Rozdział II

723 40 16
                                    

- Okropnie jest z nim pracować – Stwierdziłam, biorąc kieliszek z winem do ręki.

Siedziałam z Mią u mnie w mieszkaniu. W zasadzie nie było ono za wielkie. Właściwie była to kawalerka z jedną sypialnią, salonem połączonym z kuchnią oraz łazienką.

- Ale trochę mnie zaskoczył – Wzięłam łyk wina i kontynuowałam wypowiedź. – Jedno z dzieci zaczęło płakać, bo zgubiło swojego misia. Kucnął przy nim i zaczął być taki – Przerwałam na chwilę, aby znaleźć odpowiednie słowo. – Troskliwy? Może po prostu lubi dzieci – Spojrzałam w stronę Mii, u której na twarzy pojawił się dziwny grymas. – No co? To dziwne? Tak wiem, że to dalej William Afton, ale to jego praca i..

- Dixie nie chodzi tu o jego pracę – Przerwała mi w środku zdania. – On nigdy nie zajmował się tymi dzieciakami. Zawsze albo go nie było, albo miał w nie wyjebane. To nie podobne do niego, aby się troszczyć o losowe dziecko – Oświadczyła z przekonaniem w głosie, wypijając przy tym całe wino z kieliszka. – Pracuję w tej pizzerii już 5 lat i jeszcze nigdy nie widziałam, aby William Afton – Zaznaczyła wyraźnie, jakbym zapomniała, że to cały czas ten sam człowiek. – Podszedł, troszczył a co dopiero uśmiechał się do jakiegoś dziecka. Nie gra mi tu coś

- Sądzisz że to jakaś jego rodzina?

- Jedynymi osobami, które sporo wiedzą na jego temat są Henry i Jack – Oparła głowę o dłonie i głęboko wypuściła powietrze z ust. – Ale ani Jack, ani Henry nic nam o nim nie powiedzą. Szkoda, im więcej informacji o Afton'ie, tym więcej tematów do rozmów o nim

- Myślałam, że przyjaźni się tylko z Henry'm – Uniosłam brew ku górze i przechyliłam głowę w bok. – Kim jest Jack?

- Jack Kennedy to ten rudy chłopak, który pracuje ze mną jako kelner – Roześmiała się i pokręciła głową. – Nie wiem jakim cudem oni się dogadują, przecież to jak ogień i woda. Jack to taki miły chłopak, który ciągle opowiada mało śmieszne żarty, ale i tak każdy się z nich śmieje. William natomiast to ten poważny i wiecznie sarkastyczny cham – Spojrzała na mnie a jej oczy zabłysły. – Chwila, chwila, przecież ty masz jutro nocną zmianę z Afton'em

- Oj nie Mia – Roześmiałam się. – On mi nic nie powie

- To go jakoś obejdź. Na maksa mnie zainteresowałaś tą dzisiejszą akcją

- I co mam zrobić? Spytać się go; „Hej czemu akurat podszedłeś do tego dziecka? To twój syn czy kuzyn?" – Zaśmiałam się a Mia razem ze mną.

- Na pewno coś wymyślisz – Wstała od stołu. – Ja natomiast muszę się zwijać – Spojrzała na zegar wiszący na ścianie zza moimi plecami. – Kurwa już jedenasta. Henry mnie zabije jak znowu się spóźnię – Pocałowała mnie w policzek i ubrała buty. – Wszystko mam? Chyba tak, w takim razie powodzenia Dixie jutro

- Przyda się, do zobaczenia – Zamknęłam drzwi od razu po tym jak Mia wyszła.

O niczym innym teraz nie marzyłam, prócz gorącej kąpieli i kilku odcinkach „Aniołków Charliego".

***

Obudził mnie rozlegający się po całym mieszkaniu dzwonek do drzwi. Która była godzina? Dziewiąta? Dziesiąta rano? Spojrzałam zaspanymi oczami na zegar przed sobą, który wskazywał piętnastą. Wstałam leniwie z łózka a dźwięk dzwonka dalej rozbrzmiewał.

Ja pierdole ludzie dajcie spać, pomyślałam idąc wolnym krokiem w stronę drzwi wejściowych.

Otworzyłam drzwi a kiedy zobaczyłam przede mną Williama momentalnie się ocknęłam z zaspanego stanu.

- Afton? Co ty tu robisz? Skąd masz mój adres? – Zbyt dużo pytań plątało mi się po głowie, aby znaleźć odpowiedź na nie wszystkie.

- Mogę wejść? – Zamiast odpowiedzi na moje pytania, uzyskałam jedynie pytanie zwrócone do mnie. William Wyglądał jakby nie spał całą noc. Jego idealnie ułożone włosy były roztrzepane a każdy kosmyk był w inną stronę. Jego wiecznie blada twarz sprawiała teraz wrażenie białej jak ściany szpitalne. Odsunęłam się aby go wpuścić. Nie był ubrany jak zwykle w czarne spodnie i swoją fioletową koszule, która była jego znakiem rozpoznawczym, lecz w bluzę i dresy.

I Always comeback | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz