Rozdział 5 Nadmiar Flegmy.

19 3 0
                                    

Harry, ja i Dumbledore zbliżyliśmy się do tylnych drzwi Nory, która była otoczona przez śmieci, stare buty marki Wellington i zardzewiałe kociołki. Przyglądałam się temu domowi, już z zewnątrz wyglądał nietypowo, był zupełnie inny niż dwór Draco czy dom Pansy, ten wyglądał, jakby kiedyś był dużym kamiennym chlewem, do którego tu i tam dobudowano dodatkowe pomieszczenia, aż urósł na kilka pięter i tak się przechylił, że przed zawaleniem musiały go chyba chronić czary. Z czerwonego dachu wyrastały cztery albo i pięć kominów. Na koślawej tabliczce tuż przy wejściu widniał napis: NORA. Wokół drzwi leżał stos gumowych butów i bardzo zardzewiały kocioł. Po podwórku wałęsało się kilkanaście brązowych kurczaków. Usłyszałam ich ciche kwilenie dochodzące z odległej szopy. Dumbledore zapukał trzy razy i zobaczyłam gwałtowny ruch w oknie.

— Kto tam? — niespokojny głos musiał należeć do pani Weasley. — Przedstaw się!

— To ja, Dumbledore, przybyłem z Cassie i Harrym.
Drzwi otworzyły się od razu. Za nimi stała pani Weasley, niska, pulchna, ubrana w starą zieloną sukienkę.

— Harry, Cassie kochani! Witaj, Albusie. Przestraszyliście mnie, nie spodziewałam się was wcześniej niż nad ranem!

— Mieliśmy szczęście — powiedział Dumbledore, wprowadzając nas przez próg. — Slughorn to wypróbowany druh, doświadczony o wiele bardziej niż ja. Oni, zrobili swoje, oczywiście. Ah, witaj, Nimfadoro!

Popatrzyłam wokół i dostrzegłam, że pomimo późnej godziny pani Weasley nie była sama. Młoda czarownica z twarzą w kształcie serca i mysimi brązowymi włosami siedziała przy stole, ściskając wielki kubek w rękach. Czekałam tylko, aż Dora jak zwykle poprawi dyrektora, jak i każdego, kto zwracał się do niej pełnym, znienawidzonym imieniem.

— Witaj, profesorze — powiedziała. — Cześć, Cassie, hej Harry.

— Cześć, Tonks.

— Cześć Dora. — powiedziałam z uśmiechem, lecz zdumiona, że tym razem nie doczekałam się tego, co słyszałam za każdym razem, gdy ktoś wymawiał jej pełne imię. Przyjrzałam jej się, nie wsłuchując się w rozmowy dyrektora i pani Weasley. Zauważyłam i poczułam wyraźnie, że z Dorą było coś nie tak, była przybita, smutna i zmęczona.

— Czuję się już lepiej — powiedziała szybko, wstając i poprawiając pelerynę. — Dziękuję za herbatę i współczucie, Molly.

— Proszę, nie wychodź z mojego powodu — powiedział Dumbledore grzecznie. — Nie mogę zostać, mam pilne sprawy do przedyskutowania z Rufusem Scrimgeourem.

— Nie, nie, muszę iść — powiedziała Tonks, unikając spotkania ze wzrokiem Dumbledore'a — Późno już ...

— Skarbie, dlaczego nie przyjdziesz na obiad podczas weekendu? Będą Remus i Szalonooki...?

— Nie, nie, naprawdę, Molly... Dzięki za wszystko... Dobranoc wszystkim.

Tonks pośpiesznie minęła Dumbledore'a, mnie i Harry'ego, po czym wyszła na podwórko. Chciałam za nią wyjść i z nią porozmawiać, ale już kilka kroków za progiem obróciła się w miejscu i zniknęła. Zauważyłam, że pani Weasley wygląda na zmartwioną.

— Dobrze, spotkamy się w Hogwarcie, Cassandro, Harry — powiedział Dumbledore. — Dbajcie o siebie. Do zobaczenia, Molly.— Ukłonił się pani Weasley i podążył za Tonks, znikając dokładnie w tym samym miejscu co ona.

Pani Weasley zamknęła drzwi i zaprowadziła nas do jasno oświetlonego stołu, by dokładnie nam się przyjrzeć.

— Ty i Ron jesteście do siebie podobni — westchnęła, patrząc na Harry'ego. — Obaj wyglądacie, jakby ktoś rzucił na was zaklęcie rozciągające. Przysięgam, że Ron urósł o 4 cale od czasu, gdy ostatnio kupowałam mu szkolne szaty. Cassie Ty także urosłaś i znów jesteś piękniejsza, ale nikniesz w oczach, och cała matka... Jesteście głodni?

— Jasne — powiedział Harry.

— Chętnie coś zjem — dodałam, byle tylko nie narzekała na moją wagę, owszem, byłam szczupła i wydawało mi się, że ostatnimi czasy schudłam, bo niektóre z ubrań, zaczynały być za duże.

— Usiądźcie, kochani, przygotuję coś.

Rozglądałam się po domu. Kuchnia była mała i zagracona. Pośrodku stał wyszorowany drewniany stół otoczony krzesłami, przy jakim siedzieliśmy. Gzyms kominka zawalony był książkami o tytułach takich, jak: Zaczaruj swój ser, Czary przy pieczeniu i Uczta w jedną minutę. Dom Draco czy Pansy zupełnie nie był podobny do tego. Ten był pełny życia, ciepła i, mimo że było widać po nim, że jest dość wysłużony, to właśnie on najbardziej przypominał mi dom czarodziejów, jaki sobie kiedyś wyobrażałam. Chociaż w domu Pansy było bardzo przytulnie, mimo że wystawnie.

Po chwili wściekle rudy kot ze spłaszczonym pyskiem wskoczył Harry'emu na kolana i usadowił się na nich wygodnie, mrucząc.

— Więc Hermiona jest tutaj? — zapytał uradowany, drapiąc Krzywołapa za uszami.

— Och tak, przyjechała przedwczoraj — powiedziała pani Weasley, stukając różdżką w wielki żelazny garnek. Ten podskoczył, stuknął o kuchenkę i zaczął bulgotać. — Wszyscy są już w łóżkach, oczywiście, nie spodziewaliśmy się was jeszcze przez kilka godzin. Tutaj jesteś — znowu stuknęła w garnek. Garnek uniósł się w powietrze, poleciał w kierunku Harry'ego i przechylił się nad jego talerzem, a za chwile to samo zrobił nad moim, byłam pewna, że moje oczy mają teraz wielkość małych talerzyków.

Pani Weasley nalała nam z niego parującą zupę cebulową.

— Chleba?

— Dziękujemy, pani Weasley.

Machnęła różdżką za siebie. Bochenek chleba i nóż opadły z wdziękiem na stół. Gdy nóż samodzielnie pokroił bochenek chleba, a garnek z zupą wrócił na kuchenkę, pani Weasley usiadła naprzeciwko Harry'ego.

— Tak więc przekonaliście Horacego Slughorna, by podjął się tej pracy?

Harry pokiwał głową, gdyż jego usta były pełne gorącej zupy i nie mógł mówić.

— On uczył mnie i Artura — powiedziała pani Weasley. — Był w Hogwarcie przez wieki, zaczynał w tym samym czasie co Dumbledore — tak myślę. Polubiliście go?

Usta Harry'ego były teraz pełne chleba, więc spojrzała na mnie, akurat, gdy włożyłam kolejną łyżkę zupy do ust i jedynie wzruszyłam ramionami i pokiwałam głową w taki sposób, by ani nie potwierdzić, ani nie zaprzeczyć.

— Wiem, co masz na myśli — powiedziała pani Weasley, kiwając głową ze zrozumieniem. — Oczywiście on bywa zachwycający, gdy tego chce, ale Artur nigdy za bardzo go nie lubił. Ministerstwo jest zasypywane starymi ulubieńcami Slughorna, ale nigdy nie miał zbyt wiele czasu dla Artura — nie uważał go za mogącego wysoko zajść. To po prostu dowód na to, że nawet Slughorn popełnia błędy. Nie wiem, czy Ron pisał wam w którymś z listów — to jest dopiero coś — ale Artur dostał awans!

Nie mogło być bardziej oczywiste, że pani Weasley marzyła, żeby to powiedzieć.

— Wspaniale!— powiedzieliśmy, jednocześnie.

— Jesteście tacy słodcy! — rozpromieniła się pani Weasley, prawdopodobnie biorąc nasze szklane oczy za objaw emocji po usłyszeniu wiadomości — Tak, Rufus Scrimgeour założył kilka nowych urzędów ze względu na obecną sytuację i Arthur stoi na czele Urzędu Wykrywania i Konfiskacji Fałszywych Zaklęć i Przedmiotów Obronnych. To ważna praca, teraz Artur ma dziesięciu ludzi składających mu raporty!

— A co dokładnie robi? — spytałam.

— Widzicie w całej tej panice o Sami—Wiecie—Kim, zaczęto sprzedawać dziwne rzeczy, rzeczy, które mają zapewniać ochronę przed Sami—Wiecie—Kim i Śmierciożercami. Możecie to sobie wyobrazić — tak zwane eliksiry ochronne, które są w rzeczywistości sosem z dodatkiem niewielkiej ilości ropy czyrakobulwy, albo instrukcje obronnych zaklęć, które tak naprawdę sprawiają, że opadają wam uszy... W większości przypadków jest to sprawka ludzi takich jak Mundungus Fletcher, którzy ani jednego dnia w swoim życiu nie przepracowali uczciwie i cieszą się z tego, że wszyscy się boją, bo to podwyższa ich dochody. Któregoś dnia Artur skonfiskował skrzynkę fałszoskopów przeklętych przez Śmierciożerców. Jak widzicie, to jest bardzo istotna praca, a wtyczki i inne mugolskie śmieci zbiera zupełnie niepotrzebnie.

Pani Weasley skończyła swoją mowę, patrząc srogo na Harry'ego, jakby to była jego wina.

— Pan Weasley wciąż w pracy? — spytał Harry.

— Tak. Jest wprawdzie trochę spóźniony. Powiedział, że wróci koło północy.— Obróciła się, by spojrzeć na wielki zegar.

Spojrzałam w tę samą stronę co ona i zauważyłam, że miał dziewięć wskazówek, na każdej wpisane było imię jednego z członków rodziny, a jego aktualna pozycja wskazywała na to, iż pani Weasley najwyraźniej nosiła go ze sobą. Wszystkie dziewięć wskazówek teraz pokazywało — śmiertelne niebezpieczeństwo.
— Położyłam go tu na chwilę — powiedziała pani Weasley, ale jej głos nie brzmiał przekonująco — odkąd Sami—Wiecie—Kto powrócił, wszyscy jesteśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie — nie sądzę, żeby to dotyczyło tylko naszej rodziny. Ale nie znam nikogo, kto miałby taki sam zegar, więc tylko ja mogę to sprawdzać. Och! — krzyknęła, wskazując na tarczę zegara. Wskazówka pana Weasleya przesunęła się na — podróż. — Zaraz będzie! — i chwilę później usłyszeliśmy pukanie do drzwi wejściowych.

Pani Weasley podbiegła do nich; jedną ręką złapała klamkę i przyciskając twarz do drewna, spytała:

— Artur, to ty?

— Tak — powiedział pan Weasley znużonym głosem. — Ale powiedziałbym to samo, gdybym był Śmierciożercą. Zadaj pytanie!

— Och, koniecznie?

— Molly!

— Dobrze, dobrze... Co jest twoją największą ambicją?

— Wyjaśnić, w jaki sposób samoloty utrzymują się w powietrzu.

Pani Weasley kiwnęła głową i nacisnęła klamkę, ale oczywiście pan Weasley trzymał ją mocno z drugiej strony i dlatego drzwi pozostawały wciąż zamknięte.

— Molly! Najpierw ja muszę zadać ci pytanie!

— Artur, naprawdę, to jest po prostu głupie...

— Jak lubię cię nazywać, gdy jesteśmy sami?

Nawet w tym słabym świetle dostrzegłam, że twarz pani Weasley stała się jaskrawoczerwona. Spojrzeliśmy po sobie z Harrym i pośpiesznie nabraliśmy po porcji zupy, tak głośno uderzając łyżkami o talerze, jak kule w kręgielni.

— Dygotka — wyszeptała skonfundowana pani Weasley do szpary w drzwiach.

— Zgadza się — rzekł pan Weasley. — Teraz możesz mnie wpuścić.

Pani Weasley otworzyła drzwi, wpuszczając męża, szczupłego, łysiejącego rudowłosego czarodzieja, noszącego okulary w rogowej oprawie i długą, zakurzoną pelerynę.

— Wciąż nie rozumiem, dlaczego my musimy przechodzić przez to za każdym razem, gdy ktoś przychodzi do domu — powiedziała wciąż jeszcze zaczerwieniona pani Weasley, pomagając jednocześnie mężowi zdjąć pelerynę.

Sądzę, że Śmierciożercy mogliby wymusić odpowiedź, zanim zaczęliby podszywać się pod ciebie.

— Wiem, moja droga, ale to procedura Ministerstwa, a ja muszę dawać przykład. Coś dobrego tu pachnie — zupa cebulowa?

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz