Rozdział VII

635 34 37
                                    

Wstałam wcześnie rano. Było coś koło piątej a wokół mnie panowała cisza. Ubrałam się szybko i zbiegłam cicho na dół. Miałam już łapać za klamkę od drzwi, ale poczułam zimny oddech na moim karku. Jego szorstkie dłonie powędrowały na moje biodra, obracając mnie przodem niego. Jego spojrzenie nie było już chłodne. Spojrzałam na Williama, unosząc przy tym głowę. Znowu nie spał całą noc. Jego włosy znowu były w nieładzie a oczy przekrwione i podkrążone. Blada cera po raz kolejny nabrała białego koloru.

- Znowu nie spałeś całą noc – Oderwałam od niego wzrok i znowu chwyciłam za klamkę. William złapał mnie za dłoń a przez moje ciało przeszedł dreszcz. – Muszę już iść

- Zostań – Wbił we mnie wzrok.

- Powinieneś iść spać William

- Nie potrzebuję snu – Wyjrzał przez okno i uśmiechnął się ładnie. – Chyba ci się nie śpieszy

- Co masz na myśli? – Zobaczyłam że zaczął ubierać buty i zarzucił na siebie skórzaną kurtkę. – William?

- Pokaże ci coś

- William, ale.. – Nie dał mi dokończyć, ponieważ pociągnął mnie za sobą i ruszył przed siebie.

***

Szliśmy przez łąkę a moje łydki od rosy zaczynały być mokre, przez co przechodziły mnie ciarki. Zaczynało robić się powoli jasno a ja dalej szłam za Williamem, który pośpiesznym krokiem wchodził na duże wzgórze.

- William możesz mi w końcu powiedzieć gdzie mnie ciągniesz? – Byłam trochę za nim i starałam się dotrzymywać mu kroku. – William!

- Za moment dosłownie będziemy – Odwrócił się w moją stronę. – Może cię zanieść na górę? – Wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Poradzę sobie – Zignorowałam jego dłoń przede mną.

Poślizgnęłam się na mokrej ziemi a William złapał mnie w ostatniej chwili i przyciągnął do siebie, zakrywając mi oczy.

Kiedy je odsłonił, moim oczom ukazał się cudowny wschód słońca nad całym Hurricane. To było coś pięknego. Promienie słońca zaczynały powoli oświetlać całe miasto. Wpatrywałam się długo w ten cudowny widok, nie zwracając uwagi że dalej byłam wtulona w ciepły tors Williama.

- Podoba ci się? – Odgarnął moje włosy do tyłu i uśmiechnął się.

- Pięknie tu jest – Dalej podziwiałam cudowne widoki. William przytulił mnie do siebie mocniej kiedy przez moje ciało przeszły ciarki. – Skąd znasz to miejsce?

- Mój tata mi je pokazał – Usiadł na ławce tuż obok nas i przyciągnął mnie szybko do siebie przez co wylądował na jego kolanach. – Od tamtej pory przychodzę tu zawsze jak coś mnie dręczy. To taka forma wyciszenia się

- A mnie zabrałeś tutaj, bo? – Oparłam się głową o jego ramię.

- Ostatnio promienie wschodzącego słońca zaczęły przypominać mi o tobie – Położył dłoń na moim gładkim policzku.

- Czemu akurat o mnie?

- Oj Dixie – Roześmiał się lekko. – Ostatnio jak wstawałem to byłaś tuż obok mnie a promienie słońca padały właśnie na ciebie – Czułam że się rumienie, ale starałam się to ukryć. – Godzinami mógłbym patrzeć na ciebie właśnie taką. Śpiącą w moim łóżku i mojej bluzie, bawiącą się z moimi dziećmi i uśmiechniętą – Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza a na twarzy Williama pojawiło się zakłopotanie. – Coś się stało?

- Nie – Otarłam łzę i roześmiałam się. – Nikt wcześniej mi tak nie mówił – William uśmiechnął się i przytulił do siebie.

- Zatem mogę się czuć wyjątkowy?

- Od kiedy cię poznałam byłeś wyjątkowy – Położyłam dłonie na jego zimnych policzkach.

Przybliżyłam twarz do twarzy Williama i delikatnie go pocałowałam. Czułam jego powolne bicie serca i ciężki oddech. Jego dłonie zsunęły się na moją talie, pogłębiając przy tym pocałunek. Czy to możliwe aby zauroczyć się w kimś kogo znam parę tygodni? William dla wielu nie był idealny. Dla wielu był zwykłym chamem i gburem, do którego lepiej nie podchodzić, ale dla mnie był kimś więcej. Miałam wrażenie jakby z dnia na dzień ściągnął swoją maskę obojętności i pokazał przede mną swoją prawdziwą twarz. Twarz pełną uczuć i troski, ale też słabości i rozczarowania. Twarz, którą ukrywał przed światem. William Afton otworzył się przede mną a kiedy to zrobił, nie mogłam przestać o nim myśleć. Jego dłonie błądziły po moim cielę, badając każdy jego skrawek. Zaczął schodzić pocałunkami na mój dekolt, zostawiając ścieżkę śliny po sobie. Byłam jego. On już o tym wiedział. Wygrał ze mną grę, w którą grałam z nim. Oderwał się ode mnie na moment i spojrzał prosto w moje oczy.

- Zapamiętaj jedno – Przysunął mnie bliżej do siebie. Jego zimna dłoń znajdowała się pod bluzą, dotykając mojego nagiego ciała. – Jesteś tylko i wyłącznie moja – Pokiwałam tylko głową w odpowiedzi a William złapał mnie mocno w talii. – Powtórz, że jesteś teraz moja – Zawahałam się na moment.

- J-jestem – Zadrżałam kiedy jego dłonie dotknęły moich nagich piersi. – Jestem tylko twoja William

- Cudownie – Uśmiechnął się szeroko i znowu zaczął mnie całować. Tym razem bardziej agresywnie. Jego obie dłonie teraz ściskały moje piersi przez co wydałam z siebie cichy jęk. William oderwał się ponownie ode mnie. Bawił się ze mną, albo mną. – W aucie będzie wygodniej, nikt tędy nie przejeżdża

***

Położył mnie ostrożnie na tylnych siedzeniach a sam zaczął odpinać guziki swojej fioletowej koszuli. Zdjęłam z siebie bluzę i spodnie, leżąc pod nim w samych majtkach. William zaczął najpierw delikatnie mnie całować, schodząc coraz niżej. Szybkim ruchem ściągnął ze mnie majtki a ja zadrżałam na jego ruch. Czułam jego palce tuż przy moim wejściu a kiedy włożył jednego z nich jęknęłam.

- Dixie? – Jego głos był poważny a ja widziałam go jakby przez mgłę. – Dixie, słyszysz mnie?

Obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać.

***

-Dixie! – Zerwałam się kiedy poczułam że ktoś mną potrząsa.

Leżałam w łóżku Williama. Ubrana i cała mokra od potu. Oszołomiona rozglądałam się wokół. Mój wzrok zawisł na Williamie, który siedział zaraz obok mnie.

- Wszystko w porządku? – Uniósł jedną brew ku górze i dotknął mojego czoła. – Masz gorączkę

Nic nie odpowiedziałam. To wszystko to był sen?

- Co ci się śniło? – Zadał kolejne pytanie a mój oddech zaczął być regularny.

- Nic takiego – Skłamałam, czując że jestem cała czerwona ze wstydu.

- Ktoś tu chyba kłamie – Uśmiechnął się i wstał z łóżka, odpalając papierosa.

- Skąd taki pomysł?

- Bo mówiłaś przez sen – Roześmiał się i usiadł na fotelu przede mną. Przyglądał mi się z dokładnością. – Śniłem ci się, prawda?

- Możliwe – Odwróciłam wzrok, aby nie patrzeć mu prosto w oczy.

- „Jestem tylko twoja William" – Zacytował i uśmiechnął się pod nosem. – Nie na co dzień słyszę takie teksty

- Kutas – Opadłam na łóżko i schowałam twarz w poduszkę.

- Nie masz się czego wstydzić – Podszedł bliżej mnie. – Dam ci jakieś leki a jak poczujesz się lepiej to odwiozę cię do domu

- Wrócę sama – Wstałam z łóżka i próbowałam go wyminąć, ale on złapał mnie za dłoń.

- Uśmiechnij się. Lubię kiedy się uśmiechasz

Nie odpowiedziałam, po prostu go wyminęłam i skierowałam się do łazienki. Co się ze mną dzieje? Czemu aż tak namieszał mi w głowie?

I Always comeback | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz