W pizzerii był dzisiaj wyjątkowy tłum. Jak zwykle musiałam radzić sobie sama, ponieważ jak zwykle nigdzie nie mogłam zlokalizować Williama. Próbowałam zabawić dzieci, pocieszyć albo zwrócić uwagę, ale z marnym skutkiem. Odeszłam na chwilę od głównej Sali i kierowałam się w stronę magazynu. Miałam nadzieję, że znajdę tam kapelusz Fredbear'a albo opaskę imitującą uszy Bonnie'go, o które tak bardzo błagały dzieci. Usłyszałam kroki za mną a za nim się obejrzałam uderzył mnie zapach mocnych męskich perfum. Obróciłam się a moim oczom ukazał się Afton. Przewyższał mnie co najmniej o głowę, więc musiałam odchylić głowę aby znowu zatopić się w tym pełnym chłodu spojrzeniu.
- Dobrze że jesteś – Uśmiechnęłam się jego widok i wróciłam do szukania akcesoriów. – Miałam cię szukać. Mamy dzisiaj straszny tłum i..
- Poprosiłem cię o coś – William obrócił mnie twarzą do niego i przygniótł do ściany za mną. Moje ciało przeszły ciarki kiedy usłyszałam jego suchy głos z nutą pełną nienawiści i rozgoryczenia.
- O co ci chodzi?
- Miałaś nikomu nie mówić– Zacisnął mocno zęby jakby próbował opanować złość bezskutecznie.
- Czemu niby nie mogłam? Przestaniesz być kurwa taki tajemniczy?!
- Przestaniesz zadawać tyle pytań, szmat.. – Uderzyłam go w twarz, nie dając mu dokończyć zdania. Z nosa pociekła mu krew a ja zmarszczyłam brwi. - Czemu nie mogłaś? – Puścił mnie i trochę się odsunął. – Dużo osób mnie nienawidzi, przez moje nastawienie. Przez ciebie teraz wiedzą że mam dzieci
- To taka wielka tajemnica?
- Tak kurwa, te dzieci to jedyne osoby, na których mi zależy, które mi zostały – Zawahał się na chwilę i przełknął głośno ślinę. – Ludzie to skurwysyny, które potrafią zniszczyć kogoś doszczętnie. Nie mogę pozwolić aby coś im się stało – Wziął głęboki wdech i położył dłoń na swoim czole. – Nie chcę aby dowiedziały się o źle tego świata. Dlatego ukrywałem je przed wszystkimi, aby nikt nie zrobił im krzywdy. Wiedziały tylko dwie, no i ty
- William – Podeszłam do niego bliżej a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. – Czemu od razu mi nie powiedziałeś?
- To już nic nie zmieni – Odsunął się ode mnie. – Jesteś skończona Henderson. Zachowałaś się jak – Przerwał na chwilę i ostatni raz spojrzał na mnie. – Zdradziecka suka – Wyszedł pozostawiając mnie samą i z wyrzutami sumienia.
Usiadłam na podłodze pod ścianą i zaczęłam szlochać. Czemu ja właściwie płaczę? Przez ostatnie dni spędzone z Williamem miałam wrażenie że ma dobre serce, schowane przed światem, ale ma. Zaufał mi a ja to zjebałam. Spojrzałam na swoje kostki u dłoni, które były zdarte. Wstałam na równe nogi, otarłam łzy i poszłam wykonywać swoją pracę, co innego miałam teraz zrobić.
***
- Dixie? – Mia zaczęła iść w moim kierunku po skończonej pracy. Wiedziała że coś jest nie tak skoro nawet się nie pożegnałam. – Dixie stój! – Złapała mnie za ramię i obróciła w swoją stronę. – Dixie ty płakałaś – Przytuliła mnie mocno do siebie. – Co się stało?
- Nic – Oderwałam się od niej. – Muszę zostać chwilę sama
- Dixie ale..
- Mia proszę – Przerwałam jej w środku zdania i złapałam za klamkę od samochodu. – Do zobaczenia jutro – Wsiadłam do samochodu i odjechałam w stronę domu.
Targało mną dużo emocji, ale najbardziej poczucie winy. Starałam się nie myśleć o tym jednak bezskutecznie. Za nim wysiadłam z auta minęła dłuższa chwila, los chciał że akurat zaczęło padać. Wysiadłam z auta a po moim czole zaczęły spływać krople deszczu. Marzyłam o tym aby wziąć ciepłą kąpiel i pójść spać.
***
Leżałam w łóżku powoli zasypiając. Na zewnątrz rozpętała się okropna burza, którą słyszałam mimo włączonego telewizora i pozamykanych okien. Usłyszałam dzwonek, rozlegający się po mieszkaniu. Wypuściłam ciężko powietrze z ust i skierowałam się w stronę, mając nadzieję że to jakaś pomyłka. Kiedy otworzyłam drzwi przede mną stał Afton. Był przemoczony, woda kapała z niego tak że pod sobą miał kałużę. Poczułam nieprzyjemne zapach alkoholu od niego. Znowu zaczęłam się obwiniać.
- Jesteś pijany? – Wpuściłam go do środku a on chwiejnym krokiem wszedł, mało nie upadając. – Prowadziłeś w takim stanie?
- Przyjechałem taxówką – Oparł się ręką o ścianę.
- Rozbierz się z tych mokrych ubrań – Zaczęłam mu pomagać zdejmować ubrania z siebie.
- Przepraszam
- Przestań – Nie chciałam mu patrzeć teraz w oczy. – To moja wina
- Nie, to ja nie umiem być dobrym ojcem – Opadł na kanapę.
- Jesteś dobrym ojcem – Złapałam jego zimną twarz w dłonie aby spojrzał na mnie. – Widziałam na własne oczy, to ja cię przepraszam – Zamilkł a ja puściłam jego twarz.
- Stój – Złapał mnie za dłoń i położył na swoim policzku. – Masz takie ciepłe dłonie – Spojrzał prosto w moje niebieskie oczy a ja odwróciłam wzrok.
- William przepraszam raz jeszcze
- Wybaczam – Założył moje włosy za ucho. – Obiecaj mi że już nigdy nic nikomu o mnie nie powiesz – Wyciągnął mały paluszek w moją stronę i uśmiechnął się ładnie jak na niego.
- Obiecuję – Złączyłam nasze palce i uśmiechnęłam się. Wbiłam wzrok w blizny na jego ciele. Przejechałam palcem po jednej na jego klatce piersiowej. Nie wzdrygnął się na ten ruch. Położył swoją dłoń na mojej i spojrzał mi prosto w oczy.
- Sprężyny od kostiumu zacisnęły się kiedy byłem w środku. Miałem dużo szczęścia że nie zginąłem – Uśmiechnął się lekko. – Pamiętam jak dzieci codziennie mnie odwiedzały wtedy w szpitalu – Oparł głowę o moje ramię.
- Kiedy to było?
- 3 lata temu – Pociągnął nosem i lekko się zaśmiał.
- Nawet nie wiem ile masz lat – Zaczęłam nieświadomie bawić się jego kosmykami włosów.
- 29, miałem 18 lat kiedy urodził się Michael – Przetarł oczy. – Nie byłem gotowy na to dziecko – Przerwał na chwilę i spojrzał na mnie. – Clara, moja żona zawsze chciała mieć trójkę dzieci.
- Jej marzenie się spełniło w takim razie
- Nie miała szansy je nawet wychować – Wypuścił ciężko powietrze z ust. – Zmarła po porodzie Evan'a, nie byłem przygotowany na to że będę musiał wychować je sam
- Wychowałeś je najlepiej jak umiałeś – Położyłam dłoń na jego barku.
- Powinienem wracać – Wstał chwiejnie na nogi.
- Zostań – Wstałam do niego. – Jest burza a ty jesteś pijany. Jeszcze coś ci się stanie
- Wystarczy że złamałaś mi prawie nos
- To było przypadkiem – Popchnęłam go lekko na kanapę i usiadłam obok. – Możemy coś obejrzeć jak nie chce ci się spać
William bez wahania wstał i kierował się w stronę sypialni, dalej chwiejąc się na boki. Rozebrał się z reszty mokrych rzeczy i założył swoją bluzę, którą dał mi na nocnej zmianie. Przyglądałam mu się z dokładnością, w takiej formie był naprawdę słodki. Słodki? Nie, w takiej formie był znośny. Położyłam się po jednej stronie łóżka. William przyglądał się mi i wolnemu miejscu tuż obok. Ostrożnie położył się obok, tak jakby bał się że mnie spłoszy gwałtownymi ruchami.
Nie minęło półgodziny a ja zasnęłam tuż obok Williama Aftona. Czułam się obok niego dziwnie bezpiecznie i to mnie niepokoiło.
CZYTASZ
I Always comeback | William Afton x reader
FanfictionWiliama Aftona mieszkańcy Hurricane na zawsze zapamiętają jako psychopatę oraz mordercę, który bez wahania zabił niewinne istoty. Dixie Henderson poznając Williama nigdy by nie pomyśla, że przyczyniłby się do takiej zbrodni. Jednak czy udałoby jej s...