Rozdział 7

12 1 0
                                    

2 tygodnie temu

- Wczoraj wieczorem spakowałem swoje rzeczy – mówił niezłamanym głosem jakby nic takiego się nie stało – jeślibyś czegoś potrzebowała – zamilkł schylając się po torbę – ja... ja zawsze będę... tylko w inny sposób – każdym kolejnym słowem deptał moje rozbite serce.

- Czyli wszystko miałeś już zaplanowane? – zapytałam spoglądając na torbę, którą trzymał.

- To nie tak.

- A jak? – chciałam wstać i wyrzucić z siebie wszystko co w tym momencie czułam i myślałam o nim, ale nie potrafiłam nawet podnieść głosu, bolało mnie serce i czułam, jak tracę siły.

- Nie chciałem tego – spuścił wzrok jakby bał się spotkać mój – tak będzie lepiej... zaufaj mi. – podszedł do stolika, który stał przy kanapie, na której siedziałam i odłożył na niego klucze od mojego mieszkania po czym ruszył w kierunku drzwi. Nie byłam w stanie w żaden sposób zareagować, ruszyć się, byłam jak sparaliżowana i zupełnie zdezorientowana. – Żegnaj Lizi – w końcu na mnie spojrzał a następnie zniknął za drzwiami.

Chwyciłam wazon z zasuszoną gipsówką i cisnęłam nim w miejsce, w którym stał trzy sekundy temu. Wyłam z bólu jaki mi właśnie zadał, po dwóch latach, mogłoby się wydawać idealnego, związku on wszystko zakończył nie wysyłając mi uprzednio żadnych znaków czy podając jakichkolwiek powodów ku temu. Nasz związek okazał się nie być dla niego na tyle poważny co dla mnie, skoro sam podjął decyzję o rozstaniu, nie podejmując żadnych rozmów ze mną na ten temat.

Ból jaki przeszywał moje ciało był nie do zniesienia, nie byłam w stanie sama sobie z nim poradzić, odnalazłam telefon i wybrałam numer Nel, po czym zupełnie mnie odcięło.

- Liz! – usłyszałam wołanie przyjaciółki, które nieco ściągnęło mnie z powrotem na Ziemię. – Hej, mała obudź się – poczułam jak delikatnie mną potrząsa i zgarnia włosy z mojej twarzy – nic ci nie jest? – oprzytomniałam na tyle by wyczuć w jej głosie przerażenie. – Cholernie mnie przestraszyłaś – powiedziała, gdy w końcu otworzyłam oczy.

- Nel – wydusiłam z siebie jej imię po czym dotarło do mnie co się przed chwilą wydarzyło i ponownie się rozpłakałam.

- Gdzie jest Niko? – rozejrzała się po mieszkaniu zatrzymując wzrok na potłuczonym wazonie – Lizi mów do mnie do cholery – ujęła moją twarz w ręce i zmusiła żebym spojrzała jej w oczy, żeby mieć pewność, że ją słyszę.

- Zostawił mnie – powiedziałam dławiącym głosem ledwo widząc twarz przyjaciółki przez zalane łzami oczy.

Teraz 

Od 15 minut siedziałam w samochodzie i wypłakiwałam oczy setny raz w ciągu dwóch tygodni. Nie mogłam wymagać od siebie, że w ciągu kilkunastu dni zapomnę i będę szczęśliwa, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, co wywróciło moje życie do góry nogami. Był częścią mojego życia, dzieliliśmy wspólną przeszłość i planowaliśmy razem przyszłość, dla mnie to znaczyło bardzo dużo, a jak się okazało dla niego nie więcej niż kariera.

Wyciągnęłam chusteczki i próbowałam ratować swój makijaż, niestety pozbycie się przekrwionych oczu było o wiele trudniejsze. Wrzuciłam kierunek i opuściłam pusty parking zmierzając w stronę kwiaciarni.

Na szczęście udało mi się zdążyć przed czasem. Nel starannie posegregowała kwiaty, które przywiozła z giełdy zatem mogłam w spokoju wypić kawę, która zdążyła już wystygnąć.

Na dziś zamówień nie było zbyt wiele, pierwszy odbiór był na 13:30, więc miałam jeszcze sporo czasu, aby przygotować kompozycje. Gdy wyrzuciłam już pusty kubek po kawie spojrzałam w lustro licząc, że moje oczy nieco zbladły. Nic bardziej mylnego. Poszłam na zaplecze w celu poszukiwań kropli do oczu, które w kwiaciarni były bardzo potrzebne, zbyt duża ilość intensywnych zapachów kwiatowych drażniła wrażliwe oczy Nel, przez co w każdej szafce można było znaleźć jakieś opakowanie kropli do oczu. Gdy już zakropiłam jedno oko usłyszałam, że ktoś szarpie za klamkę, zapomniałam otworzyć drzwi, gdy już wybiła 10:00, na oślep wycelowałam w drugie oko i sięgnęłam po chusteczkę, aby pozbyć się nadmiaru kropli i ruszyłam w stronę drzwi.

- Dzień dobry, zapraszam – powitałam z uśmiechem pierwszego klienta, którego widziałam jak przez mgłę, otwierając mu szeroko drzwi.

- Już myślałem, że będziesz zawijać interes. – usłyszałam niezbyt miły znajomy głos. Już chciałam zapytać o co chodzi, gdy krople się wchłonęły i świat ponownie nabrał ostrości. Stał przede mną z lekkim uśmiechem i teczką w dłoni.

- Nie rozumiem – odpowiedziałam zdezorientowana bez żadnych emocji.

- Przyniosłem ci coś – wyciągnął ku mnie jakieś dokumenty, które wyjął z teczki.

- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na „ty" – skrzywiłam się i wzięłam od niego kilka kartek A4. – Ale jak to ... - powiedziałam cicho pod nosem, niedowierzając co czytam. – Nie możesz, nie masz prawa. – zaczęłam na niego syczeć.

- Tak się składa, że mam, bo jestem właścicielem całej kamienicy. – mówił z wyższością w głosie.

- Do stycznia nie możesz nas stąd wyrzucić. – starałam się z całych sił, żeby głos mi się nie złamał.

- Jeżeli masz czas, pieniądze i prawników to się zgadzam, natomiast jeśli chcesz się mierzyć ze mną i moimi możliwościami to nie wiesz na co się piszesz. – małe pomieszczenie kwiaciarni ledwo było w stanie pomieścić jego ego i pewność siebie, która powoli zabijała resztki mojej.

Zapewne większość kobiet mdleje przy pierwszym kontakcie z nim, bo niestety, ale trzeba mu przyznać, że jest atrakcyjny. Jego marynarka ciasno opinała jego mięśnie, niesforne blond kosmyki włosów opadały mu na czoło, a twarz miał jak z okładki, była niemalże perfekcyjna, ciemna oprawa oczu, wyraźnie zarysowana szczęka i kości policzkowe, jeśli istnieje ideał kości policzkowych, to prawdopodobnie on jest ich właścicielem. Gdyby nie jego odpychający charakter i paskudna osobowość mogłabym się kiedyś z nim umówić, oczywiście nie w mojej obecnej sytuacji uczuciowej.

- Oczywiście nie jestem aż takim dupkiem, żeby wyrzucać cię już dziś, dlatego daję ci czas do końca miesiąca. – w jego głosie było już mniej wyższości, stał się bardziej neutralny. – Jakbyś miała jakieś pytania czy wątpliwości – podał mi swoją wizytówkę, gdy nie wyciągnęłam po nią ręki odłożył ją na ladę – na smsy nie odpisuję.

- O jaki jesteś wielkoduszny – odłożyłam dokumenty na ladę i spojrzałam na niego – i co będziesz z tego miał? Świadomość, że wygrałeś? – Zaczynałam być coraz bardziej ofensywna - Tylko, że ja z tobą nie konkurowałam. Nic ci nie zrobiłam, a ty chcesz dla zabawy uprzykrzyć mi życie i prawdopodobnie zniszczyć coś, co budowałam przez długi czas, wkładając w to wiele pracy i całe serce. – Poczułam, że zaczynam się rozpadać. – Idź już. – Musiałam jak najszybciej zakończyć tą rozmowę, bo inaczej rozpłakałabym się przed swoim wrogiem, a na to nie mogłam pozwolić.

Popatrzył na mnie jakby chciał coś powiedzieć, ale się nie odezwał. Odwrócił się i ruszył do wyjścia, sięgnęłam szybko do kieszeni po chusteczkę i zaczęłam łapać łzy, które zaczęły mnie zalewać. Gdy był już przy drzwiach odwrócił się i spojrzał na mnie, ale gdy zauważył, że płaczę szybko wyszedł.

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz