Rozdział 25

7 1 0
                                    

Wcześniej tego samego dnia

POV Nikodem

Już miałem opuścić restaurację, gdy moim oczom ukazała się blondynka z moich snów. Na chwilę dałem sobie przyzwolenie, aby napawać się jej widokiem. Słońce zostawiło wyraźny ślad na jej skórze przez co była bardziej rozpromieniona. Miała w sobie więcej życia niż gdy spotkaliśmy się w kawiarni kilka tygodni temu.

Nieco mi ulżyło, że była sama. Świadomość, że przyleciała tu z nim nie pozwalała mi normalnie funkcjonować, choć z całych sił starałem się jak mogłem panować nad swoimi emocjami, poza jednorazowym telefonem w nocy, którego na szczęście nie odebrała.

Za każdym razem, gdy ją widzę mam ochotę porwać ją w ramiona i błagać o wybaczenie, na które nie zasługuję. Zamiast nadal rozmyślać poderwałem się z krzesła i nie mając żadnego pomysłu jak zagadać podszedłem do niej.

- Wiesz, że musisz sama przynieść sobie jedzenie? Na tym polega idea szwedzkiego stołu. – Idealny przykład jak nie zagadywać do swojej ukochanej.

- Czekam na kogoś. – Odpowiedziała niczym nie wzruszona spoglądając na mnie.

- Mogę? – Zdecydowałem się pociągnąć to dalej i delektować się jej towarzystwem na tyle ile to możliwe. Gdy skinęła głową zająłem miejsce naprzeciw niej. - Co ty tu w ogóle robisz Liz? – Starałem się zachować spokojny ton i powstrzymywać wyznanie miłości, które aż cisnęło mi się na usta.

- Przyszłam na obiad.

- Wiesz, że nie o to pytam.

- Jestem na wakacjach. – Nadal odbijała moje pytanie.

- Liz, do cholery, co tu robisz z tym kretynem? – Gdy zobaczyłem, jak Leon przekracza próg restauracji, aby zaraz zająć moje miejsce, poczułem ukłucie zazdrości taki silne jak chęć przyłożenia mu.

- To nie jest twoja sprawa. A ty? Nie powinieneś się teraz starać o jakiś awans? – Przez całą rozmowę wydawała się być obojętna, ale po tym pytaniu dotarło do mnie, że nadal cierpi.

Gdybyś tylko wiedziała.

- Liz, to nie jest facet dla ciebie. – Miałem ochotę wykrzyczeć jej i wszystkim obecnym w restauracji, jak bardzo ją kocham i jeśli tylko da mi szansę, to uczynię ją najszczęśliwszą kobietą na świecie. - On cię skrzywdzi.

- Bardziej niż ty? – Spojrzała na mnie, ale nie byłem w stanie znieść bólu w jej oczach. Wstałem i odszedłem nie mogąc wydusić żadnego słowa.

Wychodząc minąłem Leona, który obserwował większość naszej rozmowy.

- Jeszcze dziś będzie moja. – Powiedział pod nosem, ale na tyle głośno bym usłyszał, po czym ruszył do stolika, przy którym na niego czekała.

Miałem ochotę pobiec za nim i zasypać go serią ciosów. Ból, który rozchodził się po moim ciele mieszał się z wściekłością. Zacisnąłem pięść i zmuszałem swoje nogi, aby zmierzały do przodu. Mogła nie być ze mną, ale nie mogła być z nim.

Aby ochłonąć z emocji poszedłem na spacer, po którym zdecydowałem się napisać Liz SMS-a. Zaproponowałem spotkanie, ale niestety zignorowała moją wiadomość, więc poinformowałem ją, że będę o 22 w barze przy basenie. Jeśli przyjdzie, to zrobię wszystko, żeby choć trochę mi zaufała, jeśli nie to będę szukać innego sposobu, aby do niej dotrzeć. Wiem, że nie będzie to łatwe, ale odzyskam ją.

- Idziemy popływać? – Zapytał Piotr, gdy wszedłem do pokoju. – Co jest? Stało się coś? – Przejął się na mój widok– Rozmawialiście?

- Myślałem, że skoro los postawił ją na mojej drodze na drugim końcu Europy, to po to, żebyśmy do siebie wrócili, a nie, żebym patrzył jak ten idiota się nią bawi. – Opadłem na łóżko czując obezwładniającą bezsilność.

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz