Rozdział 11

8 1 0
                                    

Miałam niecałe 24 godziny do wyjazdu i potrzebowałam pilnie udać się na zakupy, z racji, że poniekąd Nel mnie namówiła na niego, jej obowiązkiem było mi towarzyszyć w wyprawie po sklepach.

Przed wyjściem rzuciłam okiem na swoją szafę, aby wiedzieć czego potrzebuję. Prawdopodobnie najbardziej wymagającym punktem dzisiejszego dnia będzie znalezienie idealnej sukienki na bankiet. Kupno w sieciówce odpadało, bo po pierwsze nie ma co liczyć, że w kolekcji wiosennej będą suknie wieczorowe, a po drugie nie mogłam udawać partnerki Leona w sukience za trzy cyfrową kwotę.

- Mam już dość. – opadłam na krzesło w Costa Coffee i postawiłam na podłodze wszystkie torby z zakupami, w których posiadanie weszłam w ciągu ostatnich dwóch godzin.

- Oj nie przesadzaj, udało nam się kupić prawie wszystko. – Odpowiedziała Nel odstawiając na krzesło obok swoją torbę z Zary i mniejszą z Tezenis. – Idę zamówić. – Zakomunikowała i ruszyła w stronę kasy.

Podczas nieobecności przyjaciółki, która stała w kolejce po kawę wyciągnęłam telefon i zerknęłam na listę, według której potrzebowałam kupić jeszcze tylko kilka kosmetyków i leków i przede wszystkim sukienkę. Odwiedziłam kilka bardziej prestiżowych sklepów, ale niestety o tej porze roku ciężko cokolwiek dostać, ale nie poddawałam się i miałam w zanadrzu jeszcze kilka miejsc, do których planowałam zajrzeć.

- No i widzisz, nie ma jeszcze 13:00 a ty już masz kupione wszystko na wakacje. – Mówiła z entuzjazmem Nel, gdy wsiadłyśmy do samochodu. – Weźmiesz ode mnie to co chciałaś i możesz zacząć się pakować! – Wydawała się być bardziej podekscytowana moim wyjazdem niż ja sama.

- Nie wierzę, że to robię. – Przyznałam opuszczając parking galerii. – Moje życie od miesiąca to niezły rollercoaster, mam nadzieję, że po tym wyjeździe już wszytko się uspokoi. Sytuacja z kwiaciarnią będzie opanowana, ja trochę odżyję od wysokiej dawki witaminy D3, a moje serce uleczą drinki z baru przy basenie.

- Tylko nie przywoź tu żadnego Hiszpana! – Powiedziała stanowczo Nel – No chyba, że dla mnie też! – dodała żartując.

Odwiozłam Nel do domu i pożyczyłam od niej kilka letnich sukienek, niestety większość była na mnie zbyt obszerna w biuście, który Nel po ciąży określiłabym jako zjawiskowy. Zjadłam obiad z poprzedniego dnia i przystąpiłam do misji pt. pakowanie walizek. W wytycznych dostałam informację, że mogę zabrać dużą walizkę do 30 kg oraz małą do 10 kg.

Po dwóch godzinach, wkładania i wyjmowania różnych części garderoby do walizki i z walizki, mogłam moje poczynania określić jako zadowalające. Pozostało mi jedynie poinformować rodziców o moim spontanicznym wyjeździe. Nie mogłam im powiedzieć wprost co jest jego powodem, bo nie byliby zachwyceni i prawdopodobnie odwodziliby mnie od tego pomysłu. Zdecydowałam, że powiem im, że po prostu potrzebowałam zmiany otoczenia i klimatu. Może po powrocie powiem im jak było, ale na pewno nie teraz.

Długo zastanawiałam się co powinnam założyć na podróż, biorąc pod uwagę różnice temperatur i długość lotu, który miał trwać 6 godzin. Zdecydowałam się na jasnobeżowy komplet leginsów i topu, a do tego nieco ciemniejszą bluzę i na wierzch trencz a na stopy białe conversy za kostkę. Do czarnej shopperki spakowałam dokumenty, przezroczysty woreczek z kilkoma najpotrzebniejszymi kosmetykami, książkę i słuchawki. Walizki leżały otwarte w salonie czekając na kosmetyczkę i kilka innych rzeczy, które dopakuję rano. Gdy już wszystko miałam przygotowane na kolejny dzień poszłam pod prysznic, spod którego usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Byłam przekonana, że dzwoni Nel, aby zapytać o to czy jestem już spakowana, dlatego nie śpieszyłam się z oddzwanianiem i w spokoju dokończyłam wieczorną pielęgnację. Gdy kończyłam nakładać krem telefon ponownie się odezwał.

- Ależ ona jest niecierpliwa! – powiedziałam sama do siebie i ruszyłam za dźwiękiem. – Już za mną tęsknisz? – Zażartowałam.

- A powinienem? – Usłyszałam zdezorientowany męski głos.

Natychmiast podskoczyłam przerażona i odsunęłam telefon od twarzy spoglądając na wyświetlacz. „Leon".

- Cholera jasna... - zaklęłam pod nosem. Chyba nie mogło być bardziej niezręcznie przed wspólnym tygodniowym urlopem.

- Obudziłem cię?

- Tak... yyy nie, nie - zaczęłam powoli się jąkać – wybacz myślałam, że dzwoni ktoś inny. – Zupełnie nie spodziewałam się usłyszeć go po drugiej stronie, zwłaszcza o tak późnej porze.

- Chciałem tylko zapytać czy nie zrezygnowałaś.

- Liczyłeś, że tak się stanie?

- Skądże, nie mogę się doczekać aż się bliżej poznamy. Do zobaczenia o 7.

Chciałam się upewnić, że wie, gdzie mieszkam, ale po raz kolejny zakończył rozmowę bez uprzedzenia i nie dał mi szansy na wypowiedzenie ani jednego słowa. Zresztą, jeśli nie dojedzie do 7 to po prostu wezmę taxi, co w sumie wydaje się lepszą opcją, wystarczy, że będziemy w tym samym samolocie przez 6 godzin. O nie. Nie. Nie nie nie. Czy dostaniemy miejsca koło siebie? Czy przez 6 godzin będę skazana na tego człowieka? Jeśli tak, to mam nadzieję, że nie dostanę miejsca przy wyjściu awaryjnym, bo w jego towarzystwie może się ono okazać bardziej atrakcyjne. 

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz