13

147 5 4
                                    

-"podano do stołu. jest pani zainteresowana napojem? może herbata? "
-"hah poproszę kawe"
-"czy panienka nie pije jej za dużo? "
-"myślę że kelner powinien wykonywać prośby gości"
-"panienka wybaczy, już się robi! "

zaczęłam się śmiać jak głupia a chłopak na prawdę starał się nie parsknąć. pomimo duszenia się wyszedł nie wydając z siebie żadnego dźwięku. chciał żeby było "profesjonalnie". przede mną na stole stały gofry i dodatki do nich. bita śmietana, truskawki, maliny, borówki, banany i cukier puder. nabrałam na mój talerz dwa gofry i zaczęłam je ozdabiać

-"pani kawa. mrożone latte"
-"dziękuję panu bardzo, ależ pan uczynny"
-"oj dzieciaki ja też byłem młody"

oboje podskoczyliśmy w miejscu. wysoki blond włosy mężczyzna się zaśmiał. brunet zacisnął swoje pięści i zagryzł szczękę

-"no co Justin? ładne sobie dziewczynki sprowadzasz"

podkreślił słowo "dziewczynki" skanując mnie wzrokiem od góry do dołu

-"nie powinno cię to interesować"
-"to mój dom"
-"to moje życie"
-"taki wredny dla taty?"
-"nie wiem o kim mówisz. na pewno nie o sobie bo nie jesteś moim ojcem"
-"ale za ciebie odpowiadam"
-"świetnie radzę sobie bez twojej pomocy"
-"oh nie jestem twoim ojcem? a co z twoim biologicznym tatusiem? "

bruneta wyprowadziło to z równowagi do tego momentu to była tylko wymiana zdań teraz w chłopaka wstąpił ogień

-"słuchaj gnoju nie waż się rozmawiać o moim tacie"
-"nie pozwalaj sobie dzieciaku"

Justin bez wahania uderzył Liama w twarz z pięści. facet nie został dłużny i oddał chłopakowi w brzuch. patrzyłam właśnie jak rozpoczynała się wielka bójka. moje serce zaczęło mocniej bić a ręce drżeć. bałam się...

-"PRZESTAŃCIE!"

krzyknęłam kiedy brunet dostał kolejny raz z rzędu. nic to nie dało. ale nagle nadeszło nasze zbawienie. mama Justina wbiegła do kuchni

-"Liam do cholery zostaw go! "

dopiero to zadziałało na mężczyznę

-"co ty wyprawiasz? "
-"twój synuś mnie uderzył chciałem mu pokazać gdzie jego miejsce"
-"po pierwsze mamy gościa po drugie nie masz prawa bić mojego syna"

nie dostała odpowiedzi bo Liam wyszedł z pomieszczenia. musiało do mnie dojść co się stało pomógł mi w tym Justin jęczący i zbierający się z podłogi. szybko do niego pod biegłam. miał rozwalony nos i kilka mniejszych zadrapań

-"boże drogi"
-"nic mi nie jest"
-"właśnie że jest"
-"przepraszam miało być idealnie"
-"JUSTIN! "

rozgniewana Sophia wtrąciła się do rozmowy

-"to moja wina mamo"
-"czemu wczoraj...? "

nie dokończyła. najwyraźniej chłopak miał się domyślić o co chodzi a ja nie byłam w temacie

-"to nie tak... pokłóciliśmy się troche i ja go uderzyłem"
-"Justin"

chciałam żeby na mnie spojrzał. udało się. zrobiłam minę mówiącą że ma powiedzieć prawdę. on się tylko desperacko uśmiechnął jakby chciał powiedzieć "przecież powiedziałem prawdę. nie całą ale prawdę"

-"gdzie macie apteczkę? "
-"tam w szafce, podam ci"

pani Tumbler wskazała na jedną z górnych półek. podeszła do niej i wyciągnęła czerwone pudełko które mi podała

-"poradzę sobie"
-"zamknij się ty już i tak wystarczająco zrobiłeś"

chłopaka rozbawiło moje zdenerwowanie

-"mam ci poprawić i wybić te zęby?! "

powiedziałam ostrym tonem na co  chłopak się zaśmiał. jego mama chwile wcześniej wyszła porozmawiać z jego ojczymem

-"no spróbuj"

posłał mi chytre spojrzenie. to było wyzwanie? podniosłam jedną brew do góry i uśmiechnęłam się tak jakbym przyjmowała wyzwanie. okej będę grać nie czysto. usiadłam na brunecie... on się tego zdecydowanie nie spodziewał. otworzył szeroko oczy a jego uśmieszek momentalnie zszedł z jego twarzy. chciałam go tak bardzo prowokować? nigdy w życiu się nie całowałam co dopiero uprawiać seks ale posiadanie starszego brata i jego obrzydliwych koleżków skutkuje... zbliżyłam się jak najbardziej do chłopaka i zaczęłam jeździć palcem po jego torsie

-"złaź diablico"
-"jak mnie nazwałeś? "
-"proszę cię Olivia zejdź"
-"meh no nie wiem"
-"Olivia proszę... "

to jęknięcie zasygnalizowało że mój plan zadziałał ale tak szybko? podniosłam się do góry opierając się rękami na klacie bruneta

-"nie wkurzaj mnie więcej"
-"wiesz nawet mi się to podobało"

teraz on wkroczył do gry

-"weź się ogarnij jestem twoją przyjaciółką"
-"serio myślisz że tak szybko się podniecam? "

cios poniżej pasa. tylko udawał żebym myślała że plan działa. tragedia. zeszłam z bruneta a jego uśmiech powrócił. zabrałam się za opatrzenie jego nosa bo to był główny problem. popsikałam gaze płynem do oskarżania ran i przyłożyłam do stłuczonej części ciała

-"boli cię bardzo? "
-"trochę boli ale bywało gorzej"
-"a może jest złamany? "
-"ta już na pewno"
-"dobra cicho. martwię się"
-"jesteś zajebistą przyjaciółką"
-"bez przesady"
-"nie przesadzam, serio mówię"

w tym momencie pani Tumbler weszła do pomieszczenia i usiadła na krześle z załamaniem. oparła łokcie na stole i schowała twarz w ręce

-"co się stało mamo? "
-"chcesz rozmawiać przy Olivi? "

Sophia nawet się nie domyślała że ja wiem więcej niż ona...

-"to znaczy? "
-"o Liamie"
-"tak. mów"
-"okłamałeś mnie? "
-"nie rozumiem "
-"wczoraj rozmawialiśmy pamiętasz co powiedziałeś? "
-"tak... "
-"kłamałeś? "
-"to nie tak mamo... "

momentalnie w jej oczach pojawiły się łzy

-"czemu mi nie powiedziałeś? "
-"posłuchaj, ja wiem jak to wygląda ale na prawdę nic mi się nie dzieje, kilka razy się pokłóciliśmy nic wielkiego"
-"nic wielkiego?! muszę to skończyć! "
-"NIE! "

kobietę dziwiła ta odpowiedź

-"jak to? "
-"mamo ja jestem szczęśliwy nie chcę zmieniać szkoły a dobrze wiesz że jeśli zostawisz Liama będziemy się musieli przeprowadzi i wszystko się posypie"
-"ale ja nie mogę na to patrzeć i nic nie robić "
-"proszę"
-"Justin muszę się zastanowić"
-"dobrze"

jego rodzicielka nas opuściła a ja po tym jak zrozumiałam co się stało wróciłam do opatrywania przyjaciela

-"czemu? "
-"co aua czemu? "
-"boli cię? "
-"nie, łaskocze"
-"bardzo śmieszne"
-"wracając co czemu? "
-"jakby ja zrozumiałam o co chodzi że nie chcesz zmieniać tego co jest ale przecież dzieje ci się krzywda"
-"tak będzie lepiej dla wszystkich. nic mi nie będzie obiecuje"

zamilkłam i skupiłam się na oczyszczaniu rany bruneta. faktycznie nos był tylko stłuczony a na jego środku widniała spora rana z którjw lała się krew spojrzałam do apteczki i zobaczyłam plastry ale nie mogłam mu wybrać zwykłego plastra ja sięgnęłam po taki z księżniczkami i nakleiłam mu  go na środek twarzy

-"błagam powiedz że wzięłaś normalny..."
-"yyyyy pewnie? "
-"boże"
-"Justin"
-"no"
-"jakby co ja jestem. zawsze i mimo że np. nie mam zbytnio jak cię przenocować to zawszę postaram się tobie pomóc. jasne? "
-"jak słońce księżniczko"
-"księżniczki to ty masz na mordzie"
-"kurwaaa! "

ostatni oddech Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz