Budzik obudził mnie o szóstej rano. Wyłączyłam go leniwie i przetarłam zaspane jeszcze oczy. Za oknem świeciło już słońce, którego promienie dobiegały do mojej sypialni zza zasłon. Pierwszy dzień w nowej pracy, w nowym mieście, przyprawiał mnie o dreszcz niepokoju. Nie znałam tu nikogo oprócz mojego kuzyna, Ethan'a, który załatwił mi tą robotę.
Zwlekłam się powolnie z łóżka, zaczynając powoli zbierać się do pracy. Największą atrakcją Hurricane była pizzeria, zwana jako Fredbear Family Dinner. Całą robotę odwalały roboty, wyglądające jak zwierzęta, potrafiące śpiewać, grać a nawet tańczyć.
Wybiegłam szybko z domu kiedy zobaczyłam na elektrycznym zegarze godzinę 7:45. Wsiadłam szybko do auta i z piskiem opon ruszyłam w stronę nowej pracy w Freadber Family Dinner.
Nie minęło 10 minut a ja już prawie byłam pod pizzerią. Ostro zahamowałam kiedy przed maską samochodu pojawił się mężczyzna.
- Tu nie ma przejścia dla pieszych! - Krzyknęłam w jego stronę wychylając się zza szyby. Ten jednak sprawiał wrażenie nie wzruszonego zaistniałą sytuacją i po prostu poszedł dalej, ignorując to co do niego mówię.
Idiota, pomyślałam i pojechałam dalej.
Kiedy zaparkowałam samochód pod pizzerią, moim oczom ukazał się Ehtan. Wybiegłam z samochodu i rzuciłam się w jego ramiona.
- Woo, spokojnie bo mnie udusisz - Zaśmiał się. - Gotowa na pierwszy dzień w pracy?
- Jak nigdy - Puściłam go wolno i razem weszliśmy do środku. - Rozumiesz, że jakiś zjeb wszedł mi prawie pod koła?
- Mam nadzieje Dixie, że go nie zabiłaś - Zaśmiał się ponownie, oprowadzając mnie po całej pizzerii. - Henry chciał cię widzieć - Stanął pod jego biurem. - No wiesz każdy ma tu wspólnika. Musi ci kogoś przydzielić, powodzenia Dixie - Zapukał do drzwi biura i odszedł, pozostawiając mnie sam na sam z szefem.
Henry był dosyć niskim człowiekiem o blond włosach i brodzie oraz z wiecznie brudnymi okularami na nosie. Moją uwagę przykuł mężczyzna stojący tuż obok niego. Wysoki, szczupły i ze spojrzeniem mrożącym krew w żyłach.
- Dixie Henderson - Odezwał się Henry, wstając przy tym od biurka. - Słyszałem, że poznałaś już swojego nowego wspólnika - Kiwnął głową w stronę mężczyzny, którego...prawie dziś przejechałam.
- Oh, tak - Spojrzałam w jego stronę, a on momentalnie odwrócił wzrok - Dixie Henderson - Wyciągnęłam rękę w jego stronę i lekko się uśmiechnęłam. - Przepraszam za dzisiaj, ale to jednak była twoja wina - Mężczyzna w fioletowej koszuli ani drgnął.
- William? - Henry zwrócił się do niego. - Bądź uprzejmy, ten jeden raz - Spojrzałam na plakietkę Williama, gdzie widniało jego nazwisko.
- Miło cię poznać Afton - William spojrzał w końcu na mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
- Weź się po prostu do roboty - Odezwał się w końcu, a jego chropowaty głoś przyprawiał o większe ciarki niż spojrzenie. Wyszedł z biura, omijając mnie zwinnie i trzaskając przy tym drzwiami.
- Nie przejmuj się - Poczułam dłoń Henrego na swoim barku. - Gbur z niego mocny, ale nikt inny nie zna się lepiej na animatronikach niż on - Uśmiechnął się do mnie czule. - Powodzenia Dixie
Przyda się z kimś takim, pomyślałam i ruszyłam przed siebie, szukając Aftona.
Ujrzałam go siedzącego przy jednym ze stołu. Od razu się dosiadłam z nadzieją, że dowiem się czegoś. William spojrzał na mnie ukradkiem, podnosząc przy tym jedną brew.
CZYTASZ
I Always comeback | William Afton x reader
FanficWiliama Aftona mieszkańcy Hurricane na zawsze zapamiętają jako psychopatę oraz mordercę, który bez wahania zabił niewinne istoty. Dixie Henderson poznając Williama nigdy by nie pomyśla, że przyczyniłby się do takiej zbrodni. Jednak czy udałoby jej s...