kontaktowałam, czemu zdecydowanie nie pomagał pośpiech. On jednak chciał "spowolnić" ten czas i co najważniejsze... magicznie mu się to udało. Całą swoją uwagę skupiłam na nim, patrząc dokładnie na to, co zamierza powiedzieć i zrobić jako następne.
— Wyglądałaś zbyt uroczo, nie miałem serca cię budzić — dodał z uśmiechem, po czym mogłam poczuć, jak jego usta lądują na moim czole, aby zakończyć ten czyn czułym pocałunkiem.

— Od której nie śpisz? — spytałam po chwili.

— To nie jest wcale ważne, ale zdecydowanie nie jest to pora, o której wstałabyś z własnej woli — odpowiedział z uśmiechem, który od razu odwzajemniłam. Z pewnością miał rację, rannym ptaszkiem nie byłam nigdy, a on już niejednokrotnie zdążył się o tym przekonać.
— Na stole masz śniadanie. Muszę wyjść załatwić jedną sprawę, ale obiecuję, że wrócę jak najszybciej jest to możliwe — powiedział z przekonaniem. Nie chciałam być wścibska i wypytywać go o to, czym tak naprawdę jest ta "jedna sprawa", chociaż ciekawość naprawdę brała nade mną górę.

— Dobrze, ale wracaj szybko. Chciałabym spędzić jeszcze z tobą trochę czasu przed meczem — powiedziałam po chwili, po czym lekko uniosłam kąciki ust, aby następnie zająć się poranną rutyną i ubrać się w coś innego, co nie było przydużą na mnie koszulką piłkarza. W międzyczasie ten pożegnał się ze mną i wyszedł, zostawiając mnie samą.

Zastanawiałam się czym tak naprawdę jest powód, dla którego wyszedł i pomimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam się tym do końca interesować, niestety nie potrafiłam tak łatwo wyrzucić tego z głowy. Dopiero, gdy usiadłam do śniadania i zaczęłam przeglądać nowości w internecie, moją uwagę skutecznie odwróciły nowe wiadomości w sprawie tego, gdzie dokładnie nasza dwójka była wczoraj widziana. Wchodziłam w każdy artykuł po kolei, robiąc dokładnie to samo ze zdjęciami, po czym czytałam, co ciekawego dziennikarze mają do powiedzenia na mój, bądź też Kyliana temat. Nie były to jakieś szczególne rewelacje, a większość zdjęć, które robiono nam z ukrycia było naprawdę uroczych. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc to, na którym wspólnie idziemy przed siebie, trzymając się za dłonie i śmiejąc się z niewiadomo czego. Oboje byliśmy szczęśliwi i naprawdę chciałabym, aby tak było już zawsze.

Moje rozczulanie się nad zdjęciem, które od dziś z pewnością stanie się moim ulubionym, przerwał niespodziewany telefon. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc na wyswietlaczu imię przyjaciółki.

— Halo? — spytałam, tuż po odebraniu telefonu.

— Ptaszki ćwierkają, że relacja z Kylianem rozwija się w najlepsze — powiedziała od razu, gdy tylko usłyszała mój głos w słuchawce. Zaśmiałam się, widząc w tym sprytną aluzję do tego, że informacje, o których chciałaby teraz ze mną porozmawiać pochodzą z Twittera, znanego ze swojej ikony białego ptaszka na niebieskim tle oraz charakterystycznego dźwięku powiadomienia, który przypominał ćwierkanie ptaka.
— Kiedy zostanę ciocią? Mam nadzieję, że nie usłyszę zaraz, że za 9 miesięcy...

Mon amour pour toi || KYLIAN MBAPPÉOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz