Rozdział 17

6 1 0
                                    

Delektowałam się pysznym daniem podczas gdy Leon pomiędzy konsumpcją swojej paelli raczył mnie kolejnymi informacjami. Niektóre były całkiem istotne, jak to, że używając stwierdzenia „moja firma", nie ma na myśli, że jest to firma, którą sam otworzył i należy do niego od pierwszych dni funkcjonowania. Otóż jest on przyszłym prezesem firmy, która na rynku królowała długo przed jego narodzinami, można powiedzieć, że jest to rodzinny biznes. W skrócie: firmę założył dziadek Bielecki, który następnie powierzył ją swojemu synowi, czyli ojcu Leona, który za niedługo przechodzi na emeryturę, a jego miejsce ma zająć Leon.

- W BieFin pracuję już 10 lat i już od pierwszego dnia nie mogłem się doczekać aż zajmę miejsce dziadka. – Zamyślił się na chwilę. – Zawsze mi imponował, jego pewność siebie, to jak radził sobie w każdej sytuacji. Nigdy się nie mylił, każdy czuł przed nim respekt. – Opowiadał patrząc w oddal, co jakiś czas zerkając na mnie. – Budowanie imperium trochę go zmęczyło i w wieku 55 lat oddał fotel prezesa ojcu. Przez kilka lat interesował się sprawami firmy, ale nigdy nie krytykował decyzji ojca. Dziadek w 100% zaufał mojemu ojcu i usunął się w cień. – Uniósł kieliszek i upił nieco jego zawartości. – Coś czuję, że ja nie będę miał tak łatwo.

- Myślisz, że ojciec po przekazaniu ci stanowiska nadal będzie miał coś do powiedzenia w firmie? - Zadałam pytanie, na które Leon raczej nie chciał odpowiadać głośno.

- Na pewno nie zaufa mi tak jak dziadek jemu. – Odpowiedział wymijająco. Nie chciałam wyciągać od niego więcej osobistych szczegółów niż sam chciał mi przekazać więc nie drążyłam dalej. – Ten wyjazd to w pewnym sensie sprawdzian. – Wyprostował się na krześle i przeczesał dłonią włosy. – Polecił mi bym zorganizował go zamiast niego w ramach testu, czy nadaję się na prezesa. Jeśli zyskamy mniej niż w innych latach to w najlepszym przypadku nie odda fotela.

- A w najgorszym? – Niepewnie spojrzałam na mojego rozmówcę, który wydawał się czuć nieswojo.

- Wyznaczy kogoś innego. Ale spokojnie, tak się nie stanie, nie dam mu do tego powodów. – Uniósł kieliszek ku górze w geście toastu – Wypijmy za to. – Poszłam w jego ślady zbliżając swój kieliszek do jego aż zderzyły wydając delikatne brzdęknięcie.

Opadłam na oparcie krzesła i ciężko westchnęłam, gdy kelner zabrał od nas puste talerze. Leon przechylił kieliszek z białym winem i opróżnił do końca jego zawartość, po czym spojrzał na mój, który już był pusty.

- Masz ochotę na jeszcze? – Zapytał odstawiając kieliszek. - Ja muszę zaraz wychodzić – spojrzał na zegarek – ale jeślibyś chciała to mogę jeszcze chwilę z tobą posiedzieć.

Zastanowiłam się chwilę nad pytaniem, które mi zadał i nad odpowiedzią, której powinnam mu udzielić. Z jednej strony było całkiem miło a wino było wspaniałe, ale z drugiej strony nie chciałam, aby myślał, że chcę z nim spędzać więcej czasu.

- Nie, dziękuję już. – Odpowiedziałam po chwili namysłu. – Miałam iść się przejść, ale jednak wrócę do pokoju, odpocznę i się rozpakuję.

Opuściliśmy restaurację i zmierzaliśmy w stronę głównego budynku, w którym mieściły się nasze pokoje, oraz w którym Leon miał spotkać się zaraz ze swoimi pracownikami.

- Jeśli miałabyś jeszcze jakieś pytania, co do naszej rozmowy, to może odpowiem na nie przy kolacji? – Zerknął w moim kierunku lekko speszony, zdziwiło mnie to, bo za każdym razem jest cholernie pewny siebie, a w większości przypadków również arogancki i zadufany w sobie. Potrzebowałam mu trochę nawrzucać w myślach, aby nieco zatrzeć w pamięci miło spędzony czas razem. – Tym razem jak prawdziwi turyści w głównej restauracji. – Dodał żartobliwie.

- Pewnie, daj tylko znać o której. – Odpowiedziałam bez okazywania jakichkolwiek emocji, podczas gdy w środku poczułam ekscytację.

- Myślę, że około 20:00, ale to jeszcze potwierdzę. – Odparł nieco chłodniej, na co tylko wywróciłam oczami, świadoma, że patrzy przed siebie i tego nie zauważy.

Przekroczyliśmy próg lobby, w którym było całkiem tłoczno, jedna z osób siedzących na kanapie podniosła rękę w geście przywitania, spojrzałam na Leona, który delikatnie uniósł dłoń.

- Trafisz sama do pokoju? – Zapytał, stając naprzeciw mnie, na co pokiwałam twierdząco głową. – Zostanę już z nimi – spojrzał na ludzi gromadzących się na kanapach - większość już jest więc zaraz możemy zaczynać spotkanie.

- Oczywiście. – Odparłam całkowicie na luzie nie biorąc sobie do głowy, że właśnie zaczęłam odgrywać życiową rolę.

- To miłego popołudnia.

- Tobie również.

Rozeszliśmy się z Leonem, on zmierzał do swoich podwładnych, a ja w stronę windy. Przechodząc obok części wypoczynkowej lobby czułam na sobie wzrok kilkunastu osób, choć świadomość, że nikogo nie znam i prawdopodobnie więcej w życiu nie spotkam, sprawiała, że nie czułam żadnego zakłopotania czy nieśmiałości w sytuacji, w której jestem lustrowana przez tyle par oczu. Normalnym tempem podążałam przed siebie czując jedynie zmęczenie, które dopadało mnie coraz bardziej. W myślach gratulowałam sobie podjęcia dobrej decyzji, jaką było udanie się do pokoju, a nie na spacer. Nagle usłyszałam jak coś z hukiem uderzyło o ziemię, lekko drgnęłam i obejrzałam się w kierunku źródła hałasu. Około 3 metry ode mnie, na pięknej marmurowej podłodze leżał telefon, po który sięgał wysoki brunet. Pośpiesznie chwycił go w ręce i podniósł wzrok zatrzymując cały świat. Zamarłam. Patrzyłam w niebiesko-zielone albo zielono-niebieskie oczy i nie wiedziałam, jak się nazywam ani gdzie jestem i jak do tego doszło, że prawie pięć tysięcy kilometrów od domu spotykam te oczy, które nadal się we mnie wpatrują. Był tak samo zaskoczony jak ja, żadne z nas nie potrafiło przerwać tego połączenia i udać, że się nie znamy. Sekundy mijały a ja nadal nie mogłam powrócić do rzeczywistości. Nie mogłam się ruszyć, znowu poczułam rozrywający ból, świat zaczynał tracić swoją ostrość. Czułam, że brakuje mi tchu, nawet powietrze w moich płucach się zatrzymało. Pomimo, że cała ta sytuacja trwała nie dłużej niż pięć sekund, czułam, że mija cała wieczność. Nie chcąc, aby ktoś zwrócił na nas uwagę, napięłam wszystkie mięśnie w swoim ciele i z wielkim bólem odwróciłam wzrok i odeszłam w stronę windy, jak gdyby nic się przed chwilą nie stało. Starałam się z całych sił nie oglądać za siebie, aż w końcu dotarłam do windy, która na całe szczęście znajdowała się na parterze. Wcisnęłam przycisk, aby drzwi otworzyły się i weszłam do środka, pospiesznie wybrałam piętro i odetchnęłam, gdy winda ruszyła w górę.

- Przewidziało ci się. – Mówiłam do swojego odbicia w lustrze. – To nie był on. – Oparłam głowę o lustro ledwo trzymając się za nogach. – To nie on. – Powtarzałam.

Gdy drzwi się rozsunęły pobiegłam do pokoju pospiesznie otwierając drzwi i zatrzaskując je za sobą. Oparłam się o nie plecami i zjechałam po nich w dół, aż znalazłam się na podłodze. Nie mogłam sobie ułożyć w głowie tego, co przed chwilą zaszło. Wyjechałam pięć tysięcy kilometrów od domu, aby o nim zapomnieć i odetchnąć od bólu, z jakim mnie zostawił, a on pojawia się tuż pod moim nosem.

Musiałam się otrząsnąć, zdjęłam buty i rozsunęłam zamek sukienki uwalniając się z niej. Weszłam do łazienki i odkręciłam zimną wodę pod prysznicem, pozbyłam się bielizny i weszłam pod lodowatą wodę. Zimny strumień wody odblokował moje trzeźwe myślenie. Uderzyłam lekko pięścią w ścianę – Jak mogłam o tym zapomnieć. – Powiedziałam sama do siebie, gdy wszystko ułożyło się w całość. 

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz