Rozdział I

1.1K 39 21
                                    

Budzik obudził mnie o szóstej rano. Wyłączyłam go leniwie i przetarłam zaspane jeszcze oczy. Za oknem świeciło już słońce, którego promienie dobiegały do mojej sypialni zza zasłon. Pierwszy dzień w nowej pracy, w nowym mieście, przyprawiał mnie o dreszcz niepokoju. Nie znałam tu nikogo oprócz mojego kuzyna, Ethan'a, który załatwił mi tą robotę.

Zwlekłam się powolnie z łóżka, zaczynając powoli zbierać się do pracy. Największą atrakcją Hurricane była pizzeria, zwana jako Fredbear Family Dinner. Całą robotę odwalały roboty, wyglądające jak zwierzęta, potrafiące śpiewać, grać a nawet tańczyć.

Wybiegłam szybko z domu kiedy zobaczyłam na elektrycznym zegarze godzinę 7:45. Wsiadłam szybko do auta i z piskiem opon ruszyłam w stronę nowej pracy w Freadber Family Dinner.

Nie minęło 10 minut a ja już prawie byłam pod pizzerią. Ostro zahamowałam kiedy przed maską samochodu pojawił się mężczyzna.

- Tu nie ma przejścia dla pieszych! - Krzyknęłam w jego stronę wychylając się zza szyby. Ten jednak sprawiał wrażenie nie wzruszonego zaistniałą sytuacją i po prostu poszedł dalej, ignorując to co do niego mówię.

Idiota, pomyślałam i pojechałam dalej.

Kiedy zaparkowałam samochód pod pizzerią, moim oczom ukazał się Ehtan. Wybiegłam z samochodu i rzuciłam się w jego ramiona.

- Woo, spokojnie bo mnie udusisz - Zaśmiał się. - Gotowa na pierwszy dzień w pracy?

- Jak nigdy - Puściłam go wolno i razem weszliśmy do środku. - Rozumiesz, że jakiś zjeb wszedł mi prawie pod koła?

- Mam nadzieje Dixie, że go nie zabiłaś - Zaśmiał się ponownie, oprowadzając mnie po całej pizzerii. - Henry chciał cię widzieć - Stanął pod jego biurem. - No wiesz każdy ma tu wspólnika. Musi ci kogoś przydzielić, powodzenia Dixie - Zapukał do drzwi biura i odszedł, pozostawiając mnie sam na sam z szefem.

Henry był dosyć niskim człowiekiem o blond włosach i brodzie oraz z wiecznie brudnymi okularami na nosie. Moją uwagę przykuł mężczyzna stojący tuż obok niego. Wysoki, szczupły i ze spojrzeniem mrożącym krew w żyłach.

- Dixie Henderson - Odezwał się Henry, wstając przy tym od biurka. - Słyszałem, że poznałaś już swojego nowego wspólnika - Kiwnął głową w stronę mężczyzny, którego...prawie dziś przejechałam.

- Oh, tak - Spojrzałam w jego stronę, a on momentalnie odwrócił wzrok - Dixie Henderson - Wyciągnęłam rękę w jego stronę i lekko się uśmiechnęłam. - Przepraszam za dzisiaj, ale to jednak była twoja wina - Mężczyzna w fioletowej koszuli ani drgnął.

- William? - Henry zwrócił się do niego. - Bądź uprzejmy, ten jeden raz - Spojrzałam na plakietkę Williama, gdzie widniało jego nazwisko.

- Miło cię poznać Afton - William spojrzał w końcu na mnie i zmierzył mnie wzrokiem.

- Weź się po prostu do roboty - Odezwał się w końcu, a jego chropowaty głoś przyprawiał o większe ciarki niż spojrzenie. Wyszedł z biura, omijając mnie zwinnie i trzaskając przy tym drzwiami.

- Nie przejmuj się - Poczułam dłoń Henrego na swoim barku. - Gbur z niego mocny, ale nikt inny nie zna się lepiej na animatronikach niż on - Uśmiechnął się do mnie czule. - Powodzenia Dixie

Przyda się z kimś takim, pomyślałam i ruszyłam przed siebie, szukając Aftona.

Ujrzałam go siedzącego przy jednym ze stołu. Od razu się dosiadłam z nadzieją, że dowiem się czegoś. William spojrzał na mnie ukradkiem, podnosząc przy tym jedną brew.

I Always comeback | William Afton x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz