- Jak się czujesz? – usłyszałam głos Nel w słuchawce po przyłożeniu zimnego telefonu do ucha.
- Jak by mnie przejechał tramwaj, a co? – odpowiedziałam zaspanym głosem przecierając oczy.
- Przyjdziesz dziś za mnie do pracy? – zanim zdążyłam się odezwać dodała – pomyślałam, że może masz ochotę się czymś zająć. Aniela jest jeszcze na zwolnieniu, a ty nie wychodzisz z domu od tygodnia. – Zamilkła na chwilę, prawdopodobnie upewniając się, że moja „sytuacja" trwa już 8 dni. – Potrzebuję zastępstwa ASAP.
Wzięłam głęboki oddech i dłuższą chwilę rozmyślałam nad odpowiedzią. Czy unikając wszystkiego i wszystkich sprawię, że moje problemy staną się mniej rzeczywiste? Czy może jednak najwyższy czas wziąć się w garść i spróbować wrócić do normalnego życia choć w najmniejszym stopniu? Dałam sobie i tak wystarczająco dużo wolnego jak na prowadzenie własnego biznesu, nie mogę pozwolić, żeby wysypała mi się kolejna rzecz, którą kocham.
- Na którą mam być? – zapytałam z nadzieją, że nie popełniam błędu wychodząc z łóżka.
- Na 11?
- 11:30 – spojrzałam na zegarek jednocześnie zapinając go na lewym nadgarstku, wskazywał 10:20.
Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Nie chcąc nikogo wystraszyć swoimi sińcami pod oczami zrobiłam makijaż jednocześnie dodając trochę koloru szarej i zmęczonej cerze. Pospiesznie ułożyłam wysuszone włosy i zmierzyłam się z największy problem, który pojawił się przy szafie, gdy okazało się, że większość ubrań czeka w kolejce do pralki. Nie mając wielkiego wyboru założyłam jedyne czyste dżinsy i biały sweter. Najpotrzebniejsze rzeczy wrzuciłam do torebki, wzięłam płaszcz i wyszłam zamykając za sobą drzwi.
Przywitało mnie ciepłe marcowe słońce i świeży powiew wiatru, a następnie pusty bak – zapomniałam zatankować – tydzień temu. Każdemu może się zdarzyć, zwłaszcza osobie pogrążonej w swojej beznadziejności. Niestety było za późno, aby w drodze zajechać na stację, a paliwa nie starczy, aby dojechać do kwiaciarni. Tak więc wysiadłam i poszłam na tramwaj. Oby mnie nie przejechał.
Po 20 minutach byłam już przed kwiaciarnią i uświadomiłam sobie co zrobiłam. 8 marca. Dzień kobiet. Kolejka ustawiała się już na chodniku, bo małe pomieszczenie kwiaciarni nie było w stanie pomieścić tylu osób, w tym przypadku mężczyzn.
- Jak dobrze, że już jesteś! – krzyknęła Nel, gdy weszłam do środka – Tymek jest chory, a mojej mamie coś wypadło i muszę się nim zająć. – Tłumaczyła w pośpiechu pakując bukiet białych róż.
Nel była jedną z najbardziej pozytywnych osób w moim życiu, dobra energia aż rozsadzała ją od środka zarażając przy tym wszystkich w pobliżu. Miała proste blond włosy, które sięgały jej do ramion, nad niebieskimi oczami unosił się gęsty wachlarz mocno wytuszowanych rzęs i pełne usta po kilku uzupełnieniach kwasem hialuronowym, na których zawsze był uśmiech. Zaprzyjaźniłyśmy się już pierwszego dnia studiów, gdy obie spóźnione wparowałyśmy na wykład dla studentów pierwszego roku. Od tamtego czasu jesteśmy jak siostry, co każdy o nas myśli, gdy nas poznaje, głownie ze względu na nasze blond włosy i podobną budowę ciała. Nel nawet po ciąży udało się zachować zgrabną sylwetkę.
- Może czas, żeby ojciec się nim zajął. – rzuciłam jak idiotka dobrze wiedząc, że to nierealne. Nel tylko spojrzała z rozgoryczeniem w oczach, po czym wzięła swoje rzeczy i wyszła nim zdążyłam się odezwać. Może to i lepiej, nie powinnam się wcale odzywać. To, że ja czuję się beznadziejnie nie powinno psuć humoru innym, a zwłaszcza najbliższych mi osób, którym na mnie zależy i martwią się o mnie.
Po dwóch godzinach sztucznego uśmiechu i życzenie wszystkim zakochanym facetom miłego dnia, nadeszła chwila spokoju. Zrobiłam sobie kawę na zapleczu i usiadłam z książką na fotelu przy ladzie. Nim zdążyłam dotknąć ustami kubka drzwi otworzyły się. To by było na tyle z przerwy. I ciepłej kawy.
- W czym mo... – nim zdążyłam dokończyć pytanie wściekły klient rzucił mi bukiet róż na ladę.
- Jak pani może być tak niekompetentna?! Czy to takie trudne napisać liścik i włożyć go w odpowiedni bukiet?! – około 28-letni, wysoki brunet domagał się wyjaśnień, niestety nie mogłam zaspokoić jego ciekawości, bo nie przypominam sobie bym dziś go obsługiwała.
- Proszę na mnie nie krzyczeć i wyjaśnić o co chodzi. – starałam się zachować spokój i odnaleźć w sytuacji, w której ktoś na mnie krzyczy.
- Kupiłem dziś u was dwa bukiety, jeden z tulipanów i drugi ten – wskazał gestem ręki na zniszczone czerwone róże – w tulipanach miał być liścik zapraszający na obiad o 13, a w różach na kolację o 19. Proszę wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy obie przyszły na 13. – opowiedział wściekły a ja nie mogłam się nie zaśmiać na końcu. Niemalże zabił mnie za to wzrokiem.
- Jakby pan żył uczciwie to by nie było żadnego problemu. – Był to mój pierwszy dzień od rozstania, który spędziłam poza domem i od razu zostałam rzucona na głęboką wodę. Nie wytrzymałam i musiałam jeszcze dodać – Może powinien pan podziękować naszej kwiaciarni za rozwiązanie problemów.
- Jak możesz, pracujesz tu bez perspektyw na lepszą pracę i masz czelność odzywać się w ten sposób do stałego klienta? – Przeczesał palcami włosy, żeby trochę ochłonąć po czym dodał spokojniej - Lepiej się zachowuj, bo mogę sprawić, że stąd wylecisz. – wsadził ręce do kieszeni materiałowych spodni odsłaniając przy tym białą koszulę, która była poplamiona prawdopodobnie czerwonym winem, gdy uświadomił sobie na co patrzę natychmiast naciągnął z powrotem płaszcz.
- Och, przepraszam, nie wiedziałam, że przeszliśmy na ty – obdarowałam go jeszcze sztuczniejszym uśmiechem niż raczyłam klientów przez ostatnie ponad dwie godziny – nie wiedziałam też, że masz możliwość zwolnić właścicielkę.
- Nie zostawię tak tego. – dodał ze spokojem, w pełni świadom, że wyprowadził mnie z równowagi.
- Zapomniałeś kwiatów! – zawołałam, gdy zaczął zbliżać się do wyjścia. Nie chciałam dawać mu satysfakcji z tego, do jakiego stanu mnie doprowadził, ale byłam nadal zbyt rozbita, żeby sobie z tym lepiej poradzić.
- Zachowaj dla siebie, podejrzewam, że to jedyne co dziś dostaniesz. – i wyszedł wbijając ostatnią szpilkę.
Stłumiłam płacz i posprzątałam zmarnowane róże, te które nie zgubiły płatków ułożyłam w wazonie, nie zasłużyły sobie na taki los. Wylałam kawę i nalałam sobie wody. Gdy ochłonęłam zaczęłam sprawdzać w laptopie dzisiejszą listę zamówień, żeby przygotować resztę zamówionych bukietów. Przeglądając zamówienia już odebrane zauważyłam bukiet tulipanów i róż, które odbiór miały odznaczony przed 10. Nie ja przygotowałam ani sprzedałam te bukiety, tylko Nel, co też nie zmienia faktu, że szanowny pan mógł się pofatygować i przy odbiorze sprawdzić oba liściki, skoro prowadzi podwójne życie, powinien się lepiej pilnować.
Po 18 przekręciłam tabliczkę na drzwiach na „zamknięte" i zabrałam się za sprzątanie.
- Już zamknięte - powiedziałam, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
- Wiem, widziałem tabliczkę, ale światło się świeciło. – wrócił kochaś.
- Jak masz zamiar dalej mnie obrażać to lepiej od razu wyjdź. – stanęłam na wprost niego, ściskając w dłoni mop, jakby miał mnie ochronić przed tym co mnie zaraz czeka.
- Chciałem tylko powiedzieć, że możecie zacząć się już pakować, bo nowy właściciel może mieć inne plany co do tego miejsca. - uśmiechnął się bezczelnie i wyszedł. Tak po prostu.
Usiadłam i zaczęłam płakać. Tak po prostu.
CZYTASZ
White Peonies
RomanceEliza ma niemalże idealne życie, które z dnia na dzień przestaje nim być, gdy miłość jej życia postanawia ją zostawić. Chęci do życia daje jej kwiaciarnia, którą prowadzi wspólnie z przyjaciółką, choć i to staje pod znakiem zapytania.