Rozdział XIX

519 26 25
                                    

- Przepraszam – Szepnął praktycznie nie słyszalnie a ja czułam jak po jego policzku ciekną łzy. – Naprawdę przepraszam – Dla wielu płacz to naturalna reakcja, ale nie dla niego. William Afton właśnie okazywał przede mną swoją słabość. Wyswobodziłam się z jego objęcia i utkwiłam wzrok w jego martwym spojrzeniu, w którym ujrzałam najprawdziwszą skruchę.

-Wróciłeś?– Prychnęłam i chwyciłam za klamkę od drzwi w celu ich zamknięcia.

- Przecież wiesz że zawsze wrócę – Zatrzymał zamykające się drzwi swoją dłonią i złączył nasze usta a ja czułam jak krople deszczu z jego włosów kapią na mój nos. Momentalnie oderwałam się od niego, czując odór alkoholu, który od niego bił.

- Tylko jak pijesz potrafisz mnie przeprosić? – Zmarszczyłam brwi i weszłam w głąb mieszkania a William ruszył za mną. – Nie powinno cię tutaj być

- Dixie – Stanął przede mną i chwycił mnie za dłoń, którą szybko wyrwałam. – Wiem że jesteś na mnie zła

- A wiesz czemu?! – Krzyknęłam na niego, marszcząc przy tym brwi. William nie odezwał się słowem. Dalej przyglądał mi się swoim martwym spojrzeniem. – Tak też sądziłam

- Posłuchaj mnie chociaż przez chwilę – Położył obie dłonie na moich barkach i spojrzał prosto w moje jasne oczy. – Chciałem cię przeprosić że nie mogłaś dowiedzieć się tego wszystkiego ode mnie

- Tylko od twojego syna? – Założyłam ręce na piersi a ciężar ciała przeniosłam na jedną nogę.

- Czekaj co – William zmarszczył brwi i zachwiał się stawiając nogę w tył. – Michael tu był? Po co? Co ci powiedział? – Jego głoś drżał a ja uniosłam lekko brew. Czyżby William Afton się bał?

- Powiedział tylko że wysyłasz go do poprawczaka – Pokręciłam głową i odwróciłam się do niego tyłem, aby nie patrzeć mu w oczy. Wiedziałam że nie dojrzę w nich teraz skruchy. Diabeł nigdy jej nie okazuję. – Własnego syna wysy..

- Powiedział ci chociaż przez co? – Przerwał mi w środku i złapał za nadgarstek, aby po krótkiej chwili obrócić mnie w jego stronę.

- Tak – Spuściłam wzrok a William położył dłonie na moich barkach.

- Zatem powinnaś wiedzieć czemu go tam wysłałem

- Ale to jeszcze dziecko! – Uniosłam głos a William wziął głęboki oddech. – Nie masz współczucia dla niego? Mam rację?

- Nie po tym co zrobił Dixie – Odsunął się ode mnie a ja złapałam go za dłoń.

- To twój syn

- Ja już nie mam syna Dixie – Wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku i spoważniał. – Została mi tylko córka i ty

- Jeśli ci tak na mnie zależy – Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w jego martwe spojrzenie. - Powiedz mi wszystko co przede mną ukrywasz – Mój głos stał się poważny a William ani drgnął. – Bądź ten jeden raz ze mną szczery – Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. William podszedł do mnie chwiejnym krokiem i założył moje blond włosy za ucho. – Czym jest remnant? Czemu znikasz w środku nocy?

Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Puścił moją dłoń i odsunął się kilka kroków. Przetarł twarz dłońmi i rozglądnął się dookoła siebie.

- Masz kartkę i długopis?

- William to nie jest czas na jakieś rysunki – Zmarszczyłam brwi a William wziął głęboki wdech.

- Pytam poważnie – Sam zaczął szukać kartki i długopisu po szafkach. – Żeby ci to wytłumaczyć muszę to rozrysować – Wyjął potrzebne mu rzeczy z jednej z szafek i położył na blacie. Zaczął bazgrać na niej dziwne rysunki. Zbliżyłam się a na mojej twarzy pojawiło się zakłopotanie. – Byłaś dobra z chemii?

- Powiedzmy

- Remnant można otrzymać w trzech stanach skupienia: Ciekłym, gazowym i stałym – Spojrzał na mnie a kącik jego ust poszedł ku górze. – To jest tak jakby energia gromadząca się za pomocą różnorodnych emocji i pozwalająca na przenoszenie i dawanie świadomości innym obiektom, Rozumiesz?

- Nie – Zmarszczyłam brwi a William westchnął ciężko.

- Podam ci to na przykładzie – Uniósł wzrok nad kartki i zwiesił go na mnie. – Jest metal, który ma w sobie ową substancję i dajmy na to że ktoś umrze właśnie obok tego metalu albo w nim. Wtedy tak jakby dusza tego kogoś wsiąka w ten metal i masz nowe życie – Oparł się dumnie o blat i założył ręce a piersi.

- Chcesz mi powiedzieć że gdybym umarła przy śmietniku to stałabym się śmietnikiem? – Uniosłam lekko brew a William roześmiał się na moje pytanie.

- Nie ty, ale twoja świadomość i twoje emocje – Poprawił mnie a na mojej twarzy pojawiło się jeszcze większe zakłopotanie.

- Czyli możesz być..

- Nieśmiertelny – Dokończył za mnie i uśmiechnął się dziwnie ładnie, jak na niego. – Fajna sprawa, prawda?

- Zawsze jak chcesz być nieśmiertelny musisz ponieść jakieś konsekwencję. W tym przypadku jest to sama śmierć – Pokręciłam głową i utkwiłam wzrok w jego oczach. – Nie mogłeś powiedzieć mi tego od razu?

- Nie wiedziałem jak zareagujesz – Oparł głowę o moje ramię. Prychnął kiedy dostrzegł na lodówce laurkę od Michaela. – Co to jest?

- Michael mi ją dał – Podeszłam do lodówki i ją zdjęłam, aby po chwili wsadzić ją Williamowi w dłonie. Przyglądał się jej przez chwilę tym pustym wzrokiem, w którym nic nie mogłam teraz dostrzec.

- Wiesz że zawsze chciałem posiadać szczęśliwą rodzinę? – Roześmiał się i przejechał palcem po rysunku. – Taką jak tu, ale jakoś nie miałem szczęścia – Wzruszył ramionami i oddał mi ją do rąk.

- Wystarczyło poświęcać im więcej czasu to..

- Poświęcałem Michaelowi kiedyś każdy wolny wieczór i dzień – Przerwał mi i gwałtownie wstał. – Miał wszystko co chciał

- Nie uważasz że jak urodził się Evan i Elizabeth to spędzałeś go mniej?

- I to był powód żeby zabić własnego brata? – Prychnął i odwrócił się w moją stronę. – Możemy już o tym nie rozmawiać?

- Jeśli mi obiecasz że będziesz ze mną całkowicie szczery – Zbliżyłam się do niego a William położył delikatnie dłoń na mojej talii. Wysunęłam mały palec w jego stronę a William złączył go ze swoim.

- Obiecuję – Złapał moją twarz w swoje dłonie i pocałował. – Będę wracał bo..

- W takim stanie? – Pociągnęłam go w stronę sypialni. Usłyszałam chichot Williama kiedy ciągnęłam go za sobą. – Co cię tak bawi? – Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.

- Nie zdążyłem się rozebrać – Na jego twarzy pojawił się dobrze mi znany uśmiech. Jego dłonie wylądowały na mojej tali. Zbliżył swoją twarz do mojej, aby po chwili zacząć całować moją szyje.

- Myślisz że będę się z tobą pieprzyć jak jesteś najebany? – Zaśmiałam się lekko kiedy jego usta znalazły się przy moim uchu.

- Myślę że tak – Szepnął a przez moje ciarki przeszedł dreszcz. Odsunęłam go od siebie i położyłam go do łóżka.

- Idź spać lepiej – Pomogłam mu rozpiąć guziki w koszuli i położyłam się obok. – Dobranoc William

- Mam rozumieć że mi wybaczasz – Objął mnie ramieniem a wzrok utkwił w suficie.

- Czas pokaże czy była to dobra decyzja – Wtuliłam się w jego ciepły tors, czując jak jego dłoń osuwa się na moją talie.

- Kocham cię Dixie

Wtedy jeszcze nie wiedziałam że najgorsze wcale niebyło za mną. Tylko przede mną. A wybaczenie mu było błędem. Bo wtedy nie wiedziełam że ten potwór sprawi mi niewyobrażalny ból a ja nie będę w stanie nawet krzyczeć. Zaszyje mi usta w wielki uśmiech. A mi będzie wstyd nawet uronić łze przy inych. Wtedy nie wiedziałam że William Afton to diabeł zesłany na ziemie.  

I Always comeback | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz