- Przepraszam – Szepnął praktycznie nie słyszalnie a ja czułam jak po jego policzku ciekną łzy. – Naprawdę przepraszam – Dla wielu płacz to naturalna reakcja, ale nie dla niego. William Afton właśnie okazywał przede mną swoją słabość. Wyswobodziłam się z jego objęcia i utkwiłam wzrok w jego martwym spojrzeniu, w którym ujrzałam najprawdziwszą skruchę.
-Wróciłeś?– Prychnęłam i chwyciłam za klamkę od drzwi w celu ich zamknięcia.
- Przecież wiesz że zawsze wrócę – Zatrzymał zamykające się drzwi swoją dłonią i złączył nasze usta a ja czułam jak krople deszczu z jego włosów kapią na mój nos. Momentalnie oderwałam się od niego, czując odór alkoholu, który od niego bił.
- Tylko jak pijesz potrafisz mnie przeprosić? – Zmarszczyłam brwi i weszłam w głąb mieszkania a William ruszył za mną. – Nie powinno cię tutaj być
- Dixie – Stanął przede mną i chwycił mnie za dłoń, którą szybko wyrwałam. – Wiem że jesteś na mnie zła
- A wiesz czemu?! – Krzyknęłam na niego, marszcząc przy tym brwi. William nie odezwał się słowem. Dalej przyglądał mi się swoim martwym spojrzeniem. – Tak też sądziłam
- Posłuchaj mnie chociaż przez chwilę – Położył obie dłonie na moich barkach i spojrzał prosto w moje jasne oczy. – Chciałem cię przeprosić że nie mogłaś dowiedzieć się tego wszystkiego ode mnie
- Tylko od twojego syna? – Założyłam ręce na piersi a ciężar ciała przeniosłam na jedną nogę.
- Czekaj co – William zmarszczył brwi i zachwiał się stawiając nogę w tył. – Michael tu był? Po co? Co ci powiedział? – Jego głoś drżał a ja uniosłam lekko brew. Czyżby William Afton się bał?
- Powiedział tylko że wysyłasz go do poprawczaka – Pokręciłam głową i odwróciłam się do niego tyłem, aby nie patrzeć mu w oczy. Wiedziałam że nie dojrzę w nich teraz skruchy. Diabeł nigdy jej nie okazuję. – Własnego syna wysy..
- Powiedział ci chociaż przez co? – Przerwał mi w środku i złapał za nadgarstek, aby po krótkiej chwili obrócić mnie w jego stronę.
- Tak – Spuściłam wzrok a William położył dłonie na moich barkach.
- Zatem powinnaś wiedzieć czemu go tam wysłałem
- Ale to jeszcze dziecko! – Uniosłam głos a William wziął głęboki oddech. – Nie masz współczucia dla niego? Mam rację?
- Nie po tym co zrobił Dixie – Odsunął się ode mnie a ja złapałam go za dłoń.
- To twój syn
- Ja już nie mam syna Dixie – Wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku i spoważniał. – Została mi tylko córka i ty
- Jeśli ci tak na mnie zależy – Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w jego martwe spojrzenie. - Powiedz mi wszystko co przede mną ukrywasz – Mój głos stał się poważny a William ani drgnął. – Bądź ten jeden raz ze mną szczery – Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. William podszedł do mnie chwiejnym krokiem i założył moje blond włosy za ucho. – Czym jest remnant? Czemu znikasz w środku nocy?
Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Puścił moją dłoń i odsunął się kilka kroków. Przetarł twarz dłońmi i rozglądnął się dookoła siebie.
- Masz kartkę i długopis?
- William to nie jest czas na jakieś rysunki – Zmarszczyłam brwi a William wziął głęboki wdech.
- Pytam poważnie – Sam zaczął szukać kartki i długopisu po szafkach. – Żeby ci to wytłumaczyć muszę to rozrysować – Wyjął potrzebne mu rzeczy z jednej z szafek i położył na blacie. Zaczął bazgrać na niej dziwne rysunki. Zbliżyłam się a na mojej twarzy pojawiło się zakłopotanie. – Byłaś dobra z chemii?
- Powiedzmy
- Remnant można otrzymać w trzech stanach skupienia: Ciekłym, gazowym i stałym – Spojrzał na mnie a kącik jego ust poszedł ku górze. – To jest tak jakby energia gromadząca się za pomocą różnorodnych emocji i pozwalająca na przenoszenie i dawanie świadomości innym obiektom, Rozumiesz?
- Nie – Zmarszczyłam brwi a William westchnął ciężko.
- Podam ci to na przykładzie – Uniósł wzrok nad kartki i zwiesił go na mnie. – Jest metal, który ma w sobie ową substancję i dajmy na to że ktoś umrze właśnie obok tego metalu albo w nim. Wtedy tak jakby dusza tego kogoś wsiąka w ten metal i masz nowe życie – Oparł się dumnie o blat i założył ręce a piersi.
- Chcesz mi powiedzieć że gdybym umarła przy śmietniku to stałabym się śmietnikiem? – Uniosłam lekko brew a William roześmiał się na moje pytanie.
- Nie ty, ale twoja świadomość i twoje emocje – Poprawił mnie a na mojej twarzy pojawiło się jeszcze większe zakłopotanie.
- Czyli możesz być..
- Nieśmiertelny – Dokończył za mnie i uśmiechnął się dziwnie ładnie, jak na niego. – Fajna sprawa, prawda?
- Zawsze jak chcesz być nieśmiertelny musisz ponieść jakieś konsekwencję. W tym przypadku jest to sama śmierć – Pokręciłam głową i utkwiłam wzrok w jego oczach. – Nie mogłeś powiedzieć mi tego od razu?
- Nie wiedziałem jak zareagujesz – Oparł głowę o moje ramię. Prychnął kiedy dostrzegł na lodówce laurkę od Michaela. – Co to jest?
- Michael mi ją dał – Podeszłam do lodówki i ją zdjęłam, aby po chwili wsadzić ją Williamowi w dłonie. Przyglądał się jej przez chwilę tym pustym wzrokiem, w którym nic nie mogłam teraz dostrzec.
- Wiesz że zawsze chciałem posiadać szczęśliwą rodzinę? – Roześmiał się i przejechał palcem po rysunku. – Taką jak tu, ale jakoś nie miałem szczęścia – Wzruszył ramionami i oddał mi ją do rąk.
- Wystarczyło poświęcać im więcej czasu to..
- Poświęcałem Michaelowi kiedyś każdy wolny wieczór i dzień – Przerwał mi i gwałtownie wstał. – Miał wszystko co chciał
- Nie uważasz że jak urodził się Evan i Elizabeth to spędzałeś go mniej?
- I to był powód żeby zabić własnego brata? – Prychnął i odwrócił się w moją stronę. – Możemy już o tym nie rozmawiać?
- Jeśli mi obiecasz że będziesz ze mną całkowicie szczery – Zbliżyłam się do niego a William położył delikatnie dłoń na mojej talii. Wysunęłam mały palec w jego stronę a William złączył go ze swoim.
- Obiecuję – Złapał moją twarz w swoje dłonie i pocałował. – Będę wracał bo..
- W takim stanie? – Pociągnęłam go w stronę sypialni. Usłyszałam chichot Williama kiedy ciągnęłam go za sobą. – Co cię tak bawi? – Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
- Nie zdążyłem się rozebrać – Na jego twarzy pojawił się dobrze mi znany uśmiech. Jego dłonie wylądowały na mojej tali. Zbliżył swoją twarz do mojej, aby po chwili zacząć całować moją szyje.
- Myślisz że będę się z tobą pieprzyć jak jesteś najebany? – Zaśmiałam się lekko kiedy jego usta znalazły się przy moim uchu.
- Myślę że tak – Szepnął a przez moje ciarki przeszedł dreszcz. Odsunęłam go od siebie i położyłam go do łóżka.
- Idź spać lepiej – Pomogłam mu rozpiąć guziki w koszuli i położyłam się obok. – Dobranoc William
- Mam rozumieć że mi wybaczasz – Objął mnie ramieniem a wzrok utkwił w suficie.
- Czas pokaże czy była to dobra decyzja – Wtuliłam się w jego ciepły tors, czując jak jego dłoń osuwa się na moją talie.
- Kocham cię Dixie
Wtedy jeszcze nie wiedziałam że najgorsze wcale niebyło za mną. Tylko przede mną. A wybaczenie mu było błędem. Bo wtedy nie wiedziełam że ten potwór sprawi mi niewyobrażalny ból a ja nie będę w stanie nawet krzyczeć. Zaszyje mi usta w wielki uśmiech. A mi będzie wstyd nawet uronić łze przy inych. Wtedy nie wiedziałam że William Afton to diabeł zesłany na ziemie.
CZYTASZ
I Always comeback | William Afton x reader
FanfictionWiliama Aftona mieszkańcy Hurricane na zawsze zapamiętają jako psychopatę oraz mordercę, który bez wahania zabił niewinne istoty. Dixie Henderson poznając Williama nigdy by nie pomyśla, że przyczyniłby się do takiej zbrodni. Jednak czy udałoby jej s...