Rozdział trzeci

750 90 13
                                    

— Zatrzymaj się

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Zatrzymaj się. — Sindacco wskazał pobliską kasetkę. Jego dłoń powędrowała do schowka, białowłosy mimowolnie zerknął co tam się kryje.

Serce zabiło mu mocniej na widok idealnie wypolerowanej, czarnej broni. Starszy bez cienia zawachania schował ją za pasek, a na twarz ubrał tego samego koloru bandanę. Albert zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i gwałtownie zatrzymał się pod samym wejściem. Niepewnie spojrzał na szatyna, który niestety zaraz opuścił pojazd w wiadomym celu. Speedo zarzucił kaptur od kamizelki, by zasłonić twarz. Nie mógł wpaść, nie w takich okolicznościach. Co powiedzieli by rodzice, gdyby dowiedzieli się, że zamiast siedzieć przy książkach ten urządza sobie napady. Ojciec prawdopodobnie tym razem by go zabił.

Szarooki poczuł, jak zjada go stres zaraz, gdy tylko usłyszał strzał. Popatrzył w kierunku szklanych witryn, ale nie widział za nimi żadnego ruchu, Vasquez musiał być już w środku.

Nie chciał tu być, nie z nim, nie z taką presją. Marzył by obok na siedzeniu był Lucas, bądź nawet panikujący Fomina lub Bart. Nie pieprzony Vasquez Sindacco, który gdyby ucieczka poszła nie po jego myśli, bez wahania mógł go wziąć na zakładnika i zastrzelić. Kątem oka zauważył szatyna, który zgrabnie wybiega przez drzwi, by po chwili znaleść się w aucie. W lusterku odbiły się światła policyjne na co szarookiemu zatrzymał się oddech.

— Pokarz, że ostatnie godziny nie poszły na marne. — Szatyn był iście zadowolony z swojego pomysłu, wygodnie ułożył się na siedzeniu i zapiął pasy. — Jak użyjesz gazu prawdopodobnie ruszysz. — Kąśliwa uwaga, która tylko bardziej zestresowała młodego kierowcę.

W ten sposób zaczął się pościg trwający co najmniej pół godziny. Pierwsze uliczki były fatalne, Vamos uderzał w ściany niszcząc karoserię oraz niestety zwalniając. Jak na złość policja była wyjątkowo uwzięta.

— Jak będziesz dalej jeździć tak przewidywalnie, to nigdy nie uciekniesz. Musisz zabłysnąć. — Rzucił Vasquez mimo wszystko spokojnym tonem, jakby znał już wynik pościgu.

Albert posłuchał się. Wykorzystał najbliższą możliwą okazję jadąc slalomem w stronę mostu. W ostatniej chwili zmienił trasę gubiąc tym samym jeden z dwóch radiowozów. Szatyn lekko się uśmiechnął, ale nie skomentował tej sytuacji, cierpliwie czekał na miejscu pasażera na dalsze pomysły kierowcy.

Speedo w tym momencie był blisko wyzionięcia ducha. Dopadł go strach, gdy zrozumiał w jakiej tak naprawdę jest sytuacji. Rzucił wzrokiem w lusterko dostrzegając drugi pojazd coraz bliżej. W duszy złożył krótką modlitwę, by Vasquez raczył mu pomóc.

— Na końcu drogi skręcisz w prawo. — Sindacco pochylił się między siedzeniami, by szybko ocenić odległość radiowozu. O ironio odezwał się w momencie, kiedy Speedo obiecał oddać światu nerkę za trochę szczęścia.

— Co? Nie wykręcę! — Krzyknął młodszy widzac jak zbliżają się do skrzyżowania z ostrym zakrętem.

— Po prostu kręć kierownicą i nie zwalniaj.

Blachary ~Spoiled brat~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz