Do tej pory Renny wykazywał się sporymi pokładami cierpliwości i samozaparcia, ale w tej chwili to wszystko pękło niczym bańka mydlana. Kiedy pozbawiłam go już wszelkich wątpliwości co do moich intencji, z zapałem oddał się powierzonemu mu zadaniu.
Mój umysł rejestrował wszystko. Był wyczulony na każde muśnięcie szorstkich dłoni, każde przyjemne łaskotanie wywołane ciepłym oddechem, delikatne drapanie brody. Nie pozbyliśmy się jeszcze naszych spodni, a ja już miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a spadnę w przepaść. Wiedziałam jednak, że teraz miałam kogoś, kto mnie złapie.
Zaczynałam powoli zdawać sobie sprawę z tego, że Hornan skradł nie tylko moje łupy. Z każdym dniem byliśmy sobie coraz bliżsi i coś coraz mocniej tłukło się za moim mostkiem. Teraz także miałam poczucie, jakby moją pierś miało za chwilę rozsadzić od środka. Lgnęłam do mężczyzny, który teraz górował nade mną i pastwił się nad moją skórą, wiedząc, że tylko on może mi zapewnić ukojenie. Tylko z nim widziałam swoje jutro.
Kiedy się wyprostował, poczułam jak ogarnia mnie nieprzyjemny chłód. Musiał zauważyć grymas niezadowolenia na mojej twarzy, bo prychnął tylko szalenie z siebie zadowolony. Sunąc palcami po wnętrzu moich ud dotarł do cholewy butów, kończących się powyżej kolan. Nie spuszczając ze mnie wzroku, rozsznurował jeden, po czym pozbył się też drugiego. Następnie ułożył pode mną swoje ręce, unosząc mi przy tym biodra. Z ustami przyciśniętymi do mojego brzucha zdjął ze mnie spodnie.
Na moje wyzywająco uniesione brwi odpowiedział parsknięciem, ale zrozumiał przekaz i sam także pozbył się reszty swojego odzienia. Przez chwilę lustrowaliśmy się nawzajem wzrokiem. Po raz pierwszy byliśmy aż tak przed sobą obnażeni. Nie tylko fizycznie. Nie potrafiłam już dłużej się oszukiwać i wstrzymywać.
Wiedziałam, że ten mężczyzna posiadł mnie całą.
*
Jaka ja byłam głupia. Jaka ślepa. Dlaczego wcześniej nie posłuchałam Gwen? Dlaczego choć raz nie dałam się ponieść zaczepkom Renny'ego? Dlaczego wcześniej nie zorientowałam się, że jego uczucia względem mnie się zmieniły?
Bogowie. To było jak hołd złożony Vijanie. Jakbym stała się istnym ucieleśnieniem bogini płodności. Długo kazał mi czekać, ale kiedy w końcu nadarzyła się stosowna okazja, wykorzystał ją do cna.
Leżeliśmy teraz obok siebie łapczywie łapiąc powietrze i cudownie nie dzieliło nas nic. Może poza jedną, ostatnią rzeczą, jakiej jeszcze nie zrobiliśmy.
Nie nazwaliśmy tego, co nas łączy. Nie powiedzieliśmy sobie, co to jest i co to oznacza. Jeszcze nikomu do tej pory tego nie powiedziałam, ale też jeszcze nikt nie wzbudzał we mnie takich emocji jak on. Czułam to wszystko całym sercem, jednak sama przed sobą mimo wszystko jeszcze bałam się do tego przyznać.
Wiedzieliśmy natomiast ile jedno znaczy dla drugiego. Ufałam mu. Ufałam mu bezgranicznie i póki co to musiało wystarczyć nam obojgu.
Renny patrzył na mnie swoim czarnym spojrzeniem brązowych oczu, wyrażającym głębokie zadowolenie. Jak kot, którego drapie się za uchem. Zmierzwione przeze mnie włosy sterczały we wszystkich kierunkach, co jeszcze dodawało mu uroku. Po raz drugi w swoim życiu nie mogłam się oprzeć i koniuszkiem palca przejechałam po ledwo widocznej długiej bliźnie na lewym policzku.
Zadrżał lekko pod moim dotykiem i na chwilę przymknął oczy. Podobało mi się to. Podobało mi się, jak reagował na mnie i na moje pieszczoty. Nawet te najdrobniejsze. Tak samo moje ciało odpowiadało jemu.
‒ Ściemnia się ‒ zauważył, kiedy uchylił powieki.
‒ To wszystko, co masz teraz do powiedzenia? ‒ zaśmiałam się.
CZYTASZ
Miasto Złodziei (Część 3) - Rhodebury
FantasyLily nigdy nie szafowała swoim zaufaniem, ale teraz ma wątpliwości nawet wobec własnych pragnień i uczuć. Mimo to, chce doprowadzić do końca sprawę zaczętą w Mariporcie, choć tym razem w dużej mierze będzie musiała się zdać na swojego wspólnika. Re...