Rozdział czternasty

822 87 68
                                    

— Tu będziesz bezpieczny dzieciaku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Tu będziesz bezpieczny dzieciaku. — Głos mężczyzny był tak ciepły, tak czuły, że Vasquez nie mógł go nie posłuchać. — Ile właściwie masz lat? — Usadził go na miękkiej kanapie pośród kilku poduszek.

— Prawie dziewiętnaście. — Rzucił krótko czując, że ból gardła na więcej nie pozwoli, a nawet gdyby, jego głos brzmiałby naprawdę upokarzająco.

— Zakładam, że nie mieszkasz już z rodzicami, nie wyglądasz na takiego. — Kuchnia była zaraz naprzeciwko, tam też udał się gospodarz, by przygotować rozgrzewający napój.

— Mieszkam sam. — Zakaszlał przez silne łaskotanie w gardle. Tak jak przypuszczał, odzywanie się było głupim pomysłem. Głowa nieprzyjemnie zapulsowała, więc przycisnął palce do skroni.

— Siedzenie w lesie w środku nocy było głupie. Szczególnie, że mamy środek listopada. To nie pogoda na takie wypady. — Zganił go na co szatyn spuścił wzrok. Nie prosił nikogo o pomoc, ten komentarz był zbędny. Z resztą, nie planował tak szybkiej utraty paliwa, nie mógł nic zrobić.

Następne parę minut przesiedzieli w ciszy. Starszy mężczyzna w końcu przygotował dwa napoje i postawił je na drewnianej ławie. Z daleka mógł dostrzec jak ciało nastolatka mimowolnie się trzęsie. Pokręcił głową udając się do swojej sypialni po koc.

Vasquez odprowadził go czujnym spojrzeniem. Gdy tylko został w pomieszaniu sam, nachylił się nad napojem szukając śladów szkodliwych substancji. Herbata jednak nie wydawała się w żaden sposób skażona, zwykły napój. Mężczyzna raczej nie planował go otruć. Wrócił prędko na swoje miejsce słysząc zbliżające się kroki.

— Vasquez, tak? — Nakrył kocem jego ramiona i szczelnie go nim otulił. Szatyn kiwnął głową wdzięcznie przyjmując trochę troski, był przekonany, że zaraz się wyziębi. Klimatyzacja w samochodzie nie postawiła go na nogi. — Jak masz na nazwisko i gdzie mieszkasz? Gdy poczujesz się lepiej odwiozę cię do domu. — Potarł delikatnie ramię chłopaka na co ten lekko się uśmiechnął. Gavin nie wyglądał, jakby chciał zrobić komuś krzywdę, prawdopodobnie tym razem mu się poszczęściło. Wysoki brunet podał mu kubek z napojem.

— Sindacco, mieszkam obok warsztatu na Popular Street. — Herbata ogrzewała jego odmarznięte dłonie i pachniała tak cudownie, że aż przymknął powieki rozczulając się nad ciepłem.

— Pewnie interesujesz się motoryzacją? Masz bardzo ładny samochód. — Powiedział z uznaniem. — Niemieckie samochody służą na lata.

— Dziękuję, jest dla mnie bardzo ważny. — Kiwnął głową zastanawiając się czy jego rozmówca w ogóle wie o czym mówi. Nie wyprowadził go jednak z błędu. Podejrzewał, że mężczyzna zaczepił o pierwszy lepszy temat, by ciągnąć z nim rozmowę. Było to na pewno lepsze od ciszy. Nawet jeżeli miał słuchać głupot.

— Też lubię auta, być może po awansie uda mi się dostać w końcu wymarzony służbowy samochód, mój grat za długo nie pociągnie. — Rozmarzony spojrzał na ścianę naprzeciwko, w prawdzie przed oczami miał lśniącą, czarną blachę.

Blachary ~Spoiled brat~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz