Rozdział 13 Mecz bez Draco.

15 2 0
                                    

Nazajutrz, Harry czekał na mnie przy Wielkiej Sali.

— Cześć, mam prośbę — zaczął, gdy zbliżyłam się z przyjaciółmi.

— Hej, jasne, o co chodzi?

Harry przedstawił mi problem, jaki ma z Ronem, dokładniej jego brak wiary w siebie, miał pomysł co zrobić, by to zmienić, więc ja ochoczo przystałam na to i po chwili wróciłam znów ze swojej sypialni, podałam mu to o co prosił i weszłam do sali, by dołączyć do przyjaciół.

— Co tam chciał? — spytała Pansy.

— Drobna przysługa, nic takiego.

Większość Ślizgonów śmiała się i przeklinało głośno, kiedy jakiś członek drużyny Gryffindoru wkraczał do Wielkiej Sali. Wzięłam tost i dżem, posmarowałam kromkę i uważnie zerkałam na stół Gryffindoru, gdy Hermiona i Ron, spojrzeli w moją stronę, wyszczerzyłam się i pomachałam im, jak gdyby nic. Widziałam, jak Hermiona patrzy na mnie mocno zdziwiona, Ron z uwielbieniem a Harry śmiał się ukradkiem.

— Yyy, o co chodzi? — spytał Blaise.

— Właśnie Hermiona oburza się na mnie, że oddałam mój Felix dla Rona alee — dodałam prędko, widząc ich miny — Harry go nie dodał, on chce, tylko żeby Ron tak sądził, no i Hermiona. Jak on w siebie uwierzy, to pójdzie mu lepiej, przynajmniej on tak sądzi.

— Placebo? — spytała Pansy.

— Coś w tym stylu — przytaknęłam.

— Mogą za to wylecieć. Nigdy bym się po Tobie tego nie spodziewała, Cassie! — narzekała Hermiona, łapiąc mnie za szatę, gdy z pozostałymi szłam już na boisko.

— No daj spokój, naprawdę sądzisz, że Ron dałby sobie radę bez wspomagacza — ostatnie słowo powiedziałam, jedynie poruszając ustami.

— Oczywiście, że tak! — oburzyła się Gryfonka i odeszła pospiesznie.

Zaśmiałam się w duchu, teraz byłam już więcej niż pewna, że podkochuje się w Ronie.
— Chyba się obraziła.

— Och, proszę Cię, Harry jej wyjaśni, nie będę się jeszcze tym martwić.

— Warunki wydają się być idealne — powiedział Henry — Szkoda, że nasz ścigający Vaisey, zrobił sobie coś w głowę podczas wczorajszego treningu, i jest niedysponowany no i jeszcze Draco...

— Co? Co z nim?— spytałam — Jest chory? Co mu jest?

— Nie mam pojęcia, ale nie gra dziś, słyszałem, jak Harper mówił, że gra za niego.

Rozmyślałam, co jest z Draco, już raz zapowiedział, że nie może grać z powodu kontuzji, ale wtedy upewnił się, że mecz zostanie przełożony do czasu, aż poczuje się lepiej. Dlaczego teraz opuścił mecz? Czy naprawdę był chory, czy tylko udawał, bo miał powód? Koniecznie musiałam się później dowiedzieć, czy wszystko z nim w porządku.
Wyszliśmy na trybuny, z których po chwili popłynęły okrzyki i gwizdy. Jeden koniec stadionu miał barwy czerwone i złote; drugi natomiast był morzem zieleni i srebra. Wielu Puchonów i Krukonów komuś kibicowało. Pomijając wszystkie okrzyki i jęki, mogłam dokładnie słyszeć ryk kapelusza Luny Lovegood. Rozglądałam się po trybunach za Draco, ale nie widziałam go nigdzie.
— Niech kapitanowie uścisną sobie dłonie — powiedziała Pani Hooch, kiedy Harry uścisnął dłoń nowego kapitana Ślizgonów, Urquharta. — Przygotować się. Na miotły... trzy... dwa... jeden!

Zabrzmiał gwizdek, Harry i inni oderwali się od ziemi i już byli w powietrzu.
Harry krążył wokół stadionu, wypatrując znicza. Wtedy głos komentatora, który był inny, niż zwykle zaczął mówić.

— A więc zaczęło się i sądzę, że wszyscy jesteśmy zdziwieni, patrząc na drużynę, którą Potter skompletował w tym roku. Wiele wpadek, jakie miał Ronald Weasley jako bramkarz podczas ostatniego sezonu, dowodzi, że powinien być wykluczony z drużyny, ale oczywiście bliska przyjaźń z kapitanem pomaga...

Słowa te zostały powitane okrzykami i aplauzem ze strony większości Ślizgonów. Spojrzałam na podium komentatora. Skórzasty blondyn z zadartym nosem stał tam, mówiąc do magicznego megafonu, który kiedyś należał do Lee Jordana; rozpoznałam Zachariasza Smitcha, gracza Hufflepuffu.

— Och, oto pierwsza szansa na punkt dla Ślizgonów, Urquhart pikuje w dół do bramki i... Weasley broni, no cóż, wydaje się, że czasem ma szczęście...

Myślisz, że Draco, on wykonuje zadanie?

Nie wiem Henry, nie wiem, czy chcę o tym myśleć. Wczoraj wiele się działo i nie mam, póki co sił, by brać coś nowego na swoje barki, Draco wie, co ma robić, co więcej, obiecał, postąpić jak należy, więc...

Henry przytaknął i nie wracał już do tematu. Tylko jemu w końcu powiedziałam o naszych spotkaniach i oklumencji, tylko on bowiem mógł poznać moje myśli, nie chciałam przed nim niczego chować, by później nie miał do mnie żalu. Wiedziałam, że pozostali mogą żyć bez tej wiedzy, ale nie on, który sam może przypadkiem się tego dowiedzieć. Zamierzałam mu także powiedzieć o Morganie, ale czekałam na odpowiednią okazję.

Minęło już pół godziny, Gryffindor prowadził sześćdziesiąt do zera, Ron miał na swoim koncie kilka spektakularnych obron, niektóre co prawda tylko czubkami rękawic, a Ginny była zdobywczynią czterech z sześciu goli dla Gryffindoru. Te efektywne obrony bardzo dziwiły Zachariasza, który mówił, że dwoje Weasleyów było tam, ponieważ Harry ich lubił, i zajął się Peaksem i Cootem.
Hermiona kilka razy spojrzała surowo w moją stronę, ale ja albo udawałam, że jej nie widzę, albo uśmiechałam się i kręciłam na boki głową.
Wydawało się, że Gryffindor nie może przegrać tego meczu. Raz po raz zdobywali punkty i znowu, i znowu, a na końcu Ron bronił z zadziwiającą łatwością. Teraz uśmiechał się i stawał się sprawniejszym, coraz lepszym bramkarzem. Następnym dobrym obronom towarzyszył wrzask dawnych fanów śpiewających — Weasley jest naszym królem.

— Myślę, że Harper z drużyny Slytherinu zobaczył znicza! — powiedział Zachariasz Smith do megafonu. —Tak, on rzeczywiście zauważył coś, czego nie zauważył Potter...

Harry przyśpieszył, ale Harper był ciągle ponad nim, a Gryffindor miał tylko sto punktów przewagi; jeżeli Harper dotrze tam pierwszy, Gryffindor przegra. ... i teraz był tylko stopę od niego, a jego ręce były wyciągnięte...
Harper zrobił podwójne łapanie; miał już znicz, pozwolił mu się prześlizgnąć przez palce, ledwie go ominął palcami. Harry zrobił doskonały nawrót przed małym, złotym zniczem i złapał go.

— TAK! — Harry wykrzyknął. Obleciał wokół boisko i wrócił na ziemię, trzymając Znicza wysoko w swojej dłoni. Kiedy tłum zrozumiał, co się stało, wielki krzyk prawie zakłócił odgłos gwizdka, który sygnalizował koniec meczu.

Z przyjaciółmi czekałam na Gryfonów przy wyjściu z szatni, właśnie wychodzili jako ostatni, kiedy przyszła Hermiona. W rękach ściskała szalik ze znakiem Gryffindoru i wyglądała na zdenerwowaną.

— Chce zamienić z wami parę słów. — Wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie, Harry'ego i Rona. — Nie powinieneś był tego robić, to nielegalne Harry.

— O czym wy mówicie? — zapytał Blaise.

— Doskonale wiedzą, o czym mówię! — wrzasnęła Hermiona. — W trakcie śniadania do soku Rona Harry dolał eliksiru szczęścia! Felix Felicis, który dostał od Cassie!

— Co zamierzasz z tym zrobić, donieść na nas? — zapytał się Ron.

Hermiona przewróciła oczyma.

— Nie, wcale nie — powiedział Harry, odwracając od nich twarz.

— A właśnie że tak, Harry, i to dlatego wszystko szło gładko, gracze Slytherinu pudłowali, a Ron bronił wszystkie strzały!

— Nie dolał! — powiedziałam uśmiechając się szeroko.

Harry zanurzył swoją rękę w kieszeni swojej szaty i wyjął z niej małą butelkę, którą Hermiona widziała tego ranka. Była pełna złotej substancji, korek był szczelnie zamknięty woskiem.

— Chciałem, żeby Ron myślał, że to zrobiłem, więc upozorowałem to, kiedy nie patrzył. — Spojrzał na Rona. — Obroniłeś wszystkie bramki, ponieważ czułeś się szczęściarzem, wszystko to zrobiłeś jednak samodzielnie.

Oddał mi eliksir, włożyłam go do kieszeni.

— Naprawdę nie było niczego w moim soku z dyni? — spytał zdziwiony Ron, zerkając to na mnie, to na Harry'ego. — Ale pogoda jest ładna... i Visley nie mógł grać ani... Naprawdę nie wypiłem żadnej mikstury szczęścia?

Harry potrząsnął głową, a Ron patrzył się na niego przez moment, a następnie odwrócił się ku Hermionie naśladując jej głos:

— Dodałeś Felix Felicis do soku Rona dziś rano, dlatego obronił wszystkie strzały. Widzisz! Mogę bronić strzały bez niczyjej pomocy, Hermiono!

— Nigdy nie uważałam, że nie potrafisz. Ron, ty też myślałeś, że wypiłeś tę miksturę!

Ale Ron już minął ją i wyszedł ze swoją miotłą na ramieniu.

Przyszedł mi właśnie do głowy pewien pomysł, był on dość wariacki, ale uznałam, że warto spróbować, jednak teraz nie był to moment na to, by dokładnie przemyśleć kolejne kroki, musiałam to zrobić na spokojnie, z chłodną głową.

Wróciliśmy sami w stronę zamku, myślałam, czy nie powinnam odwiedzić Draco, ale póki co za wiele osób kręciło się po salonie, wolałam nie wzbudzać sensacji.
Zmęczona doczekałam do północy w łóżku, udając, że śpię i w końcu poszłam do Draco. Porozmawiałam z nim i dowiedziałam się w sumie tylko tyle, że był zajęty i wolał dziś odpuścić sobie grę. Nie chciałam dopytywać, naprawdę wolałam nie wiedzieć, a i nie chciałam, żeby zwątpił w to, że mu ufam.

— Zostaniesz na noc?

— Chętnie.

Ponownie spędziliśmy wspólną noc, jednak nie była ona zwieńczona niczym innym jak samą formą wspólnego odpoczywania i snu. Zaczęło mi się to podobać o wiele bardziej, niż jeszcze początkiem wakacji, gdy brałam to za zwykłą konieczność i obowiązek względem sabatu, teraz robiłam to wszystko dla niego i dla siebie z prawdziwą ochotą.

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz