Rozdział 30 Biały grób.

28 5 0
                                    

Tego dnia wszystkie lekcje były zawieszone, a wszystkie egzaminy odłożone. Niektórzy uczniowie cieszyli się, że będą przez następne dni wraz z rodzicami daleko od Hogwartu. Bliźniaczki Patil były nieobecne już przed śniadaniem tuż po śmierci Dumbledore'a, a Zachariasz Smith został, eskortowany z zamku przez jego podejrzliwie wyglądającego ojca. Z drugiej strony, Seamus Finnigan odmówił bezpośredniego towarzyszenia swej matce do domu. Crabbe, Goyle, Nott i niemal wszyscy ślizgoni opuścili szkołę z samego rana. Z domu Salazara zostało tylko kilka osób z młodszych roczników, doliczyłam się raptem dwunastki ślizgonów w tym naszą czwórkę. Harry powiedział mi, że czarodzieje i czarownice zlecieli się do miasteczka chyba ze wszystkich miejsc, aby złożyć ostatni hołd Dumbledorowi.

Zdenerwowanie wśród młodszych studentów wywołało również to, że nigdy wcześniej nie widzieli niebieskiego powozu rozmiaru domu, ciągniętego przez tuzin skrzydlatych złotobrązowych koni. Przybył, lecąc wysoko z nieba późnym południem przed pogrzebem i wylądował na krawędzi Lasu. Zza okna zobaczyłam, jak olbrzymia, ale elegancka i ładna kobieta o oliwkowej skórze i czarnych włosach schodziła po schodkach powozu i rzuciła się w ramiona oczekującego Hagrida.
Tymczasem oficjalna delegacja Ministerstwa, włączając Ministra Magii, była przygotowana na powitanie w obrębie zamku. Harry pilnie unikał jakiegokolwiek kontaktu z nimi. Był pewien, że prędzej czy później, zostanie znów zapytany o ostatnią wolę Dumbledore'a dotyczącą Hogwartu.
Pansy, Blaise, Henry, Liam, ja i Sam spędzaliśmy cały czas wolny razem. Piękna pogoda wydawała się nas wyśmiewać. Mogłam jedynie wyobrażać sobie, jakby to było, gdyby Dumbledore nie umarł. Egzaminy piątoklasistów skończyły się, a presja prac domowych u wszystkich obniżyła się... Jednak godzina za godziną nie przestawałam myśleć o tym, że będę musiała powiedzieć przyjaciołom coś, czego nie chce powiedzieć, będę musiała zrobić coś, czego zrobić nie chcę, ale tylko to umożliwi mi spokój. Obmówiłam już całą tę sytuację z kuzynem i wiedzieliśmy, że to, co zamierzamy zrobić, wzbudzi w naszych przyjaciołach nie tylko lęk, ale i chęć odwiedzenia nas od tego pomysłu.

— Ktoś jeszcze umarł? — Blaise zapytał Pansy, która była poruszona Prorokiem Codziennym.
Skrzywiłam się na jego stwardniały głos.

— Nie — odpowiedziała, rzucając złożoną gazetę. — Ciągle szukają Snape'a, ale bez rezultatów...

— Oczywiste, że nic nie mają — powiedziałam, wpadając w złość jak za każdym razem, gdy ktoś poruszał ten temat. — Nie znajdą Snape'a, póki nie znajdą Voldemorta, a wnioskując, od jakiego czasu to już robią, nigdy im się to nie uda... Nie wiem, jak mogłam mu tak ufać, jak mogłam, dać się zwieść...— wyrzucałam z siebie słowa dźgając widelcem kawałek mięsa, który nadal nie tknięty, leżał samotnie na talerzu.

— Ce, nie obwiniaj się. Dyrektor mu ufał, on sam nie przejrzał go, więc nie możesz się za to obwiniać, skoro nawet jemu się to nie udało.

Przytaknęłam niechętnie.

— Porozmawiamy? — Harry z przyjaciółmi stanął przy naszym stole podczas kolacji.

— Jasne, idziemy do Sama?

— Nie, chodźmy do sowiarni.

Poszliśmy więc razem w tym kierunku.

— Idźcie, dogonimy was — powiedział Harry, ociągając się na schodach.

— Cassie, nie wiem, czy chcesz wtajemniczać już wszystkich, chcę powiedzieć coś, co ma związek z naszymi ustaleniami.

— Powiedz, muszą wiedzieć, że nie wrócę a im mogę zaufać.

— Nie będą chcieli iść z nami? Wiesz, że nie chcę nikogo narażać.

— Będą, na pewno, ale wiem jak im to wybić z głowy. Zostaną.

Gdy byliśmy na miejscu, Harry opowiedział o horkruksach, o tym, co robili tej nocy z Dumbledorem i o tym, że Hermiona nie znalazła w bibliotece nic na temat R.A.B.

— Próbowałam, ale nic nie znalazłam... Tu jest para ludzi, z takimi inicjałami... Rosalind Antigone Bungs... Rupert Axebanger Brookstanton... Ale oni nie pasują zupełnie. Sądząc po tej notatce, osoba, która ukradła Horcruxa znała Voldemorta, i nie potrafię znaleźć informacji o przypadkach, żeby Bungs lub Axebanger kiedykolwiek mieli z nim coś wspólnego... Hmm, ale tu jest o... Cóż, Snape.

Popatrzyłam nerwowo, kiedy Hermiona powiedziała to nazwisko.

— Co o nim? — Zapytał ciężko Harry, gwałtownie opierając się o krzesło.

— Więc to jest to, co znalazłam, sortując prawne interesy Księcia Półkrwi — powiedziała wstępnie.

— Ma to jakieś znaczenie, Hermiono? Jak myślisz, co ja czuje, kiedy o nim wspominasz?

— Nie... Nie, Harry, nie chciałam tak! — Powiedziała pośpiesznie.

— To dlatego, że miałam rację na temat Eileen Prince. Pokażę ci książkę. Zobaczysz... Ona była matką Snape'a!

— Myślałem, że nie była zbytnio uzdolniona — powiedział Ron.

Hermiona zignorowała go.

— Kiedy szukałam reszty starej Przepowiedni, znalazłam wzmiankę, że Eileen Prince poślubiła mężczyznę, który nazywał się Tobias Snape, i później było napisane, że ona urodziła...

— ...mordercę! — Wtrąciłam.

— Cóż... Tak — powiedziała Hermiona. — Więc... Szukałam w dokumentach. Snape musiał być dumny z bycia 'pół Księciem', widzicie? Tobias Snape był Mugolem i z przepowiedni jak powiedziałam...

— Taak, to pasuje — powiedział Harry — Wyolbrzymił jednak wartość czystej krwi, więc wszedł w spisek z Lucjuszem Malfoyem i resztą z nich... On jest taki jak Voldemort. Matka czystej krwi, ojciec Mugol... Wstydził się swego pochodzenia, więc próbował wzbudzić sobą strach, używając Mrocznych Sztuk. Dał sobie nowe, wywołujące lęk imię — Lord Voldemort — Książę Półkrwi... Jak Dumbledore mógł to przeoczyć?

Patrzyłam przez okno, miałam mieszane uczucia. Wiedziałam co zrobił Snape, widziałam to na własne oczy, jednak jego słowa, „Black, naucz się, że nie wszystko jest takie, jakim się zdaje", oraz moje dziwne przeczucie, że nie powinnam go atakować, nie dawały mi spokoju, męczyły moje sumienie. Chciałam się na nim zemścić, nienawidziłam go, ale jednocześnie czułam, że to złe, że czegoś nie rozumiem.

— Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego on ci nie zabrał i nie użył tej książki — powiedział Ron. — Musiał przecież wiedzieć, skąd ją masz.

— Wiedział — powiedział gorzko Harry — Wiedział, kiedy użyłem Sectumsempry. Snape nie potrzebował Legilimencji... Może wiedział nawet wcześniej, z rozmowy ze Slughornem, który nawijał pewnie o tym, jaki jestem doskonały w Eliksirach... Nie powinien zostawiać chyba swojej starej książki tak na zewnątrz, prawda?

— Ale dlaczego jej tobie nie zabrał?

— Myślę, że nie chciał połączyć się ponownie z książką — powiedziała Hermiona. — Nie myślę, że Dumbledore by się ucieszył, gdyby o tym wiedział. Ale kiedy Snape upozorował, że to nie jest jego, Slughorn mógł rozpoznać jego pismo. Tak czy owak, książka została w starej klasie Snape'a. A założę się, że Dumbledore wiedział, że jego matka miała na nazwisko Prince.

— Powinienem pokazać książkę Dumbledore'owi — powiedział Harry. — Cały czas mówił mi, jaki Voldemort był zły, kiedy był w szkole, i Snape też był...

— 'Zły' to niedobre słowo — powiedziała cicho Hermiona.

— Jesteś jedyną osobą, która mi mówiła, że książka była niebezpieczna!

— Próbowałam powiedzieć, Harry, ale ty bierzesz zbyt wielką winę na siebie. Myślę, że Książę wyglądał, jakby miał zły humor, ale nigdy bym nie przypuszczała, że będzie on potencjalnym zabójcą...

— Nikt z nas nie mógł przypuszczać, że Snape mógłby posunąć się do morderstwa. Dumbledore mu ufał, a my ufaliśmy jego osądowi. — powiedziała Pansy.

Cisza zapanowała pomiędzy nami, wszyscy pogrążyli się w swoich myślach, ale byłam pewna, bez grzebania w ich myślach, że oni, tak samo, jak ja, myślą o następnym poranku, kiedy ciało Dumbledore'a zostanie złożone do spoczynku.
Byłam wcześniej tylko raz na pogrzebie, całkiem niedawno i raczej było to pożegnanie, niż pogrzeb więc i tym razem, nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać na takim, magicznym pogrzebie i byłam trochę zmartwiona tym, co mogę zobaczyć, albo... co mogę poczuć. Zastanawiałam się, czy śmierć Dumbledore'a dojdzie do mnie, kiedy będę na pogrzebie.
Chociaż miałam momenty, kiedy ten okropny fakt do mnie dochodził, nadal miałam nadzieję, że Dumbledore nie odszedł, bo przecież nikt w zamku nawet o tym nie mówił.

Następnego dnia wstałam wcześnie, przygotowałam sobie najodpowiedniejsze moim zdaniem ubranie na tę przykrą uroczystość, ubrałam się i spakowałam. Wszystko to bez korzystania z magii, która nadal do mnie nie wróciła.

Hogwart Express odjeżdżał godzinę po pogrzebie, jednak ja, jako że zdałam egzamin z aportacji, miałam się deportować z Hogsmeade do domu Sophie. Pansy wracała do siebie, tak samo Blaise, przynajmniej na razie. Po Henry'ego miała przybyć Tira, która jak cała rada Sabatu i spora część jego członków, miała brać udział w pogrzebie. Schodząc po schodach, do Głównego Korytarza zauważyłam ponury nastrój. Każdy był ubrany w swoje szaty i nikt nie wyglądał na głodnego. Profesor McGonagall zostawiła krzesło w kształcie tronu puste. Krzesło Hagrida też było opuszczone. Pomyślałam, że może nie będzie mógł pokazać się na śniadaniu. Natomiast miejsce Snape'a było bezceremonialnie zajęte przez Rufus'a Scrimgeour'a. Obok ministra zobaczyłam rude włosy i okulary Percy'ego Weasley'a jeszcze dalej siedział Samuel. Spojrzałam po naszym stole, był praktycznie pusty, młodsi uczniowie usiedli bliżej mnie, (jedynego prefekta domu węża, jaki pozostał w szkole) i moich przyjaciół, jakby woleli nie oddzielać się od nas. Myśli uciekły mi do Draco. Od tamtej nocy, myślałam o nim codziennie, martwiłam się o niego, jednak wiedziałam, że nasza bliska relacja z pewnością sprawiłaby, że gdyby coś złego z nim się działo, poczułabym to. Wciąż pamiętałam strach w głosie Draco na wieży, od Harry'ego, dowiedziałam się także, że ten opuścił różdżkę, zanim inni Śmierciożercy przybyli. Harry już nie wierzył, że Draco chciał zabić Dumbledore'a, jednak ja nadal nie przyznałam się ani jemu, ani Gryfonom, że jestem znów z Draco. Harry ciągle nie był przekonany, czy na pewno gra podwójnego agenta, ze względu na jego uwielbienie dla Mrocznych Sztuk, ale teraz niechęć mieszała się ze współczuciem. Zrozumiał, co takiego Voldemort kazał mu zrobić pod groźbą zabicia mnie, jego i jego matki.
Myśli moje zostały przerwane przez szturchnięcie w żebra od Pansy. Profesor McGonagall podniosła się, tupnęła i szum w sali nareszcie ustał.

— Już prawie czas — powiedziała. — Proszę podążać za swoimi wychowawcami na zewnątrz. Gryffindor, za mną.

Stanęliśmy w ciszy w ostatnich rzędach. Spojrzałam na Slughorna, który prowadził pozostałą w szkole garstkę Ślizgonów. Slughorn ubrany był we wspaniałe, długie, szmaragdowo — zielone szaty wyszywane srebrem, nigdy nie widziałam Profesor Sprout, wychowawcy Hufflepuffu, wyglądającej tak czysto. Nie było żadnych łat na jej kapeluszu i gdy wychodziliśmy z Sali Wejściowej, zobaczyłam panią Pince stojącą za Filchem. Była ubrana w grubą czarną suknię do kolan. Filch natomiast miał na sobie swój nieśmiertelny stary, czarny garnitur i krawat częściowo zjedzony przez mole.
Kiedy schodziliśmy kamiennymi schodami, spojrzałam w kierunku jeziora. Ciepło słoneczne muskało nam twarze, gdy szliśmy tak w ciszy za Profesor McGonagall do miejsca, gdzie setki krzeseł były ustawione w rzędach. Przejście biegło między rzędami. Na przedzie stało marmurowe wzniesienie, a wszystkie krzesła były zwrócone ku niemu. Był to chyba najpiękniejszy dzień lata...
Połowa miejsc była już zajęta przez różnego rodzaju ludzi, normalnych i eleganckich, starych i młodych. Większości nie poznawałam, ale było tam paru, których rozpoznałam, wliczając w to członków Sabatu i członków Zakonu Feniksa. Kingsley Shacklebolt, Szalonooki Moody, Dora Tonks, której włosy zadziwiająco wracały do żywego, różowego koloru i Remus Lupin, którego, wyglądało na to, że ta trzymała za rękę, pan i pani Weasley, pan i pani Parkinson, Bill z Fleur, Fred i George, którzy mieli na sobie kurtki z czarnej skóry smoka. Była też Madame Maxime, która zajmowała dwa i pół krzesła tylko dla siebie, Tom, właściciel Dziurawego Kotła, Arabella Figg, obok Squiba, długowłosego basisty zespołu Fatalne Jędze, Ernie Prang, kierowca Błędnego Rycerza, madame Malkin, ze sklepu na ulicy Pokątnej, i trochę ludzi, których znałam po prostu z widzenia, jak barman ze Świńskiego Łba i czarownica, która pchała wózek w Hogwart Express. Duchy z zamku również tu były, słabo widoczne w jaskrawym świetle, zauważalne tylko wtedy, kiedy poruszały się w migoczącym powietrzu.
Ja, Pansy, Blaise, Henry, Liam i Samuel, usiedliśmy w końcowym rzędzie obok jeziora po przeciwnej stronie co Gryfoni, jednak spoglądaliśmy na siebie smutno co chwilę. Ludzie dookoła szeptali. Było to słyszalne jakby wiatr w trawie, ale śpiew ptaków był o wiele głośniejszy. Ludzi było coraz więcej.
Korneliusz Knot przechodził w kierunku przednich rzędów, sprawiając wrażenie zmartwionego, kręcąc jak zwykle swym melonikiem. Następnie rozpoznałam Ritę Skeeter. Byłam wściekła, że ją zobaczyłam. W rękach ściskała swój notatnik. A później, z najgorszym wstrząsem złości, zobaczyłam Dolores Umbridge, krzywiącą się z nieprzekonywującym wyrażeniem smutku na jej ropuszej twarzy, ubraną w czarną aksamitną suknię. Była cały czas na oku centaura Firenzo, który stał jak zabójca przy krawędzi wody. Widząc to, pobiegła dalej, zajmując miejsce całkiem w tyle.
Urzędnicy z ministerstwa siedzieli na przedzie. Widziałam Scrimgeour'a patrzącego z powagą i szacunkiem, siedzącego w pierwszym rzędzie z Profesor McGonagall i innymi opiekunami domów. Zastanawiałam się, czy Scrigemour albo ktokolwiek z Ministerstwa naprawdę żałuje śmierci Dumbledore i czy zapomnieli o całej niechęci Ministerstwa. Rozglądałam się dookoła. Nie byłam jedyną, wiele głów się obracało i szukało małego znaku.

— Tam — szepnęła Pansy w moje ucho.

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz