Rozdział VI

635 37 9
                                    

- Williamie Afton! – Krzyki Jacka tuż nad uchem obudziły mnie. Udawałam że śpię dalej. Jack raczej nie wygląda na osobę, która krzyczy bez powodu.

- No i po co się tak unosisz? – Poczułam jak William wstaje z łóżka. – Nikomu nic się nie stało

- Po pierwsze stało się, ponieważ ten mężczyzna jest przez ciebie w szpitalu. Po drugie zawiozłeś dzieci do mojej matki nawet mi o tym nie mówiąc. Po trzecie..

- Skończ już Jack, zaraz ją obudzisz

- Nie wnikam w waszą pojebaną relację – Usłyszałam jak Jack wypuszcza głęboko powietrze z ust. – Ale ona nie zasługuję na ciebie, dobrze o tym wiesz William – Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi od Williama. – Zaszło coś między wami?

- Nie – William z powrotem położył się obok mnie.

- Kiedy jej powiesz?

- Nie teraz

Usłyszałam już tylko zamykanie drzwi a w pokoju nastała cisza. William potrząsnął mną lekko abym się obudziła. Przetarłam oczy i spojrzałam na niego.

- Jak się czujesz? – Odgarnął moje włosy za ucho i uśmiechnął się lekko.

- Lepiej – Wstałam do pozycji siedzącej. – To co się stało między nami wczoraj..

- Jeśli nie chcesz nie musimy o tym gadać – Jego spojrzenie nie było już zimne i chłodne a pełne troski i zrozumienia.

- Byłam pijana

- Wiem – Wstał z łóżka i podał mi rękę. – Nie chciałem robić nic wbrew tobie – Przyciągnął mnie blisko siebie.

- Aha William i.. – Jack wszedł do pokoju bez pukania. Przerwał kiedy nas zobaczył a na jego twarzy pojawił się grymas. – Jesteście obrzydliwi

- Kto jest obrzydliwy? – Do pokoju wbiegła Elizabeth a za nią Evan. Przytuliły się mocno do Williama, powalając go na ziemie.

- Mam nadzieję że byliście grzeczni – William podniósł się razem z nimi.

- Stary te dzieci to małe potwory – Jack stał oparty o ścianę a tuż obok niego najstarszy syn Williama. – Michael rzucił we mnie jajkiem – Roześmiałam się kiedy to usłyszałam.

- Nie dałeś mi oglądać telewizji – Michael wzruszył ramionami a na jego twarzy pojawił się nonszalancki uśmiech taki sam jak u Williama.

- Muszę dziś załatwić parę spraw – William postawił Elizabeth i Evana na podłogę i spojrzał na mnie. – Mogłabyś się nimi zając? Jeden dzień

- Tak proszę! – Elizabeth zaczęła błagać mnie na kolanach. – Pani Dixie jest super

- Chyba nie mam wyboru – Wzięłam ją na ręce a ona oplotła mnie wokół szyi. – Kto by odmówił takiej piękniej dziewczynce

- Macie zachowywać się grzecznie – William zwrócił się w stronę chłopaków. Zmarszczył brwi kiedy jego wzrok powędrował w stronę Michaela. – Przede wszystkim ty. Nie chcę słyszeć że oglądasz telewizje do późna albo gnębisz brata – Michael na słowa Williama przewrócił oczami.

- To on się zachowuję jak cipa – Michael roześmiał się kiedy zobaczył że jego młodszy brat przytula się do nogi Williama.

- Słownictwo Michael – Podszedł bliżej swojego syna. – Nie będę dwa razy powtarzać zasad jakich masz się trzymać – Spojrzał w stronę Jack'a. – Jedziesz ze mną?

- Zostanę z Dixie –Rudy chłopak rozejrzał się dookoła siebie. – Przyda jej się dodatkowa para rąk

William wypuścił ciężko powietrze z ust i podszedł bliżej swoich dzieci. Pożegnał się z nimi i wyszedł, dając mi i Jack'owi wolną rękę.

I Always comeback | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz