Kluczyliśmy uliczkami Rhodebury, Renny, znów z przyklejoną do twarzy srogą miną, opowiadał mi o mijanych budynkach. Miasto naprawdę było zadbane, co mnie bardzo zaskoczyło. Nie widziałam tu dzielnicy biedoty, a przynajmniej nie w obrębie murów miasta. Złodziej mówił, że ten element społeczny jest ulokowany nad jeziorem oraz na okolicznych polach i zostali zaprzęgnięci do pracy.
Nikt specjalnie nie protestował.
A dlaczego? Ano dlatego, że Złodzieje Czasu potrafili karać wybitnie niewspółmiernie do przewiny delikwenta, a do tego bardzo upodobali sobie swoje miasto. W związku z czym, pozorny spokój i porządek, podszyty był strachem i niepokojem, choć mieszkańcy chyba zdążyli się już do tych uczuć przyzwyczaić.
Koniec końców, o ile tylko przestrzegali reguł, mogło im się tu żyć lepiej niż gdzie indziej.
A zasdy były tylko dwie.
Po pierwsze: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Dotyczyło to także wysoko urodzonych.
Po drugie: dbaj o swoje miasto, a ono zadba o ciebie. Dlatego nikt nie wyrzucał śmieci na ulicę i wszyscy korzystali z miejskich łaźni, jeśli nie mieli własnego pokoju łaziebnego. W skrócie, robili wszystko, byle tylko w jakiś sposób nie oszpecić ukochanego miasta Kifo i nie obrazić w ten sposób jego wyznawców.
Proste, a jakże skuteczne.
Nie zauważyłam też jakiegoś specjalnego podziału na dzielnice, choć można było zauważyć różnice między domami w okolicy dworku hrabiego Contar i całej reszty miasta. Spodziewałam się także, że część świątynna również wyróżniała się na tle innych budowli. Obecnie natomiast przemierzaliśmy spory targ, umiejscowiony przy wschodnim murze, najbliżej bramy wychodzącej na jezioro.
‒ Nie wiem, czy znajdziesz tu jakieś zioła do swojej kolekcji. Swoją drogą, chcesz, żeby Gwen ją tutaj przysłała? ‒ zapytał w pewnym momencie Renny.
‒ Jeszcze nie wiem. Zobaczymy jak się wszystko rozwinie. Kilka przydatnych rzeczy zabrałam ze sobą. ‒ Wzruszyłam ramionami.
Nie musiałam taszczyć za sobą całego dobytku, tym bardziej, że nie miałam pojęcia ile czasu tu zagościmy. Lub zagoszczę.
‒ Czy przed przybyciem do Mariportu miałeś jakiś plan, jak się uwolnić od Kifo? ‒ zapytałam, bo na samą myśl, że miałabym go tutaj zostawić, robiło mi się jakoś nieprzyjemnie.
Spojrzał na mnie przeciągle.
‒ Nie ‒ odpowiedział z kamiennym wyrazem twarzy, który już zaczynał doprowadzać mnie do szału.
Stanęłam w miejscu jak wryta.
‒ Jak to?
‒ Jest tylko jeden sposób, aby się od nich uwolnić. Ten najmilszy dla boga śmierci i czasu. ‒ Uśmiechnął się krzywo.
‒ I mówisz to tak obojętnie? ‒ zdziwiłam się, choć wydawało mi się, że jego blizna minimalnie drgnęła, kiedy to mówił.
‒ Przed wizytą w Mariporcie i tak nie miałem innych perspektyw, więc było mi to niejako obojętne ‒ odparł cicho.
‒ A teraz? ‒ Nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, choć bałam się odpowiedzi.
‒ Teraz... ‒ zaczął z wahaniem.
‒ Renny! ‒ Usłyszeliśmy kobiecy, dźwięczy głos i odwróciliśmy się w jego stronę jak na komendę. Zobaczyłam błysk przerażenia na twarzy mojego towarzysza, który natychmiast zniknął i przepoczwarzył się w ten jego ohydny, przyprawiający mnie o mdłości, czarujący uśmiech.
CZYTASZ
Miasto Złodziei (Część 3) - Rhodebury
FantasyLily nigdy nie szafowała swoim zaufaniem, ale teraz ma wątpliwości nawet wobec własnych pragnień i uczuć. Mimo to, chce doprowadzić do końca sprawę zaczętą w Mariporcie, choć tym razem w dużej mierze będzie musiała się zdać na swojego wspólnika. Re...