Po naszym wyjściu na lody wróciliśmy do szkoły a lekcje minęły nam szybko zresztą tak jak cała reszta tygodnia, bo nim się obejrzałam był już piątek. Lekcje i przerwy w większości spędzałam z Alex lub Andrew lub z ich obojgiem. Całkiem fajnie było znowu poczuć, że ma się w kimś oparcie. Codziennie po szkole z Andrew wychodzimy do parku na wspólne czytanie. Stało się to już pewnego rodzaju naszą rutyną.
Rodzeństwo w dalszym ciągu nie dało znaku życia. Strasznie ciężko to znoszę. Mimo że mówię sobie, że jestem silna, że dam radę wcale tak nie jest. Martwię się o nich. Mam cichą nadzieję, że matka się zmieniła. W głowie mam czarne scenariusze takie jak moje rodzeństwo jest skatowane do nieprzytomności i leży gdzieś w zamkniętym pokoju. Ona jest do tego zdolna i wiele razy dała mi powody do takiego postrzegania jej jako człowieka. Chociaż nazwanie jej człowiekiem to może za dużo tak nie zachowują się ludzie, przynajmniej nie ci o zdrowych zmysłach.
Ojciec chyba naprawdę próbuje przejść jakąś wewnętrzną przemianę. Jeszcze ani razu od przyjazdu matki nie widziałam go pod wpływem. Sądzę, że on naprawę się przejął tym, że ona zabrała dzieciaki. Nigdy nie będę mu w stanie wybaczyć tego przez co musieliśmy przez niego przejść jednak przynajmniej się stara. Ma też nową pracę co prawda nie jest prawnikiem, ale pracuje w jakimś niewielkim biurze jako księgowy.
Dzisiaj mam iść na moją pierwszą wizytę u psychologa albo psychiatry albo oba w jednym. Nie mam pojęcia, ale ta terapia ma mi pomóc. Stresuję się jak chyba nigdy w życiu. Co, jeśli on stwierdzi, że znowu muszę trafić do szpitala. Z tym zdecydowanie już nie dam sobie rady. Andrew obiecał, że pojedzie tam ze mną i zaczeka na mnie. Niewiele wie o mojej przeszłości myślę, że to jeszcze nie ten etap, że mogę powiedzieć mu o tym co siedzi mi w głowie. On też mało wspomina o swojej rodzinie. Więc oboje gładko omijamy tematy rodzinne. Cieszę się, że będzie tam ze mną nie dosłownie, ale będzie za drzwiami i będę czuła się bezpieczniej.
Dociera do mnie pukanie do drzwi frontowych więc szybko zbiegam po schodach i otwieram. W progu stoi nie to inny jak Andrew. Spoglądam szybko na zegar i dostrzegam, że jeśli zaraz nie wyjedziemy to się spóźnimy. Nie jestem jeszcze gotowa, ale rezygnuje z makijażu i tylko poprawiam włosy i szybko wybieram coś do ubrania. Po 10 minutach ponownie schodzę na parter a tam razem z chłopakiem kierujemy się do auta. Nim się oglądam jesteśmy już na miejscu.
- Poczekam tutaj w aucie i powodzenia. - mówi chłopak po czym mnie przytula.
On dobrze wie jak bardzo mnie to stresuje. To nie tak że cały tydzień o tym gadałam. Wcale nie. Otwieram drzwi do gabinetu i myślę o tym, że to właśnie tutaj zaczyna się mój nowy rozdział w życiu.
Nowy nie oznaczał dobry, ale wtedy jeszcze się łudziłam.
- Dzień dobry. - wyplułam z siebie dość oschle.
Przeraziłam się tym, że jestem w jednym pomieszczeniu z starszym o wiele mężczyzną. Ta myśl tam mnie przytłoczyła, że na chwilę przestałam oddychać. Wmawiam sobie, że nic mi się nie stanie to tylko lekarz a nie jakiś przypadkowy człowiek.
- Witam Panno Harper. Usiądź. - powiedział wskazując na krzesło naprzeciwko.
Czemu mam wrażenie, że go kojarzę. Mam wrażenie, że go znam, ale wszystko jest jak przez mgłę. No racja przecież to małe miasteczko na pewno gdzieś się minęliśmy.
- A więc może zacznijmy od tego, żeby Pani opowiedziała mi coś osobie o rodzinie i przyjaciołach. Chcę Panią lepiej poznać. - Wypowiedziawszy te słowa na jego usta wypłynął odrażający uśmiech. A mnie od razu zrobiło się niedobrze.
Zaczęłam mu krótko opowiadać o moim życiu. Oczywiście ominęłam porwanie rodzeństwa, próbę samobójczą, śmierć przyjaciółki i przemoc domową. W skrócie pominęłam wszystko co złe. Powiedziałam o Andrew i o tym, że się dogadujemy o szkole i to wszystko.
CZYTASZ
Śmierć to moje lekarstwo [ 16+ ] [WOLNO PISANE]
RomanceVivienne 18-letnia dziewczyna, która chciała mieć spokojne życie. Samotność była dla niej koniecznością nie wyborem. Cierpienie i ból sprawiały, że czuła się lepiej. Lubiła uciekać w fikcyjny świat czuła się tam bezpiecznie. Bardzo chciała żyć norma...