Rozdział 13

4 1 0
                                    

2 lata temu

Po wyjściu ostatniego klienta o 18:03 przekręciłam tabliczkę na drzwiach na „zamknięte" i jak zwykle zabrałam się za sprzątanie. W końcu mogłam się trochę poruszać i nieco ogrzać, zimą staramy się nie szaleć z ogrzewaniem ze względu na kwiaty. Gdy ustawiałam już umyte wazony na równie czystej podłodze usłyszałam za sobą dźwięk otwieranych drzwi i znajomy głos.

- Dobry wieczór – odwróciłam się i ujrzałam zielononiebieskie oczy, poczułam, jak przeszedł mnie prąd. – Nie przeszkadzam? – Zapytał nie widząc z mojej strony żadnej reakcji.

- Dobry wieczór – wyprostowałam się i odwróciłam w jego kierunku. – Nie, właśnie skończyłam sprzątać. – Gestem ręki wskazałam na pomieszczenie, jakbym chciała mu zaprezentować efekty trzydziestu minut mycia i zamiatania. – Potrzebujesz czegoś? – Zapytałam chcąc poznać cel jego ponownej wizyty.

- Chciałem podziękować za bukiet – uśmiechnął się i nieco zbliżył w moim kierunku. – Mama była zachwycona.

- Bardzo się cieszę. Nic nie przynosi większej satysfakcji z pracy niż zadowoleni klienci. – wyznałam szczerze.

- Masz może ochotę na gorącą czekoladę? – zaskoczył mnie tą propozycją, co zapewne dostrzegł po mojej minie, bo od razu dodał – To znaczy... nie teraz... kiedyś na przykład – zaczął szukać wyjścia z sytuacji.

- A czemu nie teraz? – W jego oczach dostrzegłam zaskoczenie. – Strasznie dziś zmarzłam i z chęcią napiję się gorącej czekolady. – Zebrałam resztę swoich rzeczy i założyłam kurtkę – Idziemy? – zapytałam a mój rozmówca skinął głową otwierając przede mną drzwi.

- Powinienem się chyba najpierw przedstawić – zauważył, gdy przekręcałam klucz w drzwiach. Poczekał aż stanę naprzeciw niego i wyciągnął rękę w moim kierunku – Nikodem.

- Liz – uścisnęłam jego dłoń i poczułam po raz kolejny tego dnia prąd przechodzący po moim ciele.

Udaliśmy się do najbliższej kawiarni, pomimo, że Nikodem nie budził we mnie żadnego niepokoju, to był nieznajomym i nie chciałam z nim wypuszczać się nigdzie dalej, czego on sam też nie proponował.

- Dziękuję. – Podziękowałam Nikodemowi, który wziął ode mnie kurtkę, aby odwiesić ją na wieszak.

Zajęłam miejsce przy stoliku, który wskazał nam kelner, na szczęście w piątkowy wieczór znalazł się stolik dla dwójki nieznajomych. Gdy Niko wrócił i zajął miejsce naprzeciw mnie, czułam, że powinnam pierwsza podjąć jakiś temat. Nie było to nic nowego, zazwyczaj miałam poczucie, że muszę się odezwać pierwsza, nieważne w jakiej sytuacji. Nie chodziło o niezręczną ciszę, nie przeszkadzała mi, ale wyobrażałam sobie, że moi rozmówcy mogą czuć się niezręcznie, a tego nigdy nie chciałam.

- Od dawna pracujesz w Białej Piwonii? – Wyprzedził mnie i sam zaczął rozmowę.

- Od samego początku jej otwarcia. – Uśmiechnęłam się pod nosem.

- To chyba długo? Nie za często bywam w tych okolicach, a w kwiaciarniach to już w ogóle. – Chciał coś jeszcze dodać, ale podszedł do nas kelner, aby zebrać zamówienie.

- No więc? – Zapytał unosząc jedną brew, gdy zamówiliśmy dwie gorące czekolady, jedną z bitą śmietaną, dla mnie oczywiście.

- Tydzień temu minął rok. – Powiedziałam z uśmiechem przypominając sobie nasze małe przyjęcie z okazji rocznicy otwarcia kwiaciarni. – To moja kwiaciarnia, prowadzę ją razem z przyjaciółką. – Wyjaśniłam.

- W takim razie wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy!

- Dziękuję bardzo – podziękowałam szczerząc zęby. – A ty czym się zajmujesz?

- Niestety moja praca nie jest tak kolorowa jak twoja, mówię oczywiście tylko o aspekcie wizualnym, bo nie wątpię, że jest to ciężka praca. – Zaimponował mi swoją wypowiedzią, bo wiele osób jest zdania, że praca w kwiaciarni to sama przyjemność i w ogóle nie jest wymagająca. A nie jeden raz w cięższych momentach miałam ochotę zatrudnić więcej pracowników, aby nie musieć samej tam pracować.

- No czasem mam dość. Zwłaszcza jak muszę tłumaczyć dziesięć razy w ciągu jednej godziny kilku klientom, że nazwa kwiaciarni, nie oznacza, że przez cały rok sprzedajmy piwonie. – Skrzywiłam się na wspomnienie odbytych rozmów, a niekiedy nawet kłótni.

- Wyobrażam sobie, praca z ludźmi jest naprawdę ciężka. Ja na całe szczęście nie mam z nimi zbytnio do czynienia, bo pracuję głównie przed komputerem. – Chwycił w dłoń kubek z gorącą czekoladą, którą niedawno przyniósł nam kelner. - Jestem programistą. – Powiedział i przechylił kubek.

- To pewnie robisz ciekawe rzeczy. – Zauważyłam. – Tu w Gdańsku pracujesz? – Zapytałam zajadając się bitą śmietaną.

- Nie, w Warszawie. – Słysząc, że mój nowo poznany rozmówca mieszka dalej niż się spodziewałam poczułam lekki smutek. – Ale chciałbym wrócić do Trójmiasta.

Spędziliśmy na rozmowie ponad 3 godziny, była to najprzyjemniejsza rozmowa z przedstawicielem płci przeciwnej od bardzo długiego czasu i o wiele bardziej to przypominało randkę, niż inne spotkania z facetami, które dotąd miały nią być. Niko odprowadził mnie z powrotem pod kwiaciarnię, gdzie miałam zaparkowany samochód.

- Spotkamy się jeszcze? – Zapytał, gdy szukałam kluczy w torebce.

- Jeśli pytasz o mój grafik, żeby trafić na mnie w pracy, to najbliższy pracujący dzień mam w środę. – Wyciągnęłam kluczyk i wcisnęłam przycisk otwierający samochód po czym zaświeciły się światła. – Chyba, że pytasz o wolny dzień, aby się umówić poza kwiaciarnią, to możesz łatwo wywnioskować po mojej wcześniejszej wypowiedzi.

- Zostaję do niedzieli, zatem może jutro? – Zapytał z większą pewnością niż się spodziewałam. – Chyba, że to za szybko i powinienem odczekać trzy dni i dopiero do ciebie napisać i zaczekać, aż odpiszesz po dwóch dniach i ostatecznie umówimy się za miesiąc? – Zaśmiał się.

- O widzę, że czytamy te same poradniki. – Zażartowałam.

- Jutro o 18 na molo? – Zapytał już nieco poważniej. – Nadal zimą jest darmowy wstęp? – Ponownie obrócił swoją wypowiedź tak abym wybrzmiała żartobliwie. Zaśmiałam się i pokiwałam twierdząco głową.

- Super, to widzimy się jutro. – Szturchnęłam go delikatnie w ramię za to jak wmanewrował mnie w potwierdzenie jutrzejszej randki, choć nie miałam mu tego za złe, bo i tak bym się zgodziła.

- Do jutra. – Rzuciłam mu uśmiech pod tytułem „świetnie się dziś bawiłam" i wsiadłam do auta, a Niko ruszył dalej przed siebie.

Jadąc do domu niedowierzałam w to co się wydarzyło, poszłam do kawiarni z nieznajomym, który kilka godzin wcześniej kupił ode mnie bukiet, a po wszystkim zaproponował kolejne spotkanie za mniej niż 24 godziny. Wszystkim rozmyślaniom cały czas towarzyszyły motylki w brzuchu. Nie mogłam opanować swojej radości i musiałam o wszystkim powiedzieć Nel, dlatego zanim jeszcze przekroczyłam próg mieszkania wybrałam jej numer.

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz