Camden
Tydzień już miną. Jest godzina 13:00. Telefon dzwoni. Mam nadzieje że to nie jakaś nauczycielka. Powiedziałem do siebie. Patrzę. Gabby dzwoni. U niej to jest ósma? Nie ważne.
- halo? - powiedziałem do drugiej osoby za telefonem jak odebrałem. Byłem w moim gabinecie, wygodnie siedziałem w moim fotelu.
- dzień dobry. - powiedziała Gabby z zaspanym słowem. - czyli... pomyślałam o tej... ee... relacji... i no.. no tak? Tak chce tego.- powiedziała. Jąkała się trochę, ale było widać że próbowała wybrać odpowiednie słowa. Ale mi trochę ulżyło że Gabby za dzwoniło z tym.
- czyli... ma mój samolot ciebie i Hailie przyjechać kiedy, za tydzień? Za pare dni? -
- eee.. no tak za tydzień? - odpowiedziała. W tle słyszałem odgłosy Hailie i Jej babcie. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk i ba to że gdzieś za tydzień będę miał dwie dwie kobiety, które będą i są ważne dla mnie.
- no to do zobaczenia za tydzień! - powiedziałem wesele. Słyszałem Gabrielli też jakieś wesołe „tarra".
I teraz jakoś muszę powibdziećiec moimi dziećmi że maja siostrę, i ee że jakaś kobieta się w prowadzą która nie znają. Ale frajda będzie.*********
- ej, Vince co się dzieje? - słyszałem shane'a pytanie jak przyszedłem korytarzu do salonu. Przed jak ja wszedłem do salonu słyszałem jak vince powiedział „nie wiem"
- Tato! - słyszałem wesołe głosy moich synów.
- Ej co się dzieje? - spytał William.
- coś się stało? -
Okay, niech ja pomyśle kto będzie wkurwiony najbardziej. William? Nie, nie myśle. Ta trójka, no nie. Oni by chyba czesyli łeb. A no mój ulubiony, Vince. On będzie wkurwiony najbardziej. Nawet widać że on tu siedzi jak na karę. Ale nie chce mi się kurczę tłumaczyć się im. 3 lata po śmierci lissy? No dupa.
- Okay... muszę to mieć z głowy. Macie siostrę - powiedziałem szybko. No ich min, nigdy takich nie widziałem. Takie „Co?"wkurwienie, szokowanie, taką „co to znaczy", Vincent? najlepsze. Ja bym to dopisał na to „Co ty kurczę pierdolisz?" I ja wiem co jest w jego i chyba też willowi głowie.
- Tato co ty Kurczę pieprzysz? - powiedział z nie dowierzeniem Vincent.
- Słownictwo - Vincent i tak to ignorował.
- C..co? Siostrę? - jękną William z szoku.
- Siostrę? - powtórzyli bliźniacy w takim samym czasie.
- Co to jest „siostrę"- powiedział Dylan, starszy od bliźniaków ale kurczę głupszy.
- debil - mrugną Vince do siebie. -ile ona ma? Rok? Kurczę tato czy nie możesz te twoje-
- Ona ma raczej 3 latka, wiem co wy myślicie, to było po mamie śmierci, nie byłem w dobrym stanie, potrzebowałem ucie-
- Nie, po prostu nie dowiezienia. - uczą mi Vincent. - i dlaczego teraz nam to mówisz? Co nasza siostrzyczka, i jej mamuszka się przeprowadzają bo ty o nich przypominałeś? - zaśmiał się ironicznie. - nie mogę, po prostu nie mogę, mama zmarła a ty po prostu pojechałeś na „wakacje" na dwie miesiące, zrobił sobie szóste dziecko, zapomiał o nią a tera chce mieć ją i jej mamę w tym domu. Bendzie spała w twoim pokoju, żyła tutaj, i co my mamy ją traktować jako naszą nową mamuśkę? Chyba ciebie coś porąbało. - powiedział vince.
- zgadzam się z Vincentem. - Powiedział William. - my wszyscy przez te trzy lata próbowaliśmy żyć bez mamy, a teraz, teraz mamy mieć jakąś babę w domu? I też siostrę?
- wiem co to wygląda ale, nie musicie traktować Gabby, waszej siostry mama, jako matkę przecież. Tylko mam nadzieje że ją i Hailie będziecie respektować, i wiecie takie tam błachostki. - powiedziałem. Vincenta mina była jeszcze bardziej wkurwiona.
- Hailie? Kurwa Hailie. - powiedział pod nosem vince. - i co za raz będą, ta cała Gabrysia i nasza siostra Hailie? - powiedział Vincent.
- nie nie będą dziś.- powiedziałem obojętnie. - będą gdzież za tydzień.-
- i jeszcze lepiej. - powiedział Vincent z niedowierzaniem.
- Hailie. - mrugną Will. - ma nasze nazwisko? Monet?
- jakie kurwa głupie pytanie - powiedział Vincent ironicznie.
- przecież oczywiście że ma nazwisko Monet, wszystkie moje dzieci mają moje nazwisko.
****************
Gabriella
- mamo? Tem twój przyjaciel jest moim tatą? - zapytała Hailie.
- tak myszko, jest twoim tatą.- nigdy przenigdy by nie myślała że ja bym takie zdanie powiedziała Hailie. Nigdy.
- pamiętam że on mnie nazwał królewną! - powiedziała Hailie z uśmiechem na twarzy. Jak ja kocham jak ona tak serdecznie się uśmiecha.
- ta? - powiedziałam z udającym nieodwieszeniem. - a czy ty wiesz co to w ogóle znaczy? - Hailie pokręciła głową. - to znaczy że ty jesteś jego ksziesnicoką, moją też. I jesteś bardzo ważna dla nas. -
- tak? - zapytała z małym szoku.
- tak! - powiedziałam uśmiechając się do niej. Dziś jest poniedziałek, czyli jedziemy do Pensylvani, do rezydencji Monetów. Kurczę nigdy nie myślałam że takie coś będzie. Gabby przestań z tym Nigdy.
- mam braci? - zapytała Hailie. Z trochę szokiem że ma jakieś rodzeństwo. Chociaż ja tez bym była szokowana ze mam rodzeństwo.
- tak.- powiedziałam. - piątkę, są bardzo starsi od ciebie. -
- Wow. - powiedziała. I się przytuliła do mnie. Za raz po tym zasnęła.
Mamy jeszcze trochę trasy.
************
~Autorka~
I jak?
CZYTASZ
A co gdyby... wszystko by było inaczej?
FanfictionGabriella x Camden Monet jest moim Roman Empire- czyli zawsze o nich myśle, teoretycznie.. Przepraszam z góry za każde błędy w tej książce. - A co gdyby..- zaczęłam i automatycznie Camden miał całą moją uwagę. - co gdyby jak ja nadal z Hailie by b...