Kiedy stanęłam przed drzwiami mieszkania matki Lorenzo, spodziewałam się, co mogę zastać w środku. Widok był typowo włoski – ot, kilka budynków przyległych do siebie, niegdyś zapewne w różnych kolorach. Teraz od ścian odpadał tynk, a samo miejsce wyglądało na ruinę. Ciężko było uwierzyć, że ktoś w ogóle może tam mieszkać. Starałam się nie dać po sobie poznać jak bardzo zszokowana byłam tym widokiem, zwłaszcza że – co by nie mówić – sama żyłam w zgoła innych warunkach i już stan mieszkania, w którym obecnie pomieszkiwałam był dla mnie nieco ekstremalny.
Mimo to, kiedy Lorenzo rzucił na mnie okiem, uśmiechnęłam się pokrzepiająco i potarłam jego plecy, starając się w ten sposób dodać mu otuchy. Weszłam za nim do budynku i starałam się panicznie nie rozglądać wokół siebie, skupiając natomiast na podążaniu za chłopakiem. Korytarz miał wylaną betonem podłogę i to w zasadzie tyle – co najwyżej gdzieniegdzie na ścianie wisiały jakieś tanie malunki widoków. Wkrótce z jednego z pomieszczeń po lewej stronie usłyszeliśmy cichy szloch. Ruszyliśmy w tamtym kierunku i za moment dostrzegliśmy kobietę, skuloną na podłodze. Lorenzo momentalnie do niej doskoczył, a ja objęłam spojrzeniem to, co wokół nas. Pokój był pełen starych, zniszczonych mebli, które w dodatku były w większości powywracane, jakby przeszedł tamtędy huragan. Kobieta zaczęła płakać jeszcze głośniej, kiedy zobaczyła Lorenzo, teraz kucającego przy niej i tulącego ją do swojej piersi. Wyglądała na młodą osobę, choć bardzo zmęczoną – na pewno musiała urodzić go jeszcze w nastoletnim wieku. Mogłaby być ładna, gdyby nie to, jak bardzo była zniszczona przez życie, które musiała prowadzić. Nie sądziłam, że brała narkotyki ze swoim partnerem, ale gdy dzielisz swoją codzienność z tego typu osobą, to odciska na tobie piętno. Na niej było ono bardzo widoczne.
Nie rozumiałam, o czym rozmawiali. Mówili szybko, rozemocjonowanymi głosami – choć zapewne nawet ślimacze tempo rozmowy niewiele by mi pomogło. Stałam w progu pomieszczenia, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę i oplatając się ramionami. To było dość niezręczne, bo czułam, że to wszystko było dla nich na tyle intymne, że nie powinnam w tym uczestniczyć. Czułam się jak intruz. W pewnym momencie zarówno Lorenzo jak i jego matka przenieśli na mnie swoje spojrzenie. Chłopak powiedział do niej jeszcze kilka słów, a ona w końcu pokiwała głową. Później pomógł jej wstać i zaczął pakować jakieś przedmioty, rzucając w moim kierunku:
- Podobno nie chciała mu dać pieniędzy na kolejną działkę, więc zdemolował mieszkanie. Poza tym ją trochę popchnął, ale nie pobił.
Brzmiał na wypranego z emocji, tak jakby przeżywał to już miliony razy. Znałam ten stan aż zbyt dobrze – nie dało się przejmować tego typu akcjami, kiedy przydarzały ci się średnio dwa razy w tygodniu. Był zahartowany – i to było absolutnie przerażające. Westchnęłam ciężko i podeszłam do niego.
- Co mam pakować? – rzuciłam, wyjmując mu z dłoni torbę, do której wszystko ładował. – Idź do niej, przecież ja z nią nawet nie pogadam.
Przez chwilę mnie obserwował, tak jakby chciał zaoponować, ale szybko się poddał.
- Cokolwiek, co jej może być potrzebne. Pewnie wróci do niego jutro, ale gdyby jednak zmieniła zdanie... - nie musiał dokańczać. Dokładnie znałam tę chorą nadzieję tlącą się w tyle głowy.
Skinęłam i zabrałam się za pakowanie wszystkiego, co wpadło mi w ręce i wydawało się być sensowne. On natomiast podszedł do swojej matki i za moment usłyszałam jak znów rozmawiają podniesionymi głosami – Włosi mówili tak przez większość czasu, więc nie wiedziałam nawet, czy ta rozmowa odbywa się w przyjaznym tonie czy wręcz przeciwnie. Wkrótce stanęłam pośrodku pokoju, rozglądając się za tym, co mogłam jeszcze pominąć. Poczułam palce chłopaka na swoim ramieniu i usłyszałam jak mówi:
CZYTASZ
Confusione
RomanceTo nie jest historia miłosna - dobrze wiesz, że takie zawsze mają dobre zakończenie. To historia o najciemniejszych stronach miłości i o tym, że nie zawsze wygląda ona tak, jak sobie chcielibyśmy ją wyobrażać. To historia o przyjaźni, miłości, zawod...