Rozdział 15

5 1 0
                                    

Rok i 10 miesięcy temu

- No halo? Słyszysz mnie czy nie? – Zapytałam wyraźnie już poirytowana ciągłym brakiem zasięgu.

- Tak, słyszę. – Na chwilę połączenie znowu się zawiesiło. – Dlaczego zawsze dzwonisz, jak wyjeżdżam z parkingu? – Zauważył z rozbawieniem.

- Nieprawda. Czyli rozumiem, że już jedziesz? – Zmieniłam temat.

- Tak, wyjeżdżam z biura. Zajadę do domu się przebrać i zabrać rzeczy i od razu po ciebie jadę.

- Dobra, ja też niedługo się zbieram, zapakuję jeszcze bukiet dla mamy i posprzątam.

Weekend majowy był już na wyciągnięcie ręki, zaplanowaliśmy, że spędzimy go u moich rodziców. Nie mieliśmy ochoty na żadne dalekie podróże, tylko na grilla i ognisko w ogrodzie. Nikodem świetnie dogadywał się z rodzicami, oni również go polubili, dlatego postanowiliśmy spędzić ten weekend razem, zwłaszcza, że Trójmiasto zaczęli wypełniać turyści.

- Spakowana? – Zapytał Nikodem przekraczając próg mojego mieszkania.

- Tak, możesz wziąć moją torbę a ja wezmę kwiaty. – Zarządziłam wskazując ręką na czarną torbę podróżną, która czekała przy drzwiach.

- Ktoś do ciebie dzwoni. – Zauważył Niko sięgając po mój telefon, który leżał na komodzie w korytarzu.

- Pokaż. – Wyciągnęłam rękę po telefon, który podawał mi chłopak. – To mama. – Oznajmiłam i odebrałam połączenie. – No co tam? – Zapytałam przykładając telefon do ucha. – Ojej aż tak?

- No niestety, myśleliśmy, że nam przejdzie, ale znowu tacie skoczyła gorączka. Nie chcielibyśmy was zarazić. – Tłumaczyła mama, powód, dla którego nie powinniśmy przyjeżdżać.

- Na pewno nie potrzebujecie, żebym przyjechała chociażby zrobić zakupy, czy coś ugotować?

- Nie ma potrzeby kochanie, wczoraj rano zrobiliśmy zakupy na cały weekend, nie ma opcji, że zjemy to w ciągu tygodnia. – Zaśmiała się mama. – Żałujemy, że nie spędzimy razem tego czasu.

- My też, ale masz rację, lepiej nie ryzykować. – Zgodziłam się z rodzicielką.

- Mam nadzieję, że miło spędzicie ten weekend, a za niedługo się spotkamy i nadrobimy grilla!

- Trzymamy was za słowo! Miałam taką ochotę na grillowane krewetki. – Powiedziałam posmutniałym głosem. - Dużo zdrówka dla was, jakbyście jednak czegoś potrzebowali to dzwońcie. – Upewniłam się, że mama wie, że może na mnie liczyć.

- Oczywiście. – Przytaknęła. – Bawcie się dobrze!

Odłożyłam telefon i spojrzałam na Niko, który już wywnioskował z rozmowy o co chodzi.

-Musimy jechać na zakupy. – Zakomunikowałam lekko się krzywiąc.

- Nie musimy – odpowiedział szukając czegoś w swoim telefonie. Po chwili podsunął mi jego ekran przed nos i powiedział z szerokim uśmiechem – Przepakuj kosmetyczkę i jedziemy na lotnisko.

- Co? Ale jak to? – Nie dowierzałam wpatrując się w bilety do Rzymu.

- Wylot jest za dwie godziny, kupować? – Chłopak upewniał się, że nie mam nic przeciwko.

Dałam sobie chwilę na analizę sytuacji, która nie wykazała żadnych przeciwwskazań do podróży do Włoch! – Oczywiście! – Krzyknęłam podekscytowana.

Na całe szczęście weekend majowy zapowiadał się dosyć ciepły i większość rzeczy, które spakowaliśmy bez problemu nadadzą się na słoneczne Włochy. Przepakowałam kosmetyki, aby bez problemu mogły znajdować się w bagażu podręcznym. Z uwagi na ilość dni, które tam spędzimy nie było potrzeby, aby brać dużą walizkę, zwłaszcza, że już nie zdążylibyśmy jej nadać. Po 10 minutach byliśmy już w drodze na lotnisko, podczas której zadzwoniłam do mamy, aby poinformować ją o naszym spontanicznym wyjeździe, bardzo się ucieszyła i zakomunikowała, że „zapraszają" nas z tatą na kolację do ich ulubionej restauracji niedaleko fontanny di Trevi. Jednocześnie szukałam hotelu, kierując się jedynym kryterium, jakim była dostępność na najbliższe trzy dni. Tuż przed zatrzymaniem samochodu udało mi się zarezerwować hotel w pobliżu Koloseum, który miał wolne pokoje zapewne ze względu na ich cenę.

Gdy wparowaliśmy na lotnisko byliśmy przygotowani na tłumy, na szczęście mieliśmy trochę czasu, aby wystać swoje w kolejce do kontroli bezpieczeństwa.

- To nasz pierwszy wspólny wyjazd za granicę – zauważyłam przestępując z nogi na nogę.

- Nie stresuj się tak – pogładził mnie po plecach - zdążymy przecież. – Mimo, że wiedziałam, że Niko ma rację to i tak nie potrafiłam ustać w miejscu. – W sumie nie tylko za granicę, ale i w ogóle. – Dodał.

- Cieszysz się? – Zapytałam znając odpowiedź.

- Jak cholera. – Odpowiedział mi wprost do ucha, przez co przeszedł mnie dreszcz.

Gdy już udało nam się przemierzyć całe lotnisko i dotrzeć do odpowiedniego gate'u odetchnęłam z ulgą. Pasażerowie mozolnie wyjmowali bilety i dokumenty jeden za drugim.

- Mówiłem. – Uśmiechnął się do mnie chłopak.

Nic nie odpowiedziałam, tylko dźgnęłam go delikatnie łokciem i sięgnęłam do torebki po dowód osobisty.

- Stresujesz się? – Zapytał Nikodem łapiąc mnie za rękę, gdy już czekaliśmy na start samolotu.

- Nie... Po prostu stresuje mnie ten moment oderwania się od ziemi. – Wytłumaczyłam.

- Mało przyjemne uczucie, ale już za 2 godziny będziemy przygotowywać się do lądowania w Rzymie. – Przyciągnął moją dłoń do swoich ust i delikatnie ją pocałował. Uśmiechnęłam się po czym cały entuzjazm znikł, gdy prędkość z jaką poruszał się samolot wcisnęła mnie w fotel. Niko lekko się zaśmiał widząc mój wyraz twarzy i mocniej ścisnął moją dłoń przyciskając ją do swojej piersi. 

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz