Rozdział 12

5 1 0
                                    

Byłam tak podekscytowana wizją wakacji, że budzik o 6:00 nie był dla mnie problemem i wstałam już po pierwszym dzwonku. Nie miałam zbyt wiele czasu, aby rozmyślać nad tym co mnie czeka, nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać po samej relacji z Leonem. Jego wczorajszy telefon nie tyle mnie zaskoczył co wprowadził w konsternację. Nie czułam potrzeby budowania z nim jakiejkolwiek znajomości, wyjazd traktuję jak sprawę biznesową z bonusem, którym jest pobyt na Teneryfie. Jedyne czego się obawiałam to tego, że Leon ma na mnie w jakimś sensie haka, którym jest kwiaciarnia. Co do użycia go przeciwko mnie miałam pewność, że nastąpi prędzej czy później, pytanie tylko jak często będzie po niego sięgać.

Gdy skończyłam makijaż spakowałam kosmetyczkę i włożyłam ją do walizki, którą następnie zamknęłam i postawiłam przy drzwiach obok mniejszej walizki. Spojrzałam na zegarek, który znajdował się na moim lewym nadgarstku, dochodziła 6:50. Rozejrzałam się po mieszkaniu i upewniłam się, że zamknęłam wszystkie okna i wyłączyłam wszystko z prądu. W myślach sprawdziłam listę rzeczy, które powinnam zabrać, gdy już miałam pewność, że wszystko spakowałam wystawiłam bagaże na korytarz i opuściłam mieszkanie przekręcając za sobą klucz w dolnym i górnym zamku. Szarpnęłam drzwi, by upewnić się, że są zamknięte i ruszyłam w kierunku windy.

Opuszczając blok rzuciłam wzrok na zegarek, który wskazywał 6:58. Postanowiłam sobie, że poczekam do 7:05, jeśli się nie zjawi to zamawiam ubera.

Powietrze na zewnątrz było chłodne, pomimo słońca, które już świeciło jakiś czas. Mocniej ścisnęłam pasek trencza i założyłam ręce by się dogrzać. Nie przemyślałam tego, mogłam zaczekać na klatce przy wyjściu, gdy przestępowałam z nogi na nogę podjechał czarny samochód marki BMW. Kierowca wysiadł i otworzył bagażnik.

- Dzień dobry. – przywitał się - Pozwoli pani, że to wezmę. – Chwycił obie walizki i umieścił je w bagażniku, w którym znajdowały się już jakieś bagaże.

- Dzień dobry, dziękuję.

Gdy zamknął bagażnik podszedł do mnie i otworzył mi tylne lewe drzwi.

- Zapraszam. – Wskazał gestem ręki wnętrze samochodu.

Podziękowałam i zajęłam miejsce za kierowcą.

- Witaj. – Powitał mnie siedzący z mojej prawej Leon.

Miał na sobie kremową, lnianą koszulę, której kilka górnych guzików było rozpiętych, co było całkiem zjawiskowym widokiem. Beżowe spodnie w kant były jednocześnie eleganckie, ale też nieco mniej formalne, w porównaniu do jego innych stylizacji, które miałam okazję widzieć. Na fotelu przed nim była przewieszona marynarka pod kolor spodni, a na nogach miał mokasyny w odcieniu nieco ciemniejszego beżu niż spodnie i marynarka. Czarne włosy miał niby potargane, ale jednak starannie ułożone, przy czym kilka kosmyków spoczywało mu na czole.

- Cześć. – Przywitałam się i odłożyłam torbę na wycieraczkę. Wnętrze samochodu było tak czyste, jakby dopiero wyjechał z salonu. Moje Jasnobeżowe leginsy niemal zlewały się z kolorem tapicerki. Gdy to dostrzegłam spojrzałam jeszcze raz na to jak ubrany był Leon i ponownie na swój strój. Byliśmy ubrani w podobnych kolorach, pomimo, że on był w wersji bardziej eleganckiej, a ja sportowej to jakoś się to razem zgrywało i pasowało do siebie. My pasowaliśmy. To znaczy nasze ubiory do siebie pasowały.

- Musimy ustalić kilka rzeczy. – Zaczął a ja poczułam nagłą konieczność opuszczenia samochodu, który zmierzał na lotnisko. – Na Teneryfie możesz robić oczywiście wszystko co chcesz, ale nie możesz spotykać się z mężczyznami ani w żaden sposób z nimi flirtować. Wszyscy muszą uwierzyć w nasz związek. – Na razie nie brzmiało to najgorzej. – Będziemy mieć pokoje w innej części hotelu niż reszta pracowników, żeby nie widzieli, że mieszkamy osobno, ale pokoje będą obok siebie, żebyśmy mimo wszystko byli blisko. – Wydawał się być zupełnie naturalny, z lekkością przychodziło mu to o czym mówił, jakby minimum kilka razy w roku był w udawanym związku.

- Dobrze. – Wiedziałam, że nie mam wyboru co do tego, zresztą taka była umowa, więc nie miałam powodu, aby zmieniać jej warunki.

- Nie musisz obawiać się z mojej strony żadnych czułych gestów, ani niczego takiego, nie należę do osób, które w jakikolwiek sposób ukazują uczucia. – Niemalże poczułam z jego strony powiew chłodu. Nie liczyłam na nic z tych rzeczy, nawet ulżyło mi, że nie musimy sztucznie kreować wizerunku zakochanych, ale „nie należę do osób, które w jakikolwiek sposób ukazują uczucia"? Po tym zdaniu mogę być prawie pewna, że Leon Bielecki nie ukazuje uczuć, bo ich po prostu nie ma. – Jedynie położę ci kilka razy dłoń na plecach, aby zaznaczyć, że jesteś moja... moją partnerką. – Dodał z lekkim zająknięciem.

- A jak ktoś mnie o coś zapyta? – Czułam, że muszę się lepiej przygotować do roli. – Jak się poznaliśmy albo od kiedy jesteśmy razem? – Spojrzałam w jego stronę i czekałam aż opowie mi historię naszego związku.

- Poznaliśmy się rok temu, ale od miesiąca jesteśmy w POWAŻNYM związku. Tyle powinno wystarczyć, z nikim nie musisz wdawać się w jakiekolwiek rozmowy. – Nie liczyłam na żadną romantyczną historię, ale też nie spodziewałam się aż tak okrojonej wersji zdarzeń. Najwidoczniej towarzystwo, z którym mieliśmy przebywać nie wymaga zbyt wielu szczegółów.

Podróż na port lotniczy zajęła nam niecałe 20 minut, w trakcie których nie dowiedziałam się niczego nowego o Leonie, jedynie potwierdziły się moje wcześniejsze przypuszczenia. Nastrój wczorajszej rozmowy stanowczo odbiegał od atmosfery panującej w samochodzie, z jednej strony mi ulżyło, słysząc jego obojętność i neutralność w głosie, ale w jakimś stopniu poczułam się też zawiedziona. Nadal nie potrafiłam go rozgryźć, im dłużej o nim myślałam tym bardziej mnie intrygował.

Gdy kierowca wyjął nasze walizki z bagażnika i odjechał ruszyliśmy w stronę hali odlotów. Leon szedł przede mną ciągnąc w jednej ręce moją dużą walizkę razem ze swoją, a w drugiej niósł skórzaną torbę podręczną. Nawet wykonując tak prostą czynność był niezwykle elegancki i czarujący.

Przekraczając mury budynku przeszedł lekki dreszczyk, który towarzyszył mi zawsze przed lotem. Nie bałam się podróżować samolotem, ale sam fakt przebywania kilku czy nawet kilkunastu kilometrów nad ziemią przyśpieszał mi nieco puls. Sama okoliczność podróży też mnie nieco zestresowała, ale nie zamierzałam odpuścić. Przyspieszyłam kroku by dogonić Leona, który zmierzał nadać nasze bagaże.

- Coś nie tak? – Zapytał, gdy stanęłam obok niego przy okienku odprawy bagażowej, uważnie mi się przyglądając. – Chyba leciałaś już samolotem? – Delikatnie uniósł kącik ust.

- Wszystko w porządku. – Uśmiechnęłam się blado. – Oczywiście, że leciałam.

- Pozwolisz? – Zapytał Leon łapiąc za uchwyt mojej podręcznej walizki, gdy już nadaliśmy bagaże pod pokład i zmierzaliśmy na kontrolę bezpieczeństwa. Zgodziłam się kiwając delikatnie głową. 

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz