Rozdział szósty

756 98 18
                                    

Speedo ledwo był w stanie otworzyć oczy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Speedo ledwo był w stanie otworzyć oczy. W pokoju na szczęście było dość ciemno, ale ta cholerna lampka obok jego głowy wydawała się celowo świecić mu na twarz. Podniósł rękę i przyłożył ją do skroni, by zatrzymać promienie. Od razu wyczuł dziwną fakturę, która nie przypomniała jego skóry. Przejechał po swojej brwi zdając sobie sprawę co takiego się na niej znajduje. Bandaż? Jakiś rodzaj drapiącego opatrunku? Mógł zgadywać.

Po tym oprzytomniał. Nie był w swoim pokoju, a ostatnie wydarzenia boleśnie o sobie przypomniały. Szybko podniósł się do siadu i rozejrzał wokoło. Zaraz poczuł przerażający ból brzucha i klatki piersiowej, które wydobyły z niego głośne stęknięcie. Obudził tym Barta, który opierając się o łóżko trwał w półśnie. W pokoju byli sami, światła za drzwiami były zgaszone, a za oknem było ciemno.

— Hej Speedo. — Fioletowowłosy wyprostował się i usiadł na pościeli. Przetarł twarz szybko się rozbudzając. — Pamiętasz wszystko? — Z smutnym uśmiechem położył dłoń na kolanie młodszego.

— Tak...chyba tak, która jest godzina? — Albert rozejrzał się za zegarem. Takowy w sali był, półmrok jednak nie pozwolił mu odczytać godziny.

— Prawie czwarta. — Reed spojrzał na swój telefon i od razu go odłożył. — Dobrze, że już nie majaczysz. — Odetchnął zaraz cicho się śmiejąc. — Nie wiem skąd miałeś na to siłę, ale zapierałeś się rękami i nogami, żeby nie wyjść z samochodu.

Albert zmarszył brwi próbując przypomnieć sobie o czym jest mowa. Ostatnie wspomnienie zakończyło się na próbie dotarcia do swojego Audi, coś mu świtało, że dzwonił do kogoś, ale nie był pewny. Mógł jedynie domyślać się, że udało mu się sprowadzić pomoc.

— Twoja mama tu była. — Bart podrapał się po karku. — Była trochę zła. — Te słowa co prawda nie oddawały prawdziwej reakcji pani Speedo, ale najłagodniej opisywały jej emocje.

— Czyli mam przejebane? — Albert bezsilnie opadł na poduszki, momentalnie znowu skrzywił się na przeszywający ból. Będzie musiał opatentować delikatnie poruszanie się.

— Nie chciałem tego mówić w prost. — Westchnął widząc grymas na twarzy młodszego. — Masz połamane żebra, staraj się nie ruszać. — Wstał i naciągnął kołdrę na przyjaciela.

— Co mam na twarzy? — Białowłosy ponownie przyłożył dłoń do skroni doszukując się kształtu opatrunku.

— Trzy szwy na łuk brwiowy, podbite oko i obity, ale nie złamany nos. Nieźle cię urządzili. Mówiłem, żebyś nie pakował się w kłopoty. — Delikatnie poprawił plaster na nosie widząc, że ten się odkleja.

— Nic im nie zrobiłem, stałem tylko przy samochodzie Vasqueza. — Odchylił bezsilnie głowę, przecież ich nie prowokował.

— Dlaczego? — Reed założył ręce nie rozumiejąc, co takiego wyprawiał młodszy.

Blachary ~Spoiled brat~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz