Rozdział 3

19 1 0
                                    

- Czyli mamy umowę podpisaną na 4 lata, a jesteśmy tu dopiero 3, więc mamy jeszcze rok spokoju? –Nel po raz kolejny zwróciła się do mnie z tym samym pytaniem, aby upewnić się, że nie zostaniemy na lodzie.

- Tak, na tą chwilę możemy być spokojne. Tylko umowę podpisałyśmy w styczniu, a więc mamy dokładnie 10 miesięcy. Możemy skontaktować się z właścicielem i już teraz przedłużyć wynajem.

- Jutro do niego zadzwonimy, na dziś już mam dosyć tych emocji. – Nel opadła na krzesło i sięgnęła po butelkę wody. Jak się okazało, stres, który towarzyszył nam podczas przeglądania umowy najmu był niepotrzebny. – to co zamawiamy na obiad?

Gdy na zegarku ukazała się 18:00 Nel przekręciła tabliczkę na drzwiach na „zamknięte" i zaczęłyśmy sprzątanie. Dawno nie pracowałyśmy razem cały dzień, zazwyczaj w ciągu dnia pracuje tylko jedna z nas trzech, zwłaszcza w tak luźne dni jak ten. Dobrze było spędzić w końcu cały dzień poza domem i jestem wdzięczna za towarzystwo przyjaciółki, którego potrzebowałam bardziej niż myślałam.

- Jak się czujesz? – zapytała Nel, gdy kończyłam myć puste wazony.

- Dobrze, a Ty? – odpowiedziałam pochopnie, nie zastanawiając się nad tym co faktycznie miała na myśli zadając to pytanie.

- Wiesz, że nie o to pytam Liz. Minęło już tyle dni a ty nadal nic nie mówisz, nie wiem nawet jak Ci pomóc. Gdy zadzwoniłaś wtedy po mnie, nie chciałaś rozmawiać, ale chciałaś mojej obecności. Może już czas coś powiedzieć? – po chwili milczenia z mojej strony dodała – jeśli nie chcesz to oczywiście nie będę naciskać, chciałabym tylko wiedzieć co się wydarzyło... – na chwilę zamilkła - czemu odszedł. – ostatnie słowo przywołało wspomnienie zamykanych przez niego drzwi.

Pół roku temu

- Lizi? – usiadł przy mnie na kanapie, gdy czytałam książkę. Był sobotni wieczór, który po raz pierwszy od kilku tygodni spędzaliśmy razem w moim mieszkaniu. W powietrzu unosiła się woń świeczki o zapachu drzewa sandałowego, a z głośników leciała delikatna jazzowa muzyka.

- Tak? – zapytałam niechętnie odrywając wzrok od lektury. Był zaniepokojony, trochę zmieszany i może smutny? – Coś się stało? – zapytałam z lekkim niepokojem widząc jego zachowanie.

- Kocham Cię – powiedział, jak gdyby nigdy nic i pocałował mnie w czoło. Delikatnie się uśmiechnęłam i poczułam jak lekki kamień zsunął mi się z serca – jakie wino mam otworzyć? Białe czy czerwone? – zapytał wstając i ruszając w kierunku kuchni.

- Różowe. – odpowiedziałam krótko i wróciłam do książki.

- Powinniśmy znaleźć większe mieszkanie – jego słowa zabrzmiały bardziej jak głośne myśli niż zdanie skierowane do mnie. – Albo powinniśmy więcej czasu spędzać u mnie. – tym razem to już było do mnie. Prawdopodobnie nie pasuje mu moja mała kuchnia i utrudniony dostęp do kieliszków do wina.

- Co ci się tu nie podoba? – zapytałam, gdy wyjmował z szafki szklanki, aby wyjąć z niej kieliszki do wina - Stąd jest wszędzie blisko, a od ciebie ciężko wszędzie dojechać. – pomimo wielu prób przekonania mnie bym się do niego wprowadziła nadal się nie poddaję. Kiedyś spróbowałam zamieszkać u niego na tydzień. Pomimo, że było bardzo miło przebywać ze sobą przez te dni, nigdy nie zdecydowałabym się do niego wprowadzić. Nie do tego mieszkania. Podróż do pracy zajmowała mi ponad godzinę, w jedną stronę. Co daje prawie 3 godziny dziennie straconego czasu. Poza tym wystrój jego mieszkania nie przypadł mi do gustu, wiem, że mu się podoba i bardzo dobrze się w nim czuje, dlatego też nie chciałabym nic zmieniać, bo ostatecznie zmieniłabym całe mieszkanie.

- Nie, że mi się coś nie podoba, po prostu z czasem może się stać za małe. Jak będziemy mieć pieska a potem dzieci. – wyciągnął w moją stronę rękę z kieliszkiem różowego wina.

- Kotka, nie pieska – poprawiłam go przyjmując od niego różowe bąbelki - a miejsca dla niego starczy tu na pewno. – wzięłam łyk wina i odstawiłam na stoliku - Zresztą zanim będziemy mieć dzieci to na pewno znajdziemy już coś innego. – wróciłam do książki a On usiadł w moich nogach zarzucając je sobie na kolana i włączył mecz. Zwyczajny sobotni wieczór we dwoje.

Teraz

- Po prostu wmawiam sobie, że dopóki tego nie powiem na głos to to nie jest prawda. Jeśli to powiem i usłyszę to stanie się rzeczywistością Nel. – z całych sił powstrzymywałam łzy w oczach, jeśli popłyną to już ich nie zatrzymam.

- Wiem kochanie, ale może tak będzie ci łatwiej pogodzić się z tym i to zaakceptować? – zawsze mówiłam jej o wszystkim, przyjaźnimy się prawie od 10 lat i nigdy niczego przed nią nie ukrywałam.

- Kiedyś Ci powiem, obiecuję, ale jeszcze nie teraz.

Gdy zaparkowałam na swoim miejscu w hali garażowej zgasiłam silnik samochodu i dałam sobie chwilę na zebranie myśli. Czy po dzisiejszym dniu uświadomiłam sobie, że jednak jestem w stanie żyć bez Niego? Prawdopodobnie tak. Ból nie zniknął, a ja o Nim nie zapomniałam ani nawet nie kochałam mniej. Po prostu przekonałam się, że skupiając uwagę na czymś innym oddalam od siebie problemy sercowe, które zostaną ze mną jeszcze długo, a ja po prostu powinnam nauczyć się z nimi żyć, do czasu aż całkiem przestaną istnieć.

W przypływie nadziei na lepsze jutro postanowiłam spędzić weekend z rodzicami, nim wysiadłam z samochodu wysłałam mamie sms-a, że przyjadę do nich jutro po pracy. Nel już wystarczająco dużo pracowała za mnie, zanim się rozstałyśmy wprowadziłyśmy kilka zmian w grafiku, według którego czekała mnie pracująca sobota.

Otwierając drzwi mieszkania usłyszałam przychodzący sms, nie musiałam sprawdzać, aby wiedzieć, że jest od mamy, która cieszy się z mojego przyjazdu. Chcąc jak najwięcej skorzystać z dobrego humoru postanowiłam wstawić pranie i ogarnąć nieco mieszkanie. Gdy w mojej przestrzeni zapanował porządek odpaliłam lawendową świeczkę i wzięłam prysznic, po którym zaparzyłam sobie melisę i odpaliłam netflixa. 

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz