Rozdział 9

14 1 0
                                    

Ostatnie dni były bardzo wyczerpujące, stresujące i przemijały w ekspresowym tempie. Większość czasu spędzałam na szukaniu rozwiązania i sposobu na to, aby kwiaciarnia dalej funkcjonowała w dotychczasowym miejscu. W razie, gdyby moje starania okazały się nieefektywne, Nel poszukiwała nam nowego lokalu. Myślałam, że najtrudniejsze w zmianie miejsca może okazać się urządzenie i ewentualne wyremontowanie lokalu czy pozyskanie klientów w nowym miejscu, a okazuje się, że jest coś jeszcze trudniejszego – znalezienie W OGÓLE jakiegoś lokalu. Rozszerzyłyśmy obszar naszych poszukiwań, podwyższyłyśmy sufit cenowy i zaniżyłyśmy jakiekolwiek kryteria, a nadal niczego nie mogłyśmy znaleźć. Aniela brała za nas tyle dni, ile mogła, abyśmy w pełni mogły się skupić na ratowaniu naszego biznesu, ale sama też szukała pracy, w razie, gdyby żaden plan się nie powiódł.

Byłam już coraz bardziej zrezygnowana, miałam coraz mniej chęci i motywacji, ale się nie poddawałam, potrzebowałam jedynie chwili spokoju, żeby na moment zapomnieć o tym całym bałaganie i spędzić milej dzień, dlatego postanowiłam popracować dziś w kwiaciarni.

Przez te wszystkie zawirowania nie zwróciłam uwagi, że nadeszła już wiosna, a za rogiem czaiły się święta Wielkanoce. Aniela zadbała już o wystrój kwiaciarni, w oknach wisiały kolorowe pisanki a na ladzie siedział wielki różowy królik. W wazonach większość kwiatów stanowiły tulipany, które wykorzystałam w każdym bukiecie, który dziś przygotowałam.

Dochodziła 14:00, a ja przeglądałam na laptopie menu kolejnej restauracji, zastanawiając się co zamówić na obiad. Wszystkie zamówione kompozycje zostały już odebrane, ale co jakiś czas pojawiali się klienci. Gdy już zdecydowałam się na gnocchi z sosem parmezanowym, ktoś szarpnął za klamkę, podniosłam wzrok i już wiedziałam, że nie czeka mnie nic dobrego.

- Witaj. – uśmiechnął się do mnie powód moich ostatnich zmartwień.

- Czego znowu chcesz? – zamknęłam laptop i spojrzałam na Leona.

- Jak wam idzie pakowanie? – rozejrzał się po pomieszczeniu i wsadził ręce do kieszeni spodni. Ubrany był w idealnie skrojony garnitur. Zarówno spodnie jak i marynarka były jasnoniebieskie w ciemnoniebieską, szeroką kratę, białą koszulę miał jeszcze bardziej opiętą niż ostatnio, prawdopodobnie przez swoje ego nie mógł dopiąć ostatnich dwóch guzików. – Jak myślisz – widząc, że nie zamierzam odpowiedzieć na jego pytanie postanowił zadać kolejne – co powinienem tu zrobić? – przemieszczał się z miejsca na miejsce skupiając uwagę na ścianach, suficie, jakby naprawdę snuł plany co do tego miejsca. – Dobra – wyraźnie widząc, że nie zamierzam wdawać się z nim w dyskusję stanął naprzeciw mnie i spoważniał. – Mam dla Ciebie propozycję.

- Jaką? – Postanowiłam się odezwać, bo zamilkł, wyraźnie czekając na to aż coś powiem. Liczyłam, że jego propozycja może okazać się rozwiązaniem problemu.

- Odnowię z wami umowę dzierżawy pod jednym warunkiem. – Dostałam nagły przypływ entuzjazmu, ale nie mogłam tego okazać, bo ten socjopata mógł tylko sobie ze mnie żartować. Spojrzałam na niego pytająco, wolałam się nie odzywać, bo czułam, że stąpam po kruchym lodzie.

- Polecisz ze mną do Hiszpanii. – Parsknęłam śmiechem, ale on był całkiem poważny.

- W co ty grasz? – Nie wiedziałam już zupełnie co mam myśleć o tym człowieku ani jak go traktować.

- Jeśli się zgodzisz to jeszcze dziś podpiszemy nową umowę.

- Nie ma mowy, nigdzie z tobą nie polecę. – Nie było nawet opcji, żebym z tym człowiekiem wyszła na kawę, a co dopiero wybrała się za granicę.

- Rozumiem, że nie jest to codzienna propozycja, ale przemyśl to. – Przerwał na chwilę, gdy drzwi wejściowe się otworzyły i do pomieszczenia weszła starsza pani. - Wylot jest za dwa dni – poprawił spinkę w mankiecie koszuli - Jak się zdecydujesz to zadzwoń, masz mój numer. – Spojrzał na mnie i wyszedł z kwiaciarni.

Dla mnie odpowiedź od razu była jasna, nie zamierzałam mieć nic wspólnego z tym mężczyzną, nie miałam ochoty nigdzie z nim lecieć ani spędzać w jakikolwiek sposób z nim czasu. Natomiast zdanie Nel było zupełnie inne.

Od razu po zamknięciu kwiaciarni pojechałam do Nel, aby jej opowiedzieć o wizycie Leona. Byłam pewna, że zacznie się śmiać i skomentuje jego poczytalność, ale ona zamyśliła się na dłuższą chwilę.

- Ty naprawdę o tym myślisz! – Zarzuciłam jej, gdy milczała zbyt długo.

- A dlaczego nie? – zapytała upijając łyk herbaty.

- Bo nie polecę nigdzie z obcym facetem? – Nie sądziłam, że moja przyjaciółka będzie rozważać tą propozycję na poważnie.

- Przecież nie będziecie tam jedyni, jestem pewna, że Hiszpania to całkiem zaludniony kraj.

- Nel to nie jest śmieszne. – Wytknęłam jej, widząc, że nie widzi w tym nic złego czy niebezpiecznego.

- Liz jesteś dorosła, możesz sama lecieć do Hiszpanii i przypadkiem spotkać Leona w tym samym miejscu, spójrz na to z tej strony. – Niedowierzałam, że dla niej to była całkiem normalna i możliwa do akceptacji propozycja. – Przecież nie sprzeda cię na narządy. – Zażartowała.

- A jeśli tak? Nie znam go, nie polecę z nim nigdzie, nie mam żadnego powodu, żeby mu ufać. – Opinia Nel w tym temacie nieco mnie poddenerwowała.

- A powiedział ci coś więcej? W charakterze kogo miałabyś tam lecieć? – Pokręciłam głową. – No to może dopytaj? A potem podejmij decyzję. Ciężko rozważać coś, o czym nic nie wiesz. Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale to może być nasza szansa.

- Nie wiem sama. – Zaczynałam wątpić w swoje dotychczasowe stanowisko.

- Zresztą zbladłaś strasznie, przydałyby ci się wakacje. – Posłała mi szczery uśmiech.

Przez całą drogę do domu rozmyślałam o słowach Nel i o jej podejściu do całej tej sytuacji, jest moją przyjaciółką i nie chciałaby dla mnie źle, jeśli propozycja wyjazdu do Hiszpanii od nieznajomego wydałaby się jej niepokojąca od razu by skończyła temat.

Gdy weszłam do mieszkania pierwsze co to odnalazłam teczkę, w której znajdowała się wizytówka Leona Bieleckiego. Nie dając sobie ani chwili dłużej na zastanowienie napisałam SMS-a i zaadresowałam go na jego numer telefonu.

Ja: Proszę o więcej szczegółów. Eliza

Nie wiedziałam, jak powinnam się podpisać, znał mnie tylko z dokumentów, więc „Liz" odpadało. Gdy dłuższą chwilę telefon milczał przypomniałam sobie, jak któregoś razu powiedział, że nie odpisuje na SMS-y. Nie chciałam do niego dzwonić, ale nim się zorientowałam odebrałam przychodzące połączenie.

- Mówiłem, że nie odpisuję na SMS-y – mówił zdyszanym głosem, jakby dokądś biegł.

- Wiem, ja... – zacięło mnie i zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć.

- Wyślij mi swojego maila, moja asystentka prześle ci wszystkie informacje. – Na szczęście odezwał się szybciej niż bym chciała. Mówił zupełnie neutralnie, bez dotychczasowej wyższości. – Jakbyś miała jakieś jeszcze pytania, to zadzwoń za 40 minut jak skończę trening. – Oznajmił po czym bez żadnego pożegnania się rozłączył. 

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz