Rozdział 5

14 1 0
                                    

Rano obudziły mnie, wpadające przez szparę pomiędzy zasłonami, promienie prawie wiosennego słońca. Po wczorajszej rozmowie z mamą czułam się lżej, po raz pierwszy o tym powiedziałam, no chociaż część tego, co się wydarzyło, i chyba można uznać, że pierwszy etap mam za sobą.

Noc, spędzona w moim starym pokoju, była naprawdę udana, wyspałam się jak nigdy i od rana miałam dobry humor. Nie wiem, czy to dlatego, że wylałam wczoraj morze łez, czy dlatego, że odkąd odszedł potrzebowałam znaleźć się w bezpiecznym miejscu, pełnym ciepła i miłości. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że ten pokój ujrzy jeszcze moje złamane serce, myślałam, że ten etap mam już za sobą, a tu proszę jaka niespodzianka.

- Dobrze spałaś? - Gdy zeszłam na dół do kuchni mama kończyła przygotowywać śniadanie, a tata pił kawę na kanapie w salonie. Na szczęście wrócił, jak zdążyłam się ogarnąć emocjonalnie i na spokojnie opowiedziałam mu, że nasze drogi po prostu się rozeszły i każde z nas ma inne priorytety, co tak właściwie było prawdą.

- Tak i to bardzo – powiedziałam zasiadając przy kuchennej wyspie, gdzie znajdowały się różne pyszności. – Jakie macie plany na dziś? – zapytałam nakładając sobie jajecznicy.

- Nasi sąsiedzi organizują dziś wiosennego grilla do sąsiadów i znajomych, może masz ochotę się wybrać? – zapytał tata odstawiając kubek z kawą na blat. – Chyba, że wolisz zostać w domu, to oczywiście posiedzimy z tobą, albo możemy porobić coś innego.

- Pewnie, możemy się wybrać, z chęcią zjem coś z grilla. – odpowiedziałam nie zastanawiając się w ogóle czy jestem gotowa na spotkanie tylu ludzi na raz, biorąc pod uwagę, że połowę znam a połowa będzie zapewne obca.

- Wspaniale, może coś upieczemy? – mama z entuzjazmem przyjęła moją deklarację, zapewne szczęśliwa widząc mnie w o wiele lepszym stanie niż wczoraj.

- Sernik, koniecznie musicie upiec sernik! – tata zadecydował za nas obie.

Wzięłam prysznic i przygotowałam się na grilla. Zrobiłam delikatny makijaż, ale dla balansu skupiłam się bardziej na włosach i zrobiłam lekkie fale. Na zewnątrz, pomimo słońca, temperatura nie należała do najwyższych, dlatego zdecydowałam się na czarne leginsy, grubą, ocieplaną bluzę i bezrękawnik. Gdy odłączałam telefon od ładowarki przyszedł sms od Nel.

Nel: Hej kochana, jak tam weekend u rodziców?

Ja: Naprawdę dobrze, czuję się zaopiekowana ;)

Nel: Cieszę się <3

Jak tylko wyszłam z pokoju poczułam cudowny zapach ciasta unoszący się w całym domu.

Rok temu 

- Nie chce mi się już – powiedziałam odgarniając z czoła niesforne włosy.

- Oj nie narzekaj, zaraz kończymy – pocieszył mnie przerzucając kolejną stertę gałęzi – zresztą to był twój pomysł, żeby tu przyjechać i pomóc.

- Jestem florystką, nie ogrodniczką. Uwielbiam pracować z kwiatami, delikatnymi, kruchymi, z którymi trzeba się ostrożnie obchodzić, a nie z krzewami, które przycina się nożycami większymi ode mnie. – to ostatnie nieco wyolbrzymiłam, nie jestem aż taka mała.

- Wiem kochanie kim jesteś – chwycił mnie za biodra i przysunął bliżej siebie - ale im szybciej skończysz mówić, tym szybciej weźmiesz się za robotę, co o wiele skróci nam czas pracy – pocałował mnie w czubek nosa, nie zdając sobie sprawy, że dał mi nadzieję na coś więcej – dzięki czemu szybciej zjemy sernik, który upiekła twoja mama.

Teraz

Na grillu u państwa Wilczewskich było około 30 osób, przychodząc tu nie spodziewałam się aż tylu ludzi. Większość spędzała czas dyskutując w mniejszych grupkach, niektórzy po prostu stali z piwem w ręku i rozmawiali, inni siedzieli za stołem w altanie i zajadali się różnymi przysmakami a inni spędzali czas na ratanowej kanapie na tarasie. Ja za to trzymałam się z boku i starałam się nie wychylać ani nie wdawać w niepotrzebne dyskusje, odzywałam się tylko wtedy, gdy ktoś mnie o coś pytał. Czas mijał wolno, ale przyjemnie, zjadłam przepysznego burgera z grillowanymi warzywami, a pobyt na świeżym powietrzu dobrze na mnie działał.

- Można się dosiąść? – usłyszałam tuż nad swoją głową, gdy siedziałam na pieńku przy miejscu na ognisko.

- Pewnie, jest dużo miejsca – podniosłam wzrok i chwilowo zabrakło mi tchu.

Stał nade mną ciemny blondyn z włosami zaczesanymi do tyłu w bluzie z logo Politechniki Gdańskiej. Był wysoki i postawnej postury, szukałam w pamięci do kogo należą te zielone oczy, ale nie byłam w stanie ich nikomu przypasować.

- Cześć Lizi – Przywitał się ze mną siadając na najbliższym pieńku, znał mnie, a więc miał nade mną przewagę. – Nie poznajesz mnie? – zapytał widząc jak bardzo skupiona jestem na jego twarzy.

- Wybacz, ale nie mogę sobie przypomnieć.

- Adam, dawałaś mi korki z matmy w szóstej klasie – i nagle wszystko stało się jasne. Zapamiętałam go jako szczupłego chłopca, a nagle pojawił się jako mężczyzna.

- No tak, Adaś! Wybacz, że cię nie poznałam. – Poczułam się dziwnie, przypominając sobie jak będąc w liceum próbował mnie podrywać. – Chyba musiałam być dobra? – Zapytałam spoglądając na jego bluzę.

- Udawałem tylko, żeby móc się z tobą spotykać i wciskać chłopakom, że jesteś moją dziewczyną. – Widząc mój wyraz twarzy szybko dodał – Żartowałem!

Przypominając sobie jego nieudolne próby zaproszenia mnie na randkę, niezbyt mnie rozbawił ten żart.

- Ty też studiowałaś w Gdańsku? – zaczął dziwną grę, pod tytułem „udaję, że nie wiem"

- Tak, tylko na uniwersytecie.

Jeszcze przez 5 minut ciągnęliśmy tą głupią grę, aż w końcu poczułam wibrację w kieszeni. Przyszedł sms od Nel. Przeprosiłam na chwilę swojego wielce zaangażowanego w naszą drętwą wymianę zdań rozmówcę i wyjęłam telefon. Było to zdjęcie Tymka, który trzymał w rękach obrazek, na którym prawdopodobnie namalował mnie. Miałam żółte włosy i różową sukienkę, a w rękach trzymałam bukiet z bliżej nieokreślonych kwiatów. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Pod zdjęciem znajdowała się jeszcze wiadomość, że nie muszę dziś wracać, bo Nel rano podjedzie na giełdę, więc w pracy muszę być dopiero o 10.

Zaczynało się ściemniać i większość gości już dawno wróciła do swoich domów. Poczułam się już zmęczona i nieco zmarznięta, rodzice natomiast bawili się bardzo dobrze, dlatego nakazałam im zostać, ile będą chcieli a sama zdecydowałam już opuścić przyjęcie. Gdy się pożegnałam wyszłam przez ogród i ruszyłam w stronę domu rodzinnego.

- Już idziesz? – usłyszałam głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Adama, który palił papierosa na chodniku przed własnym domem.

- Tak, było bardzo miło, ale już zmarzłam. A ty mając ukończone 18 lat ukrywasz się z papierosem przed rodzicami? – zapytałam dziwiąc się, dlaczego nie pali po prostu w ogrodzie, gdzie co chwile ktoś palił i na każdym kroku stały popielniczki.

- Taa – zaśmiał się i zgasił papieros. – Musiałem chwilę pobyć sam. – Wyglądał zupełnie inaczej niż podczas naszej ostatniej rozmowy, był bardziej poważny i nieco przybity.

- Coś się stało? – Zapytałam wyraźnie widząc jego przygnębienie.

- Moja dziewczyna właśnie mi oznajmiła, że wyjeżdża na Erasmusa.

- To wspaniała szansa – pomimo powszechnie znanej opinii na temat Erasmusa, jest to idealna okazja, żeby poznawać świat, nauczyć się różnych języków i przede wszystkim możliwość studiowania za granicą.

- Tak, pewnie. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby tylko poinformowała mnie wcześniej niż 10 minut przed wylotem. – tego się nie spodziewałam, kto tak w ogóle robi? Czy oni na pewno byli w związku? Adam wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, wydawał się być coraz bardziej wściekły.

- Jak to? – Nie ukrywałam swojego zdziwienia.

- Tak to. – Włożył papieros do ust i go odpalił. – Zadzwoniła przed chwilą i powiedziała, że jest właśnie na lotnisku i zaraz ma lot do Barcelony.

- Przykro mi. – Ciężko mi było powiedzieć coś więcej, zupełnie nie znałam ich sytuacji ani relacji, może miała powód, żeby tak postąpić?

- Dzięki – zaciągnął się dymem – nie zatrzymuję cię już, idź do domu bo się przeziębisz. 

White PeoniesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz