Fakt, że Harry Potter chodził z Ginny Weasley wydawał się interesować ogromną liczbę osób, przede wszystkim dziewczyn. Harry kilkukrotnie próbował porozmawiać ze mną, w końcu mu się udało i wybaczyłam mu to, co zrobił; w końcu jak by nie patrzyć, po pierwsze bronił się, a po drugie, sam przyznał, że nie znał działania tego zaklęcia, w innym wypadku z pewnością by go nie użył. Nie chciałam też by on i Gryfoni wiedzieli o mnie i Draco, dlatego w końcu dałam się przeprosić, by po prostu mieć to z głowy.
— Można pomyśleć, że ludzie powinni mieć teraz lepsze rzeczy do obgadywania — powiedziałam, kiedy siedząc w sypialni z przyjaciółmi, czytałam Proroka Codziennego — Trzy ataki Dementorów w ciągu tygodnia a oni tylko plotkują o Harrym i Ginny.
— Tak, to temat numer jeden ostatnimi dniami — powiedział Blaise, który siedział na moim łóżku, nadal bowiem, był skłócony z Pansy.
— Nadal nie wierzę, że ukrywałaś przed nami, że znów jesteś z Draco — powiedziała Pansy.
— Wybaczcie, ale naprawdę, baliśmy się o to, że możecie mieć problem, wiecie, nasze myśli nie są bezpieczne, zwłaszcza Draco, temu uczyłam go oklumencji. Ogólnie im mniej osób o nas wie, tym mniejsza szansa, że o naszym związku dowie się Voldemort, chociaż on i tak wie, że Draco, kiedyś mnie kochał i pomijając nawet to, od dawna planuje moją śmierć, więc w sumie na jedno wyjdzie, jeśli się dowie. Chcieliśmy tylko waszego bezpieczeństwa.
— Cassie, jesteśmy w tym razem, odkąd się zaprzyjaźniliśmy. Nie myśl, że gdy będzie trzeba podjąć decyzję o walce lub ucieczce, postąpimy jak tchórze. Nie tego nas nauczyłaś — odezwała się Pansy, przysiadając się do mnie.
Przytuliłam ją do siebie czując wdzięczność.
— Dziękuję, że mnie zrozumieliście.
— Ce? — odezwał się po chwili Henry.
— Hę?
— Macie z Samem jakieś wieści z sabatu odnośnie do tej naszej wspólnej wizji?
— Niestety nie rozmawiałam z nim od tamtego dnia, ale wiem od Sophie, że nie mają tego za wiele. Leach powiedziała tylko, że to przyszłość, która, na razie nie się zmienia.
Skrzywili się.
— Czyli, ktoś zginie? — Spytała niepewnie Pansy, ziewając i zerkając na budzik, który wskazywał niemal północ.
Nie miałam odwagi, by odpowiedzieć jej na to pytanie szczerze.
— Mam nadzieję, że nie. Liczę na to, że wizja się zmieni.
Była prawie trzecia, środek nocy, ale nadal nie mogłam zasnąć. Postanowiłam wyjść do salonu, uprzednio nakładając na siebie szlafrok. Posiedziałam chwilę przy kominku, jednak lęk niewiadomego pochodzenia ogarniał mnie zewsząd i nie mogłam wysiedzieć spokojnie, dlatego zaczęłam krążyć po pokoju wspólnym, dręczył mnie natłok myśli. Uznałam, że te objawy nagłego niepokoju nie biorą się znikąd, to zdecydowanie ma związek z czymś, co się zbliża. Niepewnie poszłam do pokoju Henry'ego, mając nadzieję upewnić się, że on śpi i nie męczy się tak jak ja.
Wejdź. — Usłyszałam jego mentalne zaproszenie już zza drzwi.
Henry siedział w piżamie na brzegu łóżka i drżał jak w gorączce.
Głowę miał opuszczoną, a ręce chaotycznie błądziły po twarzy, jakby usiłowały coś na niej znaleźć.
— Henry, co z tobą? — spytałam z troską, jego widok zaniepokoił mnie.
— Nie mogę spać. Kiedy zamykam oczy... mam wizje, urywki, nie chcę ich widzieć, są... po prostu są przerażające.
— Stąd mój niepokój...
— Tak, pewnie też to czujesz, coś się zbliża... w dodatku Liam ostatnio zachowuje się dziwnie.
— Dziwnie?
— Tak, wspominał coś o wspólnych wakacjach... no ale ja nie wiem, czy dam radę, w końcu znasz Tirę, pewnie będzie mieć jakieś „ale".
— Tak, to możliwe... Liam wspominał, co dokładnie ma na myśli?
— Nie, ogólnie mówił, że może spędzilibyśmy trochę czasu we dwoje w wakacje, no ale mieszkamy daleko i ciężko będzie, a on wiem, że ma jechać z rodzicami na miesiąc gdzieś do Europy, a później chciał spędzić czas razem... nie widzę tego, nie chcę, żeby był zły, albo uznał, że tego nie chcę no ale Tira by się wściekła. Kilka godzin w święta było problemem a co dopiero kilka dni czy więcej w wakacje.
Zasmucił się.
— Może coś na to poradzę — powiedziałam z uśmiechem, bo w mojej głowie pojawił się przebiegły plan — ale nie szukaj rozwiązania u mnie, mamy jeszcze czas, muszę opracować szczegóły i być może coś pomogę, ale teraz skupmy się na tym, żeby się zrelaksować, wyciszyć i zasnąć.
Ułożyliśmy się oboje na łóżku, by wtuleni zasnąć dopiero nad ranem.
Kiedy zaczął się czerwiec, dla mnie i Draco wspólny czas stawał się coraz bardziej ograniczony. Nauczyciele dawali nam coraz większy wycisk, by uzmysłowić zapewne, jak będzie wyglądał kolejny rok nauki, gdyż do Owutemów dzielił nas już teraz niespełna rok.
Ślizgoni nie nadążali z odrabianiem prac i bieżącą nauką, a napięcie rosło tak szybko, że kłótnie w salonie były tak częste, że w końcu zarówno Draco, jak i ja odpuściliśmy sobie próby przyprowadzania do porządku wszystkich, którzy wściekli na ilość zadanych prac (których nie brakowało wszystkim od piątego roku wzwyż) wyżywali się na wszystkim i na wszystkich wokoło. Interweniowaliśmy tylko w razie naprawdę sporego zagrożenia, a to mimo wszystko wydarzało się na szczęście wyjątkowo rzadko.
— Nie, ja się poddaję — jęknęła Pansy — jak za rok mają zamiar tak nas cisnąć, to ja rezygnuje, nie wracam do szkoły po wakacjach.
— Pansy, damy radę, tylko trzeba... Millicenta! Zostaw Kelly w spokoju!
Musiałam odejść, bo Millicenta Bulstrode właśnie uniosła w powietrze Kelly z pierwszego roku i zaczęła nią kręcić piruety.
— Nic jej nie jest na szczęście — powiedziałam po chwili, wracając do przyjaciół — co ja to mówiłam? A tak, trzeba jakiś system obrać, zrobimy to w wakacje, mam pewien plan, ale nie wiem, czy wypali.
— Jaki? Daj nadzieję na lepsze czasy kobieto. — Jęknął Blaise i opadł głową na stolik, prosto na swoją rozłożoną książkę.
— Blaise, nie wiem, czy będą to lepsze czasy, ale myślę, że coś wymyślimy, kto jak nie my?
Osiągnięcia Harry'ego podczas eliksirów ucierpiały, nie wrócił on bowiem po książkę (chociaż Slughorn, który zaaprobował Ginny, żartobliwie przypisywał to temu, że Harry jest chory z miłości). Teraz jedynie ja zbierałam wszelkie wyróżnienia, przez co stałam się pewniejsza siebie, swoich umiejętności. Każde zadanie z eliksirów zdawało się dla mnie niesłychanie przyjemne i proste, w końcu zaczęłam wierzyć w to, że uda mi się zostać uzdrowicielką i nie otruć przy tym nikogo.
Piękna pogoda pozwoliła, by naukę przenieść na nieco przyjemniejszy grunt szkolnych błoni. Ciepłe słońce grzało przyjemnie i niestety rozleniwiało, jednak ja miałam przy sobie osobistą ludzką przypominajkę, która nie pozwalała mi na dłuższe niż to konieczne rozluźnienie. Było późne popołudnie, gdy wraz z pozostałymi uczyłam się na błoniach, leżąc na kocu i wpatrując się od kilkunastu minut w jedną i tę samą stronę.
— Ce, jeszcze jeden rozdział Ci został.
Spojrzałam na Henry'ego udręczona.
— Wiem, ale już nie mogę, wszystko mi się zlewa w jedną plamę.
— To ja przeczytam, a ty słuchaj.
— A może poczytam to później, a teraz pójdziemy na spacer wokół jeziora? Tam za lasem — wskazałam — jest całkiem przyjemna polana, wiem, że niewiele osób tam się zapuszcza, moglibyśmy pospacerować może zabrałbyś tam kiedyś Liama.
— Nie, nie namówisz mnie na to, musimy to doczytać, Ty swoje, ja swoje.
— Henry...
Jednak on zaczął już czytać kolejny rozdział swojej książki.
— Dzień Dobry Cassandro.
Uniosłam głowę, nie widziałam pod słońce, kto nade mną stał, ale ten głos poznałabym wszędzie. Wstałam z ziemi a ze mną przyjaciele.
— Dzień dobry dyrektorze.
— Dzień dobry. — przywitał się Sam stojący obok niego.
— Przepraszam, że przerywam wam naukę, jednak potrzebuję Cassie, Twojej pomocy, czy możesz teraz pójść ze mną?
— Tak. Oczywiście.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 6
FanficŻycie Cassandry obróciło się w gruzy wraz z utratą swojej wielkiej miłości, przeznaczonego jej mężczyzny. W sercu ślizgonki roi się od rozdarcia i bólu, a wspomnienie tej utraconej relacji trawi ją każdego dnia. Czy można zapomnieć o miłości? Czy wa...