— Tu będziesz bezpieczny dzieciaku. — Głos mężczyzny był tak ciepły, tak czuły, że Vasquez nie mógł go nie posłuchać. — Ile właściwie masz lat? — Usadził go na miękkiej kanapie pośród kilku poduszek.
— Prawie dziewiętnaście. — Rzucił krótko czując, że ból gardła na więcej nie pozwoli, a nawet gdyby, jego głos brzmiałby naprawdę upokarzająco.
— Zakładam, że nie mieszkasz już z rodzicami, nie wyglądasz na takiego. — Kuchnia była zaraz naprzeciwko, tam też udał się gospodarz, by przygotować rozgrzewający napój.
— Mieszkam sam. — Zakaszlał przez silne łaskotanie w gardle. Tak jak przypuszczał, odzywanie się było głupim pomysłem. Głowa nieprzyjemnie zapulsowała, więc przycisnął palce do skroni.
— Siedzenie w lesie w środku nocy było głupie. Szczególnie, że mamy środek listopada. To nie pogoda na takie wypady. — Zganił go na co szatyn spuścił wzrok. Nie prosił nikogo o pomoc, ten komentarz był zbędny. Z resztą, nie planował tak szybkiej utraty paliwa, nie mógł nic zrobić.
Następne parę minut przesiedzieli w ciszy. Starszy mężczyzna w końcu przygotował dwa napoje i postawił je na drewnianej ławie. Z daleka mógł dostrzec jak ciało nastolatka mimowolnie się trzęsie. Pokręcił głową udając się do swojej sypialni po koc.
Vasquez odprowadził go czujnym spojrzeniem. Gdy tylko został w pomieszaniu sam, nachylił się nad napojem szukając śladów szkodliwych substancji. Herbata jednak nie wydawała się w żaden sposób skażona, zwykły napój. Mężczyzna raczej nie planował go otruć. Wrócił prędko na swoje miejsce słysząc zbliżające się kroki.
— Vasquez, tak? — Nakrył kocem jego ramiona i szczelnie go nim otulił. Szatyn kiwnął głową wdzięcznie przyjmując trochę troski, był przekonany, że zaraz się wyziębi. Klimatyzacja w samochodzie nie postawiła go na nogi. — Jak masz na nazwisko i gdzie mieszkasz? Gdy poczujesz się lepiej odwiozę cię do domu. — Potarł delikatnie ramię chłopaka na co ten lekko się uśmiechnął. Gavin nie wyglądał, jakby chciał zrobić komuś krzywdę, prawdopodobnie tym razem mu się poszczęściło. Wysoki brunet podał mu kubek z napojem.
— Sindacco, mieszkam obok warsztatu na Popular Street. — Herbata ogrzewała jego odmarznięte dłonie i pachniała tak cudownie, że aż przymknął powieki rozczulając się nad ciepłem.
— Pewnie interesujesz się motoryzacją? Masz bardzo ładny samochód. — Powiedział z uznaniem. — Niemieckie samochody służą na lata.
— Dziękuję, jest dla mnie bardzo ważny. — Kiwnął głową zastanawiając się czy jego rozmówca w ogóle wie o czym mówi. Nie wyprowadził go jednak z błędu. Podejrzewał, że mężczyzna zaczepił o pierwszy lepszy temat, by ciągnąć z nim rozmowę. Było to na pewno lepsze od ciszy. Nawet jeżeli miał słuchać głupot.
— Też lubię auta, być może po awansie uda mi się dostać w końcu wymarzony służbowy samochód, mój grat za długo nie pociągnie. — Rozmarzony spojrzał na ścianę naprzeciwko, w prawdzie przed oczami miał lśniącą, czarną blachę.
CZYTASZ
Blachary ~Spoiled brat~
General FictionNikt go nie rozumiał, kiedy twierdził, że pieniądze tak naprawdę szczęścia nie dają. Oni nigdy nie zobaczyli tej drugiej strony medalu. Musiał uważać na każdym kroku, dla obcych był jedynie bankomatem. Albert łatwo chłonął nałogi, a najgorszym z ni...