Epilog?

537 19 24
                                    


Nie pamiętam kiedy zasnęłam po powrocie do domu. William nie odezwał się słowem. Widziałam wtedy w jego oczach rozpacz i gniew. Widziałam w jego oczach przez co przechodzi. Obudził mnie rano trzask drzwi oraz krzyki Williama. Otworzyłam szybko oczy i wstałam do pozycji siedzącej. Uniósł wzrok na mnie kiedy się podniosłam. Jego wzrok był martwy i pozbawiony wszelkich emocji. Kosmyki jego włosów były potargane a oczy przekrwione i zmęczone. Momentalnie wtuliłam się w jego ciepły tors a William nie odwzajemnił uścisku. Stał jak wryty i patrzył się w jeden punkt przed sobą. Uniosłam wzrok na niego i wtedy dojrzałam jego nienaturalnie rozszerzone źrenice. Zmarszczył brwi kiedy zobaczył że analizuje jego oczy i odsunął mnie od siebie.

- Co brałeś? – Złapałam jego podróbek i skierowałam twarz na mnie, aby spojrzeć prosto w jego oczy.

- Chuj cię to obchodzi! – Wyrwał się z mojego uścisku i odsunął się znowu kilka kroków. – To i tak bez znaczenia. Nie mam już nic

- Bez znaczenia? William dla mnie ma znaczenie

- Dla nikogo to nie ma znaczenia! – Krzyknął przez łzy, które starał się ukryć. – Nigdy nikogo nie obchodziło co się u mnie dzieje! Nigdy nikt nawet nie spytał czy wszystko u mnie w porządku bo przecież jestem William Afton – Płakał. Tak mocno płakał a ja nie byłam w stanie mu pomóc. – Bo przecież ja nic nie czuje bo nie mam uczuć! Można naubliżać całej mojej rodzinie i mieć mnie głęboko w dupie bo przecież jestem silny i zawsze dam sobie rade! – Schował twarz w dłonie dalej płacząc. Podeszłam do niego bliżej a ten momentalnie mnie odepchnął. – A co jeśli nie daje rady?! Co jeśli już dawno się poddałem?! Przecież traktuję ludzi jak śmieci bo taki mam kaprys a nie przez to że już dawno przestałem komukolwiek ufać! – Pokręcił głową i oparł głowę o ścianę za sobą, zjeżdżając w dół wzdłuż niej. – Nie zasługujesz na mnie Dixie. Wiedziałem o tym odkąd cię zobaczyłem. Od tamtej pory nie mogłaś wyjść z mojej głowy. Brnąłem w to jak głupi, wiedząc że masz za dobre serce Dixie. Za dobre serce dla wszystkich ludzi. Nie każdy jest dobry kochanie bo są też źli ludzie.

- William daj sobie pomóc – Położyłam dłoń na jego zimnym policzku, ocierając przy tym jego łzy.

- Nie Dixie – Odepchnął mnie od siebie a po jego policzkach znowu zaczęły lecieć łzy. – Wyjedź z tego przeklętego miasta. Zapomnij o mnie. Zapomnij o nas raz na zawsze – Nie dowierzałam w to co właśnie usłyszałam. Miałam zostawić osobę, której oddałam całe swoje serce? - Zasługujesz na kogoś kto da ci prawdziwą miłość. Pokażę ci co to znaczy miłość. Każdego tylko nie mnie Dixie.

- Żartujesz prawda? William? Co brałeś? – Po moich policzkach spłynęły słone łzy a William nawet nie drgnął. – Powiedz że żartujesz!

- Nie żartuje Dixie – Wziął głęboki wdech i spojrzał ostatni raz w moje jasne oczy. – Ja.. – Próbował ubrać to wszystko w słowa. – Ja muszę cię zostawić – Powiedział nieco ciszej i odwrócił wzrok, aby na mnie nie patrzeć. – Dalej cię kocham – Przyłożył moją dłoń do lewej strony swojej klatki piersiowej. – Całym sercem, ale nie mogę ci więcej robić krzywdy. Cierpisz przeze mnie i przez to co się dzieje ze mną

- Nie możesz mnie zostawić! William nie możesz! – Chciałam przytulić się do jego ciepłego torsu ten ostatni raz, ale odepchnął mnie ponownie od siebie. – Czemu mi to robisz?! – Krzyczałam przez łzy a William ani drgnął.

- Chcę dla ciebie dobrze – Wstał na równe nogi, wymijając mnie. – Przepraszam – Zacisnął zęby kiedy zobaczył moje łzy. – Nie potrafię ci powiedzieć prawdy Dixie – Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Podszedł do mnie bliżej i ostatni raz posmakował moich ust. Oderwałam się od niego i znowu zaczęłam robić.

- Zostaw mnie! – Odepchnęłam go i zmarszczyłam brwi. – Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam?! Oddałam ci całą siebie!

- Nie powinnaś Dixie – Złapał moje dłonie i próbował uspokoić. – Jak dowiesz się prawdy to wszystko zrozumiesz – Wyswobodziłam się z jego uścisku i spojrzałam ostatni ras w jego martwe spojrzenie.

- Czemu ty mi jej nie powiesz?! Czemu ty mi to robisz?! Jesteś dla mnie wszystkim William! – Płakałam i krzyczałam. Machałam rękoma kiedy William stał w bezruchu. Widziałam jego gorzkie łzy, które spływały po jego gładkich policzkach.

- Bo nie potrafię ci jej powiedzieć Dixie – Otarł swoją łzę kciukiem i złapał za klamkę. – Nigdy o tobie nie zapomnę Dixie – Wręczył mi do rąk łańcuszek z napisem „Vegas". – Do zobaczenia – Wyszedł, zostawiając mnie samą. Samą w pustym domu. Osunęłam się na podłogę. Wyłam i łkałam przez to co z nami się stało. Nami? Nie ma już nas. Choć on dla mnie znaczył ja dla niego nie znaczyłam już kompletnie nic. William Afton znowu stał się oschły i zimny. Zamknęłam oczy i uderzałam głową o ścianę za mną. Krzyczałam i płakałam. Pozwoliłam właśnie odejść osobie, która kochałam ponad siebie. Zabrał ze sobą cząstkę mnie, której już nie odzyskam. Byłam w stanie oddać za niego swoje życie. Wiedziałam kim jest. Wiedziałam że to William Afton a mimo to broniłam jego imienia. Spotkaliśmy się by już nigdy się nie zobaczyć.

Siedziałam tak przez kilka godzin dalej płacząc. Czułam jakby zabrał ze sobą całą mnie. W tej ciszy właśnie zrozumiałam na ile sposobów człowiek może umrzeć. Tego dnia właśnie umarłam. Kiedy William Afton bez słowa zostawił mnie i zabrał moje serce ze sobą. Może kiedyś znowu się spotkamy i przeżyjemy razem życie, które dzisiaj nas przerosło.

Inne rozbierały cię z ubrań, ze wstydu

Ja próbowałam cię zdefiniować, wyjaśnić

Ubrać w słowa

------------------------------------------------------------------------------------------

Koniec? Konie pierwszej części moi drodzy już za niedługo na moim profilu pojawiły się drugi tom powieści!! Wszystko zostanie tam wyjaśnione

I Always comeback | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz