Rozdział 14: "I tak nie wygrasz"

849 29 3
                                    

*Następnego dnia*

Obudził mnie sygnał dzwoniącego telefonu, którego najwidoczniej zapomniałam wczoraj wyciszyć. Przesunęłam zaspana zieloną słuchawkę i mogłam usłyszeć po drugiej stronie telefonu głos Kyliana.

— Halo? — spytałam zaspana, co jeszcze dodatkowo bardziej zdradziłam ziewnięciem.

— Obudziłem cię? Nie chciałem — usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.

— Nic się nie stało, jest... — przerwałam, żeby spojrzeć na godzinę. — Już 11? O Boże, dawno tyle nie spałam — od razu podniosłam się do pozycji siedzącej, czując, że gdyby nie zadzwonił to najprawdopodobniej przespałabym cały dzień.

Teraz chociaż rozumiem z czego wynika brak obecności Vanessy w moim mieszkaniu, które musiała już opuścić nie wiadomo nawet kiedy. Pomimo dnia wolnego, który wzięła również z okazji nastawienia się na wspólne świętowanie ze mną, wciąż miała obowiązki, z których musiała się wywiązać. Nie tylko była żoną, ale również matką, co oznaczało, że musiała spędzić czas z dziećmi. I tak uważała wielokrotnie, że zaniedbuje rodzinę na poczet pracy, co również według niej samej robił także jej mąż, dlatego jak najbardziej rozumiałam chęć spędzenia czasu z rodziną, ponieważ nie zawsze ma taką możliwość, a sama pracuje praktycznie zawsze przez 7 dni w tygodniu. Oczywiście może wziąć dzień, czy 2 wolnego dosłownie kiedy chce, ponieważ nie ma już nikogo nad sobą, ze względu na zajmowanie najwyższego stanowiska, jednakże bycie swoim własnym szefem nie oznacza wcale większych korzyści. Musi przecież pilnować pozostałych pracowników, a jej charakter często nie pozwala jej brać dnia wolnego ze względu na strach, że coś złego wydarzy się pod jej nieobecność. Należy zdecydowanie do tego rodzaju ludzi, którzy muszą mieć wszędzie i zawsze kontrolę nad wszystkim, nad czym tylko mogą ją mieć.

— Ale po co dzwonisz? Coś się stało? — zapytałam po chwili, nie wiedząc do końca jaki był cel wykonania tak niespodziewanego połączenia do mnie.

— Nic się nie stało, wszystko w porządku — powiedział spokojnie. — Po prostu chciałem cię zapytać, czy masz jakieś plany na dziś? Moglibyśmy znów się zobaczyć i mieć od siebie spokój na dłużej — nie byłam w stanie zobaczyć jego uśmiechu, ale wiedziałam, że zdecydowanie zagościł na jego twarzy po tych słowach.

— Mam czas, a spokoju od ciebie póki co o dziwo jeszcze nie potrzebuję — zaśmiałam się. — Tylko muszę się rozbudzić i przygotować i jestem gotowa do wyjścia — powiedziałam zgodnie z prawdą.

— Jeżeli chcesz to podjadę do ciebie. Przy okazji odwdzięczysz mi się i poznam twój adres. Poczuję się bezpieczniej — powiedział żartobliwie.

— Znowu robisz ze mnie seryjną morderczynię, bądź zleceniodawczynię morderstwa?

— Znowu? — zapytał zdezorientowany.

— Wczoraj nie pozwoliłeś mi wyjść ze swojego mieszkania, mówiąc, że skoro znam twój adres to mogę to jakoś wykorzystać i kogoś na ciebie nasłać, żeby cię zabił. Nie pamiętasz już? — spytałam, zaczynając szukać w szafie ubrań, w które mogłabym się dziś ubrać. Na całe szczęście nie było dziś aż tak gorąco jak wczoraj.

— No tak, to prawda. Ale znając twój adres mogę zrobić to samo, dlatego jakbyś było tak miła i mi go wysłała to byłbym szczęśliwy — usłyszałam. — A, jeszcze jedna sprawa. Mam dla ciebie prezent — powiedział dość tajemniczo, a ja zmarszczyłam brwi, przestając robić to co robiłam do tej pory.

— Jaki?

— Zobaczysz, ale musisz podać mi adres, żebym mógł do ciebie dojechać — powiedział, zupełnie jakby warunkiem otrzymania tajemniczego prezentu było uzyskanie informacji o tym, gdzie mieszkam.

Mon amour pour toi || KYLIAN MBAPPÉOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz