ROZDZIAŁ 12

29 3 4
                                    

Dusiłam się własnym szlochem a przez łzy nic nie widziałam. Chciałam uciec daleko stąd, jednak wiedziałam, że on mnie teraz obserwuje i znajdzie mnie wszędzie. Panikowałam. Wiedziała o nim tylko Lily a jej już nie ma. Zostałam z tą tajemnicom sama zdana tylko i wyłącznie na siebie. Kilka razy już rozważałam, żeby powiedzieć o tym Anderw albo chociaż w końcu pójść na policję, jednak po tym incydencie jaki miałam na komisariacie raczej już nikt nie spojrzy na mnie jak na normalną osobę tylko jak na wariatkę. Wiem, że wtedy mogłam zachować się inaczej, ale przecież chodziło o śmierć przyjaciółki jak miałam być spokojna. Biorę głęboki wdech. Może po prostu to jakiś głupi żart i to nie on?

Słyszę jak z salonu dobiega dźwięk telefonu stacjonarnego i czym prędzej biegnę nim ojciec mnie uprzedzi. Gdy podnoszę słuchawkę nikt nie odpowiada. Kolejny raz czuję dreszcz przerażenia. Po chwili jednak słyszę cienki głos chłopca. To Nick. Całe szczęście wszystko z nim okej. Przynajmniej żyją to uznaję za duży sukces biorąc pod uwagę to ile razy matka doprowadzała mnie do chęci odebrania sobie życia.

- Hej Viv — usłyszałam smutny głos chłopca. To nie był głos tego zawsze wesołego dzieciaka.

- Cześć maluchu. Długo się nie odzywaliście martwiłam się.

Jest okej. Na początku było trochę dziwnie. Mama była taka dziwna. Wiem, że nie była dobra i ja to pamiętam. Poznaliśmy męża mamy i on jest super. Gra ze mną w piłkę. Mamy praktycznie nie ma nigdy. Ale to fajnie jak ona jest to wtedy każdy jest smutny nawet Dylan. Ravi i Alice chcą wracać do ciebie i ojca a ja chciałbym tu jeszcze zostać. Wiem, że teraz będzie ci smutno. Ale Dylan naprawdę jest super i się ze mną bawi nie to, co tata. Może przyjedziesz do nas i sama zobaczysz ?

Powoli przetrawiam słowa Nicka. On pamięta. W moje połamane serce wbiła się kolejna igła. Myślałam, że przynajmniej jego zdołam uchronić przed tym całym złem. Jednak szybko biorę się w garść i pytam chłopaka, żeby podał mi adres a ja wpadnę w weekend.

- NIE – krzyczy do słuchawki- w weekend jest mama. Wybierz inny dzień, bo ona chyba nie chce cię widzieć. A ja nie chce, żeby była zła a ty smutna.

- W takim razie dzisiaj pasuje?

- Pewnie będę czekał z Ravim i Alice.

-Pozdrów ich ode mnie. Pa mały do zobaczenia.

- Paaaaaaa — mówi, po czym się rozłącza.

Pierwsza myś jest taka jak ja się tam dostanę. To drugi koniec miasta. New Haven nie jest znowu jakimś wielkim miastem jednak na piechotę z pewnością bym nie dała rady. Dzwonię więc bez chwili wahania do mojego wybawiciela w kryzysowych sytuacjach. Po chwili chłopak odbiera i bez pytań zgada się mnie zawieść gdzie tylko chce. Umawiamy się za 30 minut pod moim domem. Gdy ten czas mija chłopak punktualnie pojawia się pod domem. Jestem mu wdzięczna, że dał radę. Teraz jedyny problem to jak mu wytłumaczyć gdzie jedziemy. Przecież nie powiem „wiesz jedziemy do domu mojej matki, która zostawiła nas kilka lat temu, po czym pojawiła się i zabrała rodzeństwo do siebie. Nie powiem też o tym, że musimy uważać, by jej nie spotkać, bo jedna z nas nie przeżyłaby kolejnego spotkania". Wybieram bezpieczniejszą wersję.

- Hej. Plan jest taki, że jedziemy do przyjaciół naszej rodziny. Nocuje tam teraz moje rodzeństwo i zapomnieli kilka rzeczy z domu, a nie mam jak im tego przekazać. - Na potwierdzenie tego kłamstwa macham chłopakowi przed nosem torbą, w której faktycznie są rzeczy rodzeństwa. Jeśli mają tam zostać przynajmniej zadbam o nich w ten sposób.

- No to w drogę. - mówi chłopak, po czym ruszamy z podjazdu.

Podróż mija nam bardzo przyjemnie. W głowie cały czas mam tego SMS. Jednak przy chłopaku czuje się bezpieczna. Droga trwa jakieś 50 minut w tym czasie rozmawialiśmy o książkach. Nie zaprzeczam on ma gust. Nie dość, że czytał całą serię dworów od Sarah J.Mass to jeszcze jest fanem serii Boys of Tommen. Jakbym mogła to w tamtym momencie bym mu się już oświadczyła.

Śmierć to moje lekarstwo [ 16+ ] [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz