Rozdział 6

14 1 0
                                    

- Na pewno wszystko spakowałaś? Niczego nie zapomniałaś? – zapytała mama, gdy wkładałam do bagażnika torbę kolejnego dnia rano.

- Tak, wszystko mam – uśmiechnęłam się drętwo, nie mając na myśli jedynie swoich rzeczy.

- Cieszę się – mama odwzajemniła uśmiech i uściskała mnie na pożegnanie. Z tatą pożegnałam się przy śniadaniu, gdy wychodził do pracy.

Gdy wyjechałam na autostradę mój entuzjazm po udanym weekendzie powoli się zmniejszał, nie wiem, czy spowodował to powrót do codziennego życia, w którym codziennie będę sama? Czy to, że po raz pierwszy od długiego czasu nikt na mnie nie czeka.

Niestety przez poranne korki podróż trwała dłużej niż zwykle, ale mimo to i tak miałam sporo czasu do otwarcia kwiaciarni, więc postanowiłam wypić kawę w kawiarni, obok której zawsze tylko przejeżdżałam, ale nigdy nie miałam okazji do niej zajrzeć. Miała bardzo dobre opinie i była bardzo stylowa. Przez co też popularna. Wszystkie stoliki były zajęte, a w kolejce do kasy stało około pięć osób. Stwierdziłam, że skoro już tu jestem to wystoję swoje i wezmę kawę na wynos, aby na pewno na czas otworzyć kwiaciarnię.

- Cześć, co dla ciebie będzie? – po piętnastu minutach stania w kolejce doczekałam się.

- Poproszę americano, średnie, na wynos z do...

- Z dodatkiem cynamonu - odezwał się głos za mną wcinając mi się w zdanie. Zamarłam. Wszystkie moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Próbowałam coś powiedzieć, ruszyć się, ale wszystko na nic. Poczułam, jak świat zaczyna zwalniać, a moje serce z sekundy na sekundę coraz bardziej przyspieszać.

8 miesięcy temu

- Nie zapomnij o cynamonie! – krzyknęłam z łazienki jednocześnie rozczesując mokre po prysznicu włosy. Był jeden z najgorętszych lipcowych poranków, słońce świeciło od rana a upał odczuwalny w sypialni nie dawał nam spać.

Gdy weszłam do salonu czekała na mnie kawa i on w samych bokserkach leżący na podłodze, która była przyjemnie chłodna, głównie przez to, że była wyłożona kafelkami. Przeszłam po niej bosymi stopami napawając się każdym kolejnym krokiem, który mnie nieco ochładzał. Miałam na sobie jedynie cieniutki szlafrok, bo założenie czegokolwiek innego mogło skutkować przegrzaniem organizmu.

- Uważaj, bo się jeszcze przeziębisz. – zażartowałam sięgając po mój różowy kubek z kawą.

- Nie wiem, jak możesz pić gorącą kawę w taki upał. Ja swoją najpierw studzę przed wiatrakiem. – spojrzałam w stronę wiatraka, żeby się przekonać i faktycznie, na stole przed samym wiatrakiem stał błękitny kubek, z którego wydobywała się para.

- Nie lubię zimnej, chyba że mrożoną, ale to w innych okolicznościach, rano musi być gorąca.

- I z cynamonem – dodał unosząc się na łokciach i zerkając w moją stronę.

- Z cynamonem musi być zawsze – wyjaśniłam układając się wygodnie na kanapie i delektując się płynnym żarem, w ten piekielny poranek.

Teraz 

- Jeszcze tylko poproszę imię – powiedział kelner z uśmiechem wręczając mi paragon.

- Liz – odpowiedziałam zaciskając zęby i odwlekając moment, w którym będę musiała się odwrócić.

- Mało spotykane imię – stwierdził chłopak zapisując je na papierowym kubku.

- To tylko skrót od Eliza. – dodając sobie kilka sekund tą odpowiedzią zebrałam się w sobie i spojrzałam na osobę, która stała za mną. Jego wzrok palił moje ciało, chciałam jak najszybciej wybiec z kawiarni nie czekając na kawę.

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz