Miały kolejne dni a potem tygodnie a stan Williama polepszył się. Nieznacznie, ale się polepszył i to mnie podnosiło na duchu. Zamieszkałam z nim tak jak mnie o to poprosił kilka tygodni temu a dzięki temu zaczął normalnie spać. Wtulony we mnie i obejmujący moją talię sprawiał wrażenie spokojnego i w końcu szczęśliwego. Jego relacje z Michaelem natomiast się pogorszyły. William unikał swojego syna jako ognia a swoje zainteresowanie skupił na córce. William poniekąd obwiniał Michaela za śmierć swojego najmłodszego synka a sam Michael bardzo gwałtownie reagował na osądy ojca. Policja, która prowadziła sprawę śmierci Evan'a umorzyła ją, tłumacząc się brakiem dowodów oraz zwykłym nieszczęśliwym wypadkiem w pizzerii Henry'ego. Sam Henry otworzył nową restaurację pod nazwą „Freddy Fazbear Pizza", w której zaczęłam pracować.
(polecam posłuchać przy czytaniu "stand by me")
Obudziła mnie muzyka z radia. Przetarłam leniwie jeszcze zaspane oczy i spojrzałam na elektryczny zegar. 4:50 A.M. Miałam jeszcze co najmniej 3 godziny spania. Zauważyłam że Williama nie ma obok mnie, wstałam więc z łóżka i zarzuciłam na siebie jego fioletową koszulę, aby po krótkiej chwili zlokalizować źródło muzyki. Kiedy zeszłam na dół przede mną ukazał się William, który gotował? William Afton nucił pod nosem słowa piosenki. Mojej ulubionej piosenki. Oparłam się o ścianę i z uśmiechem na twarzy obserwowałam każdy jego ruch.
- Just as long as you stand, stand by me - Śpiewał pod nosem. robiąc naleśniki.
- Ładnie śpiewasz - William wzdrygnął się kiedy mnie usłyszał i gwałtownie się odwrócił, wycierając dłonie o swoją nagą klatę. - Pomogę ci - Podeszłam do niego bliżej a on zatrzymał mnie.
- Nie musisz - W tle dalej leciała piosenka Bena E. Kinga a William poruszał głową w jej rytm.
- To moja ulubiona piosenka - Zakręciłam go wokół własnej osi a on mało się nie wywalił na co się lekko zaśmiałam. - Nie umiesz tańczyć?
- Nie - Zdziwiło go moje pytanie.
- Jak byłam mniejsza to chodziłam na balet - Uśmiechnęłam się a po chwili wyminęłam go, aby spróbować naleśników, które były pyszne.
- Serio?
- Serio - Nałożyłam wszystkie naleśniki na talerz i usiadłam przy stole. - Nie wierzysz mi?
- Wierzę - Usiadł obok mnie a jego wzrok utkwił się w koszuli, którą miałam na sobie. - Pasuję ci fioletowy - Wpadłam na pewien pomysł kiedy usłyszałam w radiu Elvisa Presleya. Wstałam energicznie od stołu i pociągnęłam Williama za sobą. - Dixie? - Złapałam go za obie dłonie i starałam się go obrócić wokół własnej osi. - Oj nie Dixie. Ja nie tańczę
- Właśnie że tańczysz - Uśmiechnęłam się kiedy to on mnie obrócił a potem przyciągnął do siebie.
Straciliśmy rachubę czasu kiedy tańczyliśmy o piątej rano w salonie do piosenek lecących w radiu. William szybko uczył się nowych kroków a ja widziałam go pierwszy raz od ostatnich tygodni naprawdę szczęśliwego. Cały świat na ten moment znikł. Byłam tylko ja i on. Tańcząc i śpiewając razem do naszych ukochanych piosenek. W końcu coś sprawiało mu radość i chociaż na ten jeden moment zapomniał o swoich problemach i zmartwieniach. Uśmiechnięty William zdecydowanie stał się moim ulubionym widokiem. Takiego chcę go oglądać. Uśmiechniętego od ucha do ucha.
***
W pracy jak zawsze był spory ruch. Nowe animatroniki przyciągnęły jeszcze więcej gości przez co nie wyrabiałam z opieką nad dziećmi. Moją uwagę przykuła Charlotte, która stała przed ogromnym pudełkiem prezentowym. Po chwili z pudełka wyłoniła się czarna kukiełka. Wyglądała przerażająco, ale Charlotte uśmiechnęła się na jej widok i przytuliła. Długie i chude ramiona robota objęły dziewczynkę a zaraz potem podarowała jej prezent. Mia opowiadała że Henry stworzył marionetkę właśnie dla swojej córki. Kiedy inne dzieci bały się podejść do pudła, Charlotte stała w oczekiwaniu na swojego robota, aby znowu się do niego przytulić. Rozczulił mnie ten widok na tyle że nie zauważyłam kiedy obok mnie stanął Noah Owens. Ten sam chłopak, którego William wynajął jako technika w dniu tragedii.
- Pani Di..
- Wystarczy Dixie - Przerwał mu i posłałam zimne spojrzenie. - Czego tym razem chcesz?
- Od dzisiaj jesteśmy partnerami w pracy - Uśmiechnął się od ucha do ucha a ja wyminęłam go zwinnie i przewróciłam oczami. - Proszę przekazać panu Aftonowi moje najszczersze kondolencję
- Z pewnością przekaże - W moim głosie słychać było nutę sarkazmu.
- Co mam robić w takim razie?
- Nie wchodzić mi pod nogi - Uśmiechnęłam się sztucznie i wróciłam do pracy.
- A może byśmy się poznali? Skoro jesteśmy wspólnikami warto coś o sobie wiedzieć - Pojawił się przede mną a ja byłam na skraju irytacji. - Jak już wiesz ja jestem Noah i mam 25 lat no i bardzo lubię..
- Skończ tyle gadać - Przerwałam mu w środku zdania a z jego twarzy zszedł uśmiech. - Nie chcę być niemiła, ale powinieneś zająć się czymś pożytecznym
- Ale..
- I nie chodzi mi tutaj o poznawanie mnie - Ponownie mu nie dałam dojść do słowa i znowu go wyminęłam.
Skierowałam się w stronę zaplecza, gdzie miałam nadzieje na spotkanie tam Mii bądź Jack'a. Nie pomyliłam się. Kiedy weszłam do środka tuż przede mną stał Jack.
- Co ty taka wkurwiona? - Jack roześmiał się na mój widok. Nie skupiał wzroku na mnie, ponieważ był zajęty reperowaniem Chici. - Kurwa czemu to tak jebie?
- Ten nowy mnie tak wkurwia - Opadłam na krzesło obok Mii i ciężko wypuściłam powietrze z ust. - Nie daje mi spokoju
- Oj William będzie zazdrosny? - Mia zaśmiała się i pociągnęła nosem. - Zrób coś z ta kurą żeby tak nie śmierdziała
- Nie będzie zazdrosny bo nie ma o co - Wzruszyłam ramionami a po chwili poczułam okropny odór bijący od robota. - Czemu ona tak śmierdzi?
- Wiesz zadajemy sobie to pytanie od jakiś dziesięciu minut - Mia zmarszczyła nos i kaszlnęła. - Wyperfumuj ją czymś i postaw na tej cholernej scenie bo nie wytrzymam z tą kura tu dłużej
- To kurczak - Jack zszedł z podestu i wziął do ręki perfumy Mii. - Nada się
- Łapy precz od moich perfum Kennedy - Wyrwała mu je z rąk i schowała z powrotem do torebki. - One były za drogie - Zaśmiałam się a Jack razem ze mną.
***
- Przepraszam panią - Kiedy miałam już wsiadać do auta zaczepiła mnie kobieta. Jej oczy były zaczerwienione, najprawdopodobniej od płaczu, a pod nimi ujrzałam wory.
- Coś się stało? - Położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Szukam mojej córeczki - Załkała i usiadła na ławce tuż obok. - Mówiła że tutaj idzie. Widziała pani moją córeczkę? - Kobieta zaczęła płakać a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
- Może mi pani pokazać jak wygląda? - Usiadłam obok niej a kobieta zaczęła nerwowo szukać czegoś w torebce. Po chwili wyjęła z niej zdjęcie, na którym widniała dziewczynka o blond włosach z wplecioną w nie czerwoną kokardą. - Bardzo mi przykro, ale nie widziałam jej tutaj - Objęłam ją ramieniem.
- Niedawno przejechano jej ukochanego pieska, Klementynkę - Otarła łzy i spojrzała na mnie. - Suzie bardzo to przeżyła. Powiedziałam jej żeby przyszła tutaj i trochę się rozerwała. Nie mogłam z nią przyjść bo pracuję do późna a kiedy przyjechałam do domu to jej nie było - Kobieta znowu zaczęła szlochać a ja przytuliłam ją mocno.
- Zgłosiła pani zaginięcie?
- To pierwsze co zrobiłam, ale nie kamery nie działały tego dnia w pizzerii - Zdziwiłam się kiedy to usłyszałam. Kamery zawsze działają. Czemu, więc nie działały akurat wtedy? - Jak znajdziesz moją córeczkę to proszę zadzwoń - Dała mi do ręki karteczkę z numerem telefonu a po chwili odeszła.
Wpatrywałam się jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie siedziała kobieta. To wszystko jest bardzo podejrzane. Wsadziłam karteczkę do torebki i wsiadłam do auta, ruszając w stronę domu Williama z piskiem opon.
CZYTASZ
I Always comeback | William Afton x reader
FanfictionWiliama Aftona mieszkańcy Hurricane na zawsze zapamiętają jako psychopatę oraz mordercę, który bez wahania zabił niewinne istoty. Dixie Henderson poznając Williama nigdy by nie pomyśla, że przyczyniłby się do takiej zbrodni. Jednak czy udałoby jej s...