Rozdział 10 - Deser

333 242 94
                                    

*TW: Ten rozdział zawiera scenę 18+

Farrena znaleźliśmy przy wrotach zamku tak, jak się umawialiśmy. Czekał na nas z trzema osiodłanymi końmi. Bez większej zwłoki wyjechaliśmy przez główna bramę i skierowaliśmy się w dół porośniętego trawą zbocza. Pierwsze domy znajdowały się dopiero u jego podnóża. Przeważnie były to dwupiętrowe, kamienne budowle z dość bogato zdobionymi fasadami, ale nadal utrzymane w charakterystycznym, obronnym stylu. Zbita bryła, niewielkie okna i wąskie uliczki mogły zapewnić dodatkową ochronę w trakcie ewentualnego ataku.

Jadąc głównym traktem minęliśmy również rozległy targ i liczne pracownie rzemieślnicze. Wydawało się, że nie było ustalonego z góry porządku ulic i dzielnic, do którego byłem bardziej przyzwyczajony. Wszędzie widziałem też przygotowania do Przesilenia. Między domami rozciągnięto kolorowe taśmy z zawieszonymi na nich lampionami. Gdzieś w tle słyszałem muzyków, zapewne przygotowujących się do wieczornych występów. Na jednym z mijanych przez nas placów ułożono nawet wysokie ognisko.

Kiedy w końcu wyjechaliśmy na bardziej otwarty teren, gdzie zabudowania były niższe i rzadsze, za polami dostrzegliśmy linię lasu. Nie widziałem stąd naszych towarzyszy, co mnie specjalnie nie zdziwiło. Byłem pewny, że ukryli się między drzewami, aby nie niepokoić mieszkańców bardziej niż to konieczne. Po drodze przytoczyliśmy bardowi część naszej historii, którą mogliśmy się podzielić. Farren zainteresował się tematem mojej siostry, co mnie nieco zaniepokoiło. Zapamiętałem sobie, aby na wszelki wypadek ostrzec ją przed nim, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Minęliśmy pierwsze drzewa i podążaliśmy dalej w głąb lasu. Nie spodziewałem się, że pierwszy dostrzegę Lu'bonga. Ta bestia potrafiła się niemal idealnie zlać z otoczeniem, a do tego poruszał się zaskakująco cicho. Jednak olbrzymie cielsko Agaresa byłoby trudno przegapić, dlatego dość szybko go odszukaliśmy.

Na całkiem sporej polanie zauważyłem resztki ich posiłku. W różnych miejscach porozrzucane były kości, jeszcze oblepione resztkami mięsa i poroża kilku jeleni. Ten jakże sielski obrazek nie umknął uwadze barda. Mężczyzna ewidentnie zbladł nieco, a jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów kurzego jaja, kiedy niemal czarny smok podniósł się z ziemi i zaprezentował swój rozmiar w pełnej krasie.

Agares wbił spojrzenie w naszego towarzysza, a ten odchylił się w siodle, ewidentnie spłoszony jego intensywnością. Nie wiedziałem, co wybranek Macha miał z tym wpatrywaniem się w ludzi, ale mimo spędzonych razem kilku dni, nadal budziło to we mnie niepokój.

Lily za to zupełnie się tym nie przejęła. Zsiadła ze swojego konia, przywiązała go do drzewa w stosownej odległości i beztrosko podeszła do kolosa, witając się z nim zetknięciem czołami. Przy tej różnicy rozmiarów wyglądało to co najmniej tak, jak gdyby waliła głową w całkiem duży głaz.

‒ I co? Nadal jesteś taki żądny przygód? ‒ zapytałem przyjaciela z przekąsem.

‒ Cóż, chyba nie spodziewałem się czegoś tak... nie wiem. Pierwszy raz w życiu nie potrafię znaleźć odpowiednich słów opisujących to, co widzę ‒ odparł i z zakłopotaniem podrapał sie po brodzie.

‒ W sumie to cieszę się, że ktoś w końcu zamknął ci usta. ‒ Poklepałem go po ramieniu. ‒ Chodźmy, przedstawię cię. Chyba, że zrezygnowałeś? ‒ Uniosłem wyzywająco brew.

‒ Nie. Oczywiście, że nie ‒ rzucił już pewniej i ostatecznie poszedł w ślady mojej złodziejki, a ja zaraz za nim. Jednocześnie rozglądałem się pilnie za spiżowym smokiem. Ten rozrabiaka bardzo lubił mnie zaskakiwać, co udawało mu się częściej, niż chciałbym przyznać.

‒ Witaj, Agaresie. Przyprowadziliśmy przyjaciela. Poznaj Farrena. Jest bardem ‒ powiedziałem krótko.

Lily stała obok, trzymając rękę na smoczej nodze. Jego postawa pozwoliła nam zobaczyć jaśniejsze łuski podbrzusza, kolorem przypominające zakrwawioną figurę z brązu.

Miasto Złodziei (Część 3) - RhodeburyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz